Bez kategorii
Like

„Kolega”

08/02/2012
481 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Jak w więzieniu się strzyże baranów.

0


    Byłem wtedy w więzieniu w Z. Zachorowałem na półpaśca. Ponieważ była to choroba zakaźna zamknięto mnie w izolatce. Takie więzienie w więzieniu. Ale luksusowe. Miałem dla siebie cały pokój. Z innymi osadzonymi rozmawiałem przez siatkę, która odgradzała pomieszczenia izolatki od reszty więzienia.

   Znajomych dorobiłem się wielu. Prowadziłem w tym więzieniu zajęcia muzyczne. Rano dla początkujących, a po południu dla bardziej zaawansowanych. Miałem dzięki temu łagodniejsze warunki odbywania kary; stałą przepustka na w miarę swobodne poruszanie się po terenie zakładu karnego itp.

   Kiedyś przyszedł do mojej celi jakiś osadzony i spytał się o muzyka. Chodziło o stare struny do gitary. Czy mógłbym mu je dawać zamiast wyrzucać. Nie widziałem problemu. Celem informacji nadmienię, że najcieńsze znakomicie nadają się do wykonywania tatuażu.

   Raz w tygodniu przysługiwała kąpiel. Wiązało się to wydarzenie ze zmianą pościeli. Pościel była byle jaka, często dziurawa, biała. Dostałem ją i już zamierzałem wyjść gdy zostałem zatrzymany. Okazało się, że mój nowy znajomy jest szefem więziennej pralni. Od tamtej pory dostawałem najbardziej luksusową pościel jaka tylko była dostępna w tych warunkach.

   Kajfus był perkusistą w moim zespole, basista był szefem kuchni. Nie mogę powiedzieć, że miałem źle.

   Do swojej dyspozycji miałem też oddzielne pomieszczenie. Do nauki gry i na próby zespołu. Po skończonych zajęciach doglądałem czy jest  wszystko w należytym porządku: sprawdzałem czy są zamknięte okna, czy pozostawiłem po sobie porządek itp.

   Pewnego razu miałem problem z jednym oknem. Nie chciało się za cholerę zamknąć. Próbowałem wszystkiego i nic. Starałem się znaleźć przyczynę tych kłopotów i znalazłem. W oknie była sprytnie ukryta paczka, ale się wysunęła ze swojego miejsca i zahaczała. Po przyglądnięciu się bliżej zawartości i powąchaniu nie miałem żadnej wątpliwości co to jest: trawka. Spora ilość.

   Mówiąc szczerze byłem przerażony. Moje więzienie było typu półotwartego, a przez to mogłem trafić na "zamek". 

   "Zamek", czyli więzienie zamknięte, znajdował się na terenie więzienia właściwego. Trafić do niego było łatwo, znacznie trudniej było go opuścić. Od reszty odgrodzony by wysokim murem.

   No więc byłem przerażony. Zastanawiałem się co z tym fantem zrobić. Szybka decyzja – wyrzucam. Do ubikacji.Wrzucałem po trochu i spłukiwałem. Byłem prawie w połowie gdy naszły mnie wątpliwości: za zwykłe papierosy można mieć w więzieniu prawie wszystko, a co dopiero za maryśkę. Przestałem spłukiwać. Myślałem. W końcu zdecydowałem się zabrać pozostałą zawartość ze sobą do celi. Będę się zastanawiał później. 

   Zanim doszedłem do swojej celi już wiedziałem co zrobię. Miałem kilkadziesiąt paczek papierosów. Sam nie palę. Były przeznaczone na handel wymienny. Zacząłem z tych papierosów wydłubywać tytoń, a na jego miejsce upychać nową zawartość. Lub mieszałem razem z tytoniem. W różnych proporcjach. Aż wszystko ukryłem. Tak spreparowane papierosy czekały aż mi wpadnie do głowy pomysł co z nimi dalej zrobić.

   Minęło od tamtej pory sporo czasu. Leżały więc sobie czekając na jakąś okazję. Mi się nigdzie nie śpieszyło:) 

   Więc przebywałem w izolatce, zdany na informacje dostarczane mi przez kolegów. Jednym z moich lepszych kumpli był pewien hydraulik. Pracował w więziennych warsztatach. Często miał coś do roboty na zewnątrz więzienia lub w biurach. Informacje dostarczane przez niego były więc jakby podwójnie cenne.

   Kiedyś przyszedł do mnie, pod siatkę i dostarczył mi Hiobowe wieści:

 – Wiesz, przenoszą Cię do innego więzienia. Widziałem pismo w biurze.

 – Jakiego?

   Jak mi powiedział, to ugięły się pode mną nogi. Nie dość, że było na przeciwległym krańcu Polski, gdzie nawet ptaki zawracają, to na dodatek robili mi to na prawie sam koniec pobytu w więzieniu. Tutaj już zdążyłem się zaaklimatyzować i wyrobić jakąś markę, często pięściami. Tam zaczynałbym od początku. Dlaczego?

 – Podobno robią to złośliwie. Mają już serdecznie Ciebie dość. Same z Tobą kłopoty.

   Tą informacją zatruł mi życie na wiele dni. A co dzień przynosił z biura nowe wieści. Coraz gorsze. Tak się zgadałem z innym kolegą na ten temat. Powiedział mi:

 – Wiesz, tak sobie myślę, że on kłamie. Dostaje od Ciebie za darmo papierosy, więc przychodzi. Zobaczył, że się tym przejąłeś więc dalej eksploatuje  temat.

   Dało mi to do myślenia. Ale jak sprawdzić czy mówi prawdę? Tak się zastanawiałem, aż wpadł mi do głowy pewien pomysł. Przy okazji znalazłem praktyczne zastosowanie dla posiadanej przez siebie  marihuany. Trochę tylko przepakowałem papierosy dodając do każdego z nich śladowe ilości tego specyfiku. Tak spreparowanymi "fajkami" częstowałem od tej pory hydraulika.

   Mijał dzień za dniem, a ja ciągle byłem w starym więzieniu. Nie miałem już złudzeń, że zostałem wykiwany. W międzyczasie hydraulik stanął przed komisją o przedterminowe zwolnienie. Ponieważ sprawował się nienagannie, do tego solidnie pracował w więzieniu, darowano mu resztę kary. Dobrych parę lat. Musiał tylko jeszcze poczekać parę dni aż przyjdą do więzienia jego papiery. Przyszedł do mnie się pożegnać. I na koniec jeszcze mi dopiec:

 – Wybacz, ale barany są po to aby je strzyc. Tak głupiego i naiwnego człowieka chyba w życiu nie spotkałem.

   I tym podobne. Było wiele racji w tym co mówił. Ale nie do końca. Może byłem naiwny ale z tym, że głupi, można było dyskutować.

   Marihuana jest wykrywalna w organizmie przez bardzo długi czas. Podszedłem do klawisza:

 – Brał przy mnie narkotyki.

   Na drugi dzień przyprowadzono go do lekarza. Na test narkotykowy. Czekał w poczekalni. Mi było już wolno trochę wychodzić. Przysiadłem się do niego:

 – Co tutaj robisz?

 – Przyszedłem na jakiś test. Na narkotyki. Formalka, bo nie biorę.

 – Nie? Ja bym się sprzeczał. Ale cóż może wiedzieć taki baran jak ja?

 – Co masz na myśli?

 – A co byś powiedział gdyby się okazało, że w wypalanych przez Ciebie papierosach była marihuana?

   Zobaczyłem w jego oczach strach. Gdzieś zniknął cały jego luz i pewność siebie:

 – Zabił bym Ciebie. Słowo honoru, jak bym wyszedł to bym Ciebie zabił.

   Wstałem z ławki:

 – Po pierwsze nie masz honoru, a po drugie zanim wyjdziesz z więzienia to ja już i tak umrę. Ze starości.

   Przyszedł klawisz i przerwał nam tą jakże przyjacielską rozmowę. Gdy go wyprowadzał od lekarza hydraulik był już w kajdankach.

   Czasami gdy zdarzy mi się mieć jakiś depresyjny nastrój, wystarczy jak sobie przypomnę tamto zdarzenie. Nastrój poprawia mi się natychmiast.

   

   

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758