Bez kategorii
Like

Jak Ojciec Pio z siostrą Ritą zmawiali sie w powietrzu na akcje.

03/01/2012
1541 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

,,Wspólnie z Maryją kierowałam strzałem zamachowca”

0


– to szokujące wyznanie siostry Rity Montelli przytacza w swej książce Antonio Socci, przybliżając nieznane karty zamachu na Papieża Jana Pawła II.  Co łączyło Siostrę Ritę z Ojcem Pio? Na czym polega tajemnica Świętego z Gargano?

 

Socci, z wielką pasją i zacięciem dziennikarskim, odkrywa przed nami kolejne rozdziały tajemniczej misji Ojca Pio – jego powołania do współodkupienia. Przedstawia zdumiewające, niepublikowane dotychczas wyznania jego duchowych uczniów, którzy nadal mu w tej misji pomagają. Biorą na siebie ciężar grzechów innych, sprawiając, że wciąż otrzymujemy wiele łask i cudów, z których nie zdajemy sobie sprawy…

 

Zamach na Jana Pawła II, relacja jaka łączyła Ojca Pio z przyszłym papieżem, do tej pory niewyjaśnione tajemnice, między innymi jego stygmatów i daru bilokacji. Te i inne szokujące sprawy porusza powyższa publikacja.

 

Ojciec Pio. Tajemnica życia to książka, która na zawsze zmieni nasze myślenie na temat Ojca Pio, Jana Pawła II i pamiętnego dnia w maju 1981.

 

z książki:

 

13 maja 1981 roku, około godziny 17.17, na Placu św. Piotra w Rzymie, turecki zabójca, Mehmet Ali Ağca, wysłany przez nieznanych i potężnych mocodawców, czeka na odpowiedni moment, aby strzelić do Papieża Jana Pawła II. Ten dwudziestotrzyletni „Szary Wilk” jest zawodowym mordercą i znakomitym strzelcem. Ma tylko jeden cel – zabić. Stanął w drugim szeregu, bardzo blisko, bo zaledwie trzy metry od Ojca Świętego. Jest bardzo skupiony i zdecydowany. Człowiek, którego ma zabić, znajduje się przed nim bezbronny i na wyciągnięcie ręki, już mu nie umknie.

 

Zatem jak to możliwe, że zabójcy nie udało się dokonać zamachu i dlaczego? Gdyby zabił Papieża – a przecież strzelał z 99,99% procentową skutecznością – to ten pontyfikat zostałby w samym zarodku unicestwiony. Wówczas inaczej potoczyłaby się historia Kościoła, a przede wszystkim inaczej potoczyłyby się losy całego świata, ponieważ rola, jaką Papież Polak odegrał w bezkrwawym obaleniu komunizmu, była ogromna i decydująca. Gdyby go zabrakło, wówczas wszystko potoczyłoby się inaczej i z pewnością wydarzenia na całym świecie mogłyby zakończyć się rozlewem krwi. (…)

 

Ojciec Święty zawsze twierdził, że został uratowany dzięki cudownemu wstawiennictwu Dziewicy Maryi. Świadczy o tym wizerunek Matki Bożej, który Papież kazał umieścić na ścianie górującej nad Placem św. Piotra, tak aby przypominał o miejscu, gdzie dokonał się zamach na jego życie, oraz wystrzelona do niego kula, którą zawiózł w pierwszą rocznicę po zamachu jako wotum dziękczynne do sanktuarium w Fatimie i polecił wmontować ją w koronę Królowej Pokoju. Jak wiadomo zamachu dokonano w dniu, w którym Kościół obchodził rocznicę pierwszego objawienia Matki Bożej Fatimskiej, które miało miejsce 13 maja 1917 roku. Ten szczególny zbieg okoliczności pozwala nam myśleć o nadprzyrodzonej opiece, którą Matka Boża z Fatimy otoczyła Papieża, aby wyrwać go śmierci.

 

Fakt, iż profesjonalny zabójca, niezwykle zręczny i zdecydowany, chybił z tak bardzo bliskiej odległości, strzelając dwa razy do łatwego i bezbronnego celu, jest po prostu niewytłumaczalny. Również sposób, w jaki pocisk zranił brzuch Ojca Świętego, w opinii chirurgów jest po ludzku niewytłumaczalny. To, iż jakaś tajemnicza ręka spowodowała, że wystrzelona kula w stronę Papieża chybiła celu, tym samym ratując mu życie, nie jest wyłącznie odosobnionym przekonaniem Karola Wojtyły. Jest to przekonanie sprawdzone, potwierdzone naukowo. Profesor Crucitti dodaje, iż zauważył coś, co jest „absolutnie niespotykane i niewytłumaczalne”. Wystrzelona kula trafiła w brzuch Papieża nie w linii prostej, lecz na takiej zasadzie jakby „chciała” ominąć najważniejsze dla życia organy. Musnęła tylko główną tętnicę. Gdyby ją zraniła, to Ojciec Święty umarłby na skutek całkowitego wykrwawienia, zanim dojechałby do szpitala. Kula ominęła również kręgosłup i wszystkie inne najważniejsze nerwy, których uszkodzenie mogłoby spowodować paraliż Jana Pawła II. „Wydaje się – podsumowuje profesor – że ta kula była tak prowadzona, by nie spowodować nieodwracalnych uszkodzeń”.

 

Dlatego 13 maja 1994 roku, przemawiając do biskupów włoskich, Jan Paweł II mógł z przekonaniem stwierdzić: „To Matczyna ręka kierowała lotem pocisku i umierający Papież stanął na progu śmierci (…). Śmiercionośna kula zatrzymała się i Papież żyje – żyje, aby służyć!”. Papież był przekonany, że tajemnicza ręka należała do Matki Bożej z Fatimy, ku czci której obchodzono owego dnia liturgiczne święto. „Przybyłem do Fatimy, aby podziękować Maryi” – napisał w swojej książce Pamięć i tożsamość. Dlatego tamtego właśnie dnia, 13 maja 1982 roku, w pierwszą rocznicę zamachu wyznał: „W tym wszystkim, co wydarzało się w moim życiu, zauważyłem specjalną matczyną opiekę Maryi. W tej godzinie tu, w fatimskim sanktuarium, pragnę powtórzyć wobec was wszystkich «Totus tuus – cały Twój, o Matko!»”. Papież później przy różnych okazjach powtarzał: „Jedna dłoń strzeliła, druga pokierowała pociskiem”.

 

Oczywiście, nikt nigdy nie poszukiwał świadków tej nadprzyrodzonej interwencji. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, że to jakaś dłoń fizycznie przeszkodziła Ağcy w oddaniu śmiertelnego strzału. Trwało to aż do pewnego lipcowego dnia 2007 roku, kiedy natknąłem się na plik dokumentów, które otrzymałem w maju 2005 roku i które wówczas odłożyłem, nie przywiązując do nich większej wagi. Porządkując książki, otworzyłem akta sprawy, o których posiadaniu nawet nie wiedziałem, a które zawierały opis niezwykłej historii życia Cristiny Montelli, „dziewczynki” Ojca Pio. Gdy zagłębiłem się w lekturze, odkryłem coś dotąd dla mnie nieznanego. Po kilku dniach postanowiłem odszukać osobę, która zgromadziła o niej wiele świadectw i cennych dokumentów. (…)

 

Siostra Rita, zaraz po 1981 roku, w poufnej rozmowie wyznała ojcu Franco – prosząc go jednocześnie, aby nikomu nie wyjawiał tego przynajmniej do jej śmierci – że była obecna dzięki zdolności bilokacji na Placu św. Piotra 13 maja 1981 roku. Co więcej, powiedziała: „Wspólnie z Maryją kierowałam kulą zamachowca”. Tak brzmi dosłownie jej wypowiedź. Jest to z pewnością zaskakujące wyznanie, do którego można odnieść się z uwagą jedynie wówczas, jeśli się całkowicie wierzy tej zakonnicy, jeśli jej życie było święte i dary nadprzyrodzone, którymi się odznaczała, były poświadczone przez osoby godne zaufania, począwszy od tego, co o niej powiedział św. ojciec Pio z Pietralciny, który, o czym później powiemy, wspólnie z siostrą Ritą dokonał kilku nadzwyczajnych czynów. Kto zna Ojca Pio, ten wie, że w jego życiu nadzwyczajne zjawiska były praktycznie codziennością. A my, żyjąc zazwyczaj w ciemnościach, gdy ktoś nam otworzy oczy, z trudnością przyzwyczajamy się do światła, które nas otacza, do Przedwiecznego, który jest prawdziwą i ostateczną rzeczywistością. (…)

 

Czy wobec podobnej sensacyjnej wiadomości mamy szukać jeszcze dodatkowych dowodów? Sądziłem, iż w przypadku wydarzenia o charakterze nadprzyrodzonym nie muszą istnieć jakiekolwiek dowody. Uważałem, że ich poszukiwanie nie miałoby żadnego sensu Gdyby nie pewne zaskakujące potwierdzenie, którego udzielił nieświadomie, nic nie wiedząc o zaistniałych wydarzeniach, sam bezpośredni sprawca zamachu, terrorysta Mehmet Ali Ağca. Podczas drugiego przesłuchania w sprawie zamachu tak zrelacjonował on sędziemu śledczemu Ilario Martelli całe zdarzenie: „Zabójstwo Papieża było moim oczywistym zamiarem. Taki otrzymałem rozkaz. Oddałem jedynie dwa strzały, ponieważ obok mnie stała jakaś zakonnica, która złapała mnie za prawe ramię, nie pozwalając mi dalej strzelać. Gdyby nie ona, to zabiłbym Papieża”.

 

Kiedy przeczytałem tę informację, to zrozumiałem, że poznałem sensacyjny wątek, który prawdopodobnie umknął uwadze nas wszystkich: istnienie zakonnicy, która udaremniła zabójstwo [Papieża]. Dlatego od razu pomyślałem o siostrze Ricie. Prawdę mówiąc, wieść o siostrze, która przeszkodziła Ağcy zastrzelić Papieża, od razu poszła w świat. O tym możemy przeczytać w gazetach z tamtego okresu. Napisał o tym m.in. Adriano Sofri w artykule poświęconym siostrom zakonnym: „Po południu owego dnia zamachu na Placu św. Piotra ludzie mówili o jakiejś zakonnicy, która rzuciła się na Alego Ağcę, aby przeszkodzić mu w strzelaniu do Papieża”. Wydaje się jednak, że wszyscy zawsze mylili osobę tej zakonnicy, o której mówił Ağca, z tą, która później zablokowała mu drogę ucieczki. Pomyłka ta prawdopodobnie bierze się stąd, że jedyną zakonnicą, którą policji udało się odnaleźć i rozpoznać, była właśnie ta druga zakonnica, która była również świadkiem na procesie. Natomiast o pierwszej zakonnicy ślad wszelki zaginął, nie została zidentyfikowana przez policję, nie pozostała na Placu św. Piotra po tym, jak chwyciła prawe ramię zabójcy, przeszkadzając mu w oddaniu kolejnych strzałów. Zwyczajnie wyparowała. W tym momencie dotykamy tajemnicy, czegoś nadzwyczajnego. I zapewne niejeden pokręci z niezadowoleniem nosem. Jednakże mistycy – jak mówi Jean Guitton – obalają nasze rzekomo fizyczno-matematyczne przekonania, ponieważ otwierają przed nami inny wymiar, zmuszają nas do zrozumienia, jak krótkie jest nasze widzenie, i pozwalają wedrzeć się Bogu w chwilę obecną. W taki sposób nawet to, co niepojęte, staje się zrozumiałe: wieść o siostrze, która żyje w klauzurowym klasztorze w Toskanii, oraz to, że pewnego dnia, dzięki darowi bilokacji, udaremniła zamachowcowi oddać kolejne strzały. Zresztą, jak się przekonamy, świadectw dotyczących bilokacji siostry Rity i Ojca Pio jest o wiele więcej i są one bezsporne. Ponadto poniżej przytoczone fakty rzeczywiście pokrywają się z wyznaniem siostry Rity. Pierwszym z nich jest wyznanie Ağcy, w którym mówi o jakieś zakonnicy, która chwyciła go za ramię, uniemożliwiając mu oddanie kolejnego strzału. Drugim faktem jest zeznanie niejakiej siostry Łucji, która udaremniła ucieczkę Alego Ağcy. Dotarcie do niej – zresztą nawet nie bezpośrednie – nie było łatwe. Wiedziałem, że przebywa w klasztorze w Genui, ale nie rozmawia z dziennikarzami. Ostatnio jednak, 10 stycznia 2006 roku, spisała dla L’eco di Bergamo swoje wspomnienia dotyczące zamachu. Siostra Łucja Giudici – która w rzeczywistości w życiu zakonnym nosi imię Letycja – napisała: „Tak, to właśnie mnie przypadło w udziale złapać Alego Ağcę, kiedy próbował uciec z Placu św. Piotra po oddaniu strzału do Ojca Świętego. Nie mogłam się doczekać, że ktoś go zatrzyma… Wszyscy pielgrzymi i turyści byli w tym momencie osłupiali i wstrząśnięci obserwowaniem, jak ciężko ranny Papież jest przewożony do Polikliniki im. Agostina Gemellego. Wszystko rozgrywało się błyskawicznie, a ja odruchowo wyczekiwałam chwili, by obezwładnić go i i nie wypuścić aż do momentu dotarcia policji”. Siostra Łucja nie pisze wcale o tym, że znajdowała się obok Ağcy i że chwyciła go za ramię. Wręcz przeciwnie – swoją relację zaczyna od momentu, gdy dopada zamachowca zaraz po tym, jak on po oddaniu strzałów zaczyna uciekać. W ten sposób naprowadza nas na właściwy trop. Najpierw jednak musimy dokładnie dowiedzieć się, w jak dużej odległości znajdowała się ona od tureckiego mordercy. (…)

 

glosojcapio.pl/index.php

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758