Bez kategorii
Like

De profundis – aktywność polityczna Polaków

27/11/2011
397 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Nie znam się na metodach obliczonych na przetrwanie od tego specjalistą jest Jacek Pałkiewicz. Ja – czym się szczycę i z czego się bardzo cieszę – jestem człowiekiem podejmującym różne inicjatywy

0


 

W pierwszych miesiącach okupacji Niemcy przeprowadzili na terenach przez siebie zajętych bezwzględną akcję likwidacji Polaków legitymujących się wykształceniem, osiągnięciami na niwie społecznej, majątkiem. Dotyczyło to szczególnie Wielkopolski i Pomorza. Pisałem tu swego czasu o księdzu Blizińskim z Liskowa, opowieść o nim zawarta jest w „Baśni jak niedźwiedź”. Człowiek ten trafiwszy na nędzną i bandycka parafię zamienił ją wkrótce w ośrodek spółdzielczości, edukacji i pobożności, na którym ludzie wzorują się do dziś. Jak ktoś nie wierzy niech sobie do tego Liskowa pod Kaliszem pojedzie i zobaczy czym się miejscowość ta różni od innych miejscowości w okolicy. Ksiądz Bliziński nie został przez Niemców zabity, ukrywał się w Warszawie i tam zmarł. Inni nie mieli tak spokojnej śmierci, trafiali do obozów lub byli zabijani w swoich domach. I nie chodziło tu bynajmniej o to, że ludzie ci są Polakami, chodziło o to, że oni sami, przez samą swoją tylko aktywność i pomysłowość stanowią zagrożenia dla żywiołu niemieckiego, że z ich głów i serc wydobywa się coś takiego, co porządkuje chaos i tworzy hierarchię. Dlatego musieli zginąć.

 

Czy dziś zostało nam coś z tego ducha? Myślę, że nic. Dziś nie uprawiamy już żadnej działalności poza gadaniem, pisaniem i przerzucaniem się argumentami. Każda bowiem działalność jest pilnie obserwowana i każda stanowi zagrożenie o ile przynosi sukces. Zagrożeni nie są bynajmniej Niemcy, ale nasze rodzime mafie rozmaitej proweniencji. Rozmaite ukryte hierarchie, które porządkują świat, a o których my niewiele wiemy. Postrzegamy to jedynie jako bezwład i tak zwaną ogólną niemożność. Ten bezwład jest już tak totalny, że gdy ktoś próbuje go przewalczyć, wzbudza zdziwienie i podejrzenie o agenturalność. Patologia jest tak wielka, że każda skuteczność jest podejrzana. Jedyne więc co nam pozostało to siedzieć i gadać. Jedyne co nam pozostało to organizować panelowe dyskusje i stowarzyszenia, które mogą występować o unijne dotacje i o nic więcej. To jest dziś miarą sukcesu i przedsiębiorczości – skuteczność w żebraniu.

 

Napisałem wczoraj tekst o dziwnej i niezrozumiałej z mojego punktu widzenia deklaracji Jarosława Kaczyńskiego. Być może nie jest ona wcale tak niezrozumiała. Być może tam na górze już dawno przestano myśleć kategoriami określanymi słowem – humanizm. Być może tam jest już tylko socjotechnika i jakieś wykresy, które oni przykładają do innych wykresów lub jakichś tabelek i wychodzi im, że dziś właśnie trzeba powiedzieć lub napisać coś o karze śmierci. Być może to wszystko co my tutaj mówimy i czym się emocjonujemy nie ma po prostu żadnego znaczenia Być może. Nie wiem.

 

Ponieważ jedna z podstawowych tez tego bloga brzmi; rewolucja się nie skończyła, trwa nadal i to co mamy, to zaledwie jakaś pieriedyszka, warto się zastanowić po co my w ogóle – my jednostki, indywidualności – jesteśmy potrzebni. Takiemu choćby Jarosławowi Kaczyńskiemu. Myślę, że po nic. My jesteśmy tylko jakimś niepotrzebnym wyrzutem sumienia. W najlepszym wypadku. Oto wśród dramatycznej nieskuteczność, wśród porażek i klęsk, nie ma nikogo, absolutnie nikogo, kto potrafiłby tę tendencję odwrócić. To znaczy ludzie tacy są oczywiście, ale – jak ktoś tu wczoraj zauważył – nie cieszą się zaufaniem. Dla mnie zawsze najdziwniejsze w PiS było to, że zaufaniem cieszyli się tam ludzie, którzy potem jako pierwsi tego zaufania nadużywali.

 

Skoro zaufanie, to jednak jakieś inne niż socjotechniczne pomysły tam jednak krążą. Zaufanie czyli skupienie się na osobie, na konkretnym człowieku. Na kim? Wymieńmy kilka nazwisk najbardziej zaufanych: Ludwik Dorn, Michał Kazimierz Ujazdowski, Marek Jurek, Michał Kamiński, Adam Bielan, Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski. I na tym poprzestańmy pozostawiając wnioski czytelnikowi.

 

Jakiego rodzaju cechy osobowości potrzebne są w PiS, że zaufaniem obdarzani są ludzie, których jednym charakterystycznym rysem jest dramatyczna wprost nieskuteczność? Może Kurski jest tu wyjątkiem, ale on ponoć właśnie miał tego zaufania najmniej. Myślę, że chodzi tu o pewien rodzaj emploi, bardzo charakterystyczny. O taki look, który da się podpisać pod fotografią słowami – nowoczesny, urzędnik, sprawnie działającego aparatu. Myślę po prostu, że zaufanie to opiera się na bardzo powierzchownej ocenie. Wbrew rozlicznym deklaracjom i zapewnieniom. Innego wniosku wyciągnąć nie mogę. Ponieważ w przeciwieństwie do sztabów Prawa i Sprawiedliwości, my się tutaj nad skutecznością działań zastanawiamy bardzo głęboko i w większości przypadków – biorąc oczywiście poprawkę na skalę zjawiska – tę skuteczność osiągamy, ocena praktyk dokonywanych w PiS musi budzić nasze zdziwienie. Ja celowo piszę w liczbie mnogiej, bo mam tu na myśli wszystkich tych, z którymi wielokrotnie o polityce i Polsce rozmawiałem, a którzy czytają ten blog nie zawsze wpisując komentarze.

 

Tak więc błąd tkwi gdzieś w wyobrażeniach jakie Jarosław Kaczyński i jego świętej pamięci brat mieli na temat ludzi w ogóle. Nie jest to moja sprawa, bo jak powiedziałem, jestem tutaj całkiem nieważnym elementem, ale deklaracje na temat mniejszej, ale sprawnie działającej drużyny, uważam za oznakę słabości i niezrozumienia istoty tego co się dzieje. Kiedy bowiem polityk, wódz, lub jakikolwiek lider idzie do sukcesu zgarnia za sobą wszystkich, dobrych, złych, skutecznych, gamoni, po prostu wszystkich. Bo oni wszyscy doskonale wyczuwają intencję i garną się pod jego sztandary. Człowiek idący ku klęsce troszczy się o czystość doktryny, o to czy wszyscy wyglądają jak należy i mają właściwe poglądy na każdy przepisany doktryną temat.

 

Być może to jest dobry sposób na przetrwanie do lepszych czasów. Ja nie wiem. Nie znam się na metodach obliczonych na przetrwanie od tego specjalistą jest Jacek Pałkiewicz. Ja – czym się szczycę i z czego się bardzo cieszę – jestem człowiekiem podejmującym różne inicjatywy, dobre, złe, chybione, trafione, różne. W tym widzę sposób na przetrwanie. Być może mój sposób jest zły, a ten proponowany przez Jarosława Kaczyńskiego dobry. Nie wiem tego dziś. Jak jest, okaże się w przyszłości. Chciałbym, żeby to Jarosław Kaczyński miał rację, żeby przetrwał do lepszych czasów ze swoją drużyną, a potem wyszedł na świat Boży jak Łokietek z grot Ojcowa i zrobił nam Polskę o jakiejś marzymy. Chciałbym tego, ale mam pewne wątpliwości. A mam je ponieważ nie wierzę w czekanie.

 

Ktoś mi tu wczoraj zarzucił, że teksty moje są coraz bardziej chaotyczne. Dzieci są w domu kochani i biegają mi za plecami krzycząc coś i wyśpiewując. Tak więc chaos może się tu wkradać i jest to chyba zrozumiałe. Tekst dzisiejszy nazwałem tak jak nazwałem z przekory. Ponieważ nasza dzisiejsza aktywność polityczna nie przypomina tej z czasów księdza Blizińskiego, że o tej z czasów Łokietka nie wspomnę. Ona się ogranicza do aktywności środowiskowej, to dotyczy rozmaitych stowarzyszeń, ale także twórców. Na tym blogu sprzedajemy tomik wierszy znakomitego zupełnie poety w habicie, ojca karmelity Antoniego Rachmajdy (zostały jeszcze trzy sztuki, spieszcie się, bo zamykamy kram, dodruku nie będzie). Nie został ów autor przez nikogo prawie z tak zwanych opiniotwórczych środowisk dostrzeżony, jedynym miejscem poza stroną karmelitów, gdzie promowane są jego wiersze jest mój blog. W tym czasie słaby, wtórny i pretensjonalny poeta nazwiskiem Wencel dostaje nagrodę im. Mackiewicza, za tomik wierszy pod słabym, wtórnym i pretensjonalnym tytułem „De profundis”. Dlaczego? Otóż dlatego, że tak zwani nasi nie stworzyli żadnej poza środowiskową płaszczyzny wymiany myśli. Próby zaś stworzenia takiej płaszczyzny są przez nich odbierane jako atak. Nie na wartości, które reprezentują bynajmniej, ale na budżety, które w trudzie zdobywają. Nagrody, promocje, wywiady, wszystko to są kwestie relacji środowiskowych, podobnie jest w polityce. My tu jednak jesteśmy. I wołamy do was – de profundis. Może nie wołamy tak jak by wam się podobało, ale jeśli wołać przestaniemy, to znaczy, że was już nie ma.

 

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania książek. Zostały trzy sztuki „Pustelnika północnego ogrodu”. Więcej nie będzie.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758