Ciagle cisza wyborcza , za chwile się zaroi od komentarzy, ale wszystkie będą brzmieć jednakowo, wiec nie bardzo jest sens cokolwiek pisać, poza „ yes, yes, yes”, albo „jeszcze wam, kuźwa pokażemy nastepnym razem!”. Dopiero potem będzie można poczytać analizy, dokładniejsze dane, obśmiać bezlitośnie sondażownie. No, a na razie pociągnę jeszcze jedna morską opowieść o dawnych przewagach i wiktoriach. Było to na „Normandy”, ex Irish Ferries, potem kupionym przez kompanie z Singapuru z planem przebudowania na ARV, czyli Accomodation Repair Vessel, taki pływający hotel- warsztat dla platform wiertniczych. W miedzyczasie kompania postanowila zarobic troche grosza i wyczarterowala statek do Hiszpanii, z przeznaczeniem na linie Almeria- Nador w Maroku. Normandy jeszcze w barwach Irish Ferries i po przemalowaniu: Linia […]
Ciagle cisza wyborcza , za chwile się zaroi od komentarzy, ale wszystkie będą brzmieć jednakowo, wiec nie bardzo jest sens cokolwiek pisać, poza „ yes, yes, yes”, albo „jeszcze wam, kuźwa pokażemy nastepnym razem!”. Dopiero potem będzie można poczytać analizy, dokładniejsze dane, obśmiać bezlitośnie sondażownie.
No, a na razie pociągnę jeszcze jedna morską opowieść o dawnych przewagach i wiktoriach.
Było to na „Normandy”, ex Irish Ferries, potem kupionym przez kompanie z Singapuru z planem przebudowania na ARV, czyli Accomodation Repair Vessel, taki pływający hotel- warsztat dla platform wiertniczych. W miedzyczasie kompania postanowila zarobic troche grosza i wyczarterowala statek do Hiszpanii, z przeznaczeniem na linie Almeria- Nador w Maroku.
Normandy jeszcze w barwach Irish Ferries i po przemalowaniu:
Linia owszem, dochodowa, pasażerów mnóstwo, ale sami Marokańczycy- jak się zapewne domyślacie, jakość i zachowanie, tudzież zapachy roztaczane wokół znacząco różne od tych na Queen Elisabeth i Silver Wind. No, ale tym razem nie o tym, być może napisze parę tekstów o swoich przygodach w Nador, jak również poświęcę parę ciepłych słów przesympatycznej załodze marokańsko- honduraskiej, której zawdzięczam wiele miłych wspomnień. Co zresztą wspomniałem przy okazji podziękowań dla premiera Maroka, który śmignął swoją awionetka pod słynną chmura w czasie pogrzebu Prezydenta, zawstydzając zachodnich palantów stanu.
Po sezonie załoga hotelowa pojechała do domów, lub na inne statki kompanii,. A ja zostałem z pokładem i maszyną z Filipin, Ukrainy, Bułgarii, Chorwacji, w Almerii, szykując się do długiej podróży do Singapuru, przy czym powiedziano mi, ze by sie nie spieszyć, bo i tak będziemy czekać na miejsce na kotwicy na redzie Singapuru. Tak więc ruszyliśmy, noga za noga, na jednym silniku Morzem Śródziemnym w stronę Kanału Sueskiego. Przezornie zamówiłem , ze swojego doświadczenia 200 kartonów Marlboro i skrzynkę whisky na łapówki po drodze, – bez tego , ani rusz w tych stronach. I co powiecie, zanim dotarłem do Singapuru ( tam oczywiście nikt łapówek nie brał) wszystko zniknęło w torbach immigration, celników, pilotów, inspektorów, cumowników, jak smar w maszynie, która dzieki temu porusza się sprawnie i szybko. Bez bakszyszu w ogóle nie co się wyprawiać w te strony, chyba ze ma się dużo czasu i cierpliwości , tudzież pieniędzy na usuwanie zastrzeżeń i przeszkód wynajdowanych z jeszcze wiekszą dużą cierpliwościa i pomysłowościa przez inspektorów. Najwięcej w Egipcie, Marlboro Country. Oprócz papierosów , jako bilet bezbólowego przejazdu służa mydło, papier do drukarki, mleko w kartonie, połeć wołowiny z chłodni, sześciopak Coca coli i Fanty, no, generalnie, wszystko, no ma jaka wartość handlową, lub spozywczą, co ciekawe, whisky tam się nie przydaje, za to się przyda w dalszej czesci podrózy- w Omanie i Sri Lance ( i to jeszcze jak się przyda!)
Podroz przez Kanal Sueski:
Obdarować trzeba pilota, załogę pilotowki, cumownikow, rodziny tychże, watermana, garbagemana, inspektora sanitarnego, immigration, inspektora kanalowego, safety, inspektora Lloydsa, agenta i jego rodzinę, potem znowu pilota, załogę pilotówki, cumowników, obslugę reflektora manewrowego, w połowie kanału zmiana pilota, zatem od nowa- bakszysz dla obsady itp. W końcu jeszcze tylko bunkierka, czyli tankowiec z paliwem u wylotu- i wyplywamy na Morze Czerwone. Chwila spokoju, ale za chwile Zatoka Adeńska i najbardziej koszmarna część podrózy- piraci!
Ale o tym w następnym odcinku.
Dziennik Pokladowy Seawolfa, kapitana , oszoloma, jaskiniowgo antykomucha