Państwowy wymiar prywatnej wizyty Radosława Sikorskiego w Berlinie ukazuje artykuł na łamach wtorkowego (29.11.) FAZ. Lektura ciekawa, bo konserwatywny dziennik pisze o tym, co Sikorski od Berlina chce, a nie, co mu daje.
Formę wystąpienia Sikorskiego w elitarnym klubie DGAP moim zdaniem błędnie wielu ludzi prawicy odebrało jako hołd berliński. Ten hołd Polska złożyła już dawno, przystępując do wspólnoty. Szef dyplomacji III RP (czy uzgodnił to z DonaldemTuskiem?) po peanach na rzecz Niemiec przedstawił
katalog
postulatów, które zaskoczyły FAZ. Powszechnie znany jest upór Angeli Merkel przeciwko uspołecznieniu długów (EBC i kwestia euroobligacji, groźba inflacji). Tymczasem gazeta zwraca uwagę, że RS bardziej obawia się kolapsu, niż inflacji. Nie wiem, czy ucieszy to Frau aus Eisen. Kiedy
Sikorski
stawia UE za wzór USA (przy okazji gwarancji praw podstawowych) to przecież nie można tego brać na serio. Po prostu widzi on fiasko projektu Europa i chciałby utrzymać go przy życiu za wszelką cenę. Stąd ten bonmot, że mniej się boi potęgi Niemiec, niż ich bezczynności. Strach ma wielkie oczy.
Post scriptum: wizja upadku UE spędza sen z oczu Platformie. Ona – jak powiedział RS w Die Welt – „myśli inaczej, niż Brytyjczycy”. A szkoda. Brytyjska wizja wspólnoty jest prawicy bliższa od eksperymentu wskrzeszenia imperium.