W Platformie Obywatelskiej trwa wojna bratobójcza. Stronami w tej wojnie jest z jednej strony Donald Tusk, a z drugiej Grzegorz Schetyna, nazwany przez Tuska liderem „wewnętrznej opozycji”.
Schetyna był przyjacielem i najbliższym współpracownikiem Tuska, wicepremierem i ministrem MSWiA w jego rządzie. To Schetyna przyczynił się do wzmocnienia pozycji Tuska w Platformie odgrywając istotną rolę w eliminowaniu z szeregów partii jej założycieli, „tenorów” Andrzeja Olechowskiego i Macieja Płażyńskiego. To on ograł i usunął ambitnego „premiera z Krakowa” Jana Rokitę. Elementem istotnym gry Schetyny przeciwko Rokicie było też wyeliminowanie „siostry” Tuska Zyty Gilowskiej („Donald bracie” – wołała kiedyś pani profesor).
W miarę jednak jak Schetyna pozbywał się konkurentów Tuska sam zaczął przepoczwarzać się w jego rywala. Zwolennicy Schetyny poczęli bowiem rozsnuwać wizje przyszłościowe: Tusk w roli prezydenta i Schetyna jako szef PO oraz premier rządu. Nie podobało się to Tuskowi. Kiedy więc ujawniono tzw. aferę hazardową (co zrobiła użyteczna w takich sytuacjach „Rzeczpospolita”) okazało się, że zamieszani w nią są politycy z dolnośląskiej baronii Schetyny, a on sam też jest znajomym podejrzewanych przez media biznesmenów. Tusk zadziałał wówczas błyskawicznie usuwając sprawców sytuacji kłopotliwej dla partii rządzącej ze stanowisk. Schetyna stracił fotele wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych i trafił na sejmowy boczny tor. Wprawdzie po pewnym czasie dzięki wsparciu Komorowskiego uzyskał fotel marszałka Sejmu, ale jednocześnie począł tracić wpływy w partii. Sądził, że sytuacja zmieni się, gdy Tusk zostanie prezydentem, a on siłą rzeczy stanie na czele PO. Jednak Tusk, ku zaskoczeniu wszystkich oświadczył, że nie zamierza kandydować. Udzielił przy tym wywiadu w którym stwierdził, że prezydent nie ma wielkiego znaczenia będąc posiadaczem „żyrandola”. Tusk wyraźnie nie chciał zostawiać Platformy Schetynie.
Marszałek, dziś były marszałek, jest jednak ambitnym człowiekiem. Podjął działania, które miały odwrócić niekorzystny dla niego bieg wypadków. Zaczął poszukiwać sojusznika do walki z Tuskiem. I go znalazł.
Okazał się nim zwycięzca wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski, który postanowił dowieść, że nie poprzestanie na obsłudze żyrandola. Otoczył się też gronem działaczy strupieszałej Unii Wolności, z którymi – dodajmy – Tusk przegrał. w 2000 r. w rywalizacji o przywództwo UW. Teraz swoimi ministrami Komorowski mianował tych, z którymi Tusk kiedyś przegrał. Drugą ważną grupą popierającą Komorowskiego są byli funkcjonariusze tajnych służb. Znajomy dobrze zorientowany w tym co się dzieje w pałacu prezydenckim twierdzi, że wielki wpływ ma tam były szef WSI gen. Dukaczewski, nazywany przez kancelistów Komorowskiego „wiceprezydentem”.
Sojusz Schetyny z Komorowskim został rozpoznany przez Tuska. Nie było to trudne bowiem oni tego specjalnie nie ukrywali. Peany na cześć Schetyny wygłasza bez końca prezydencki minister Tomasz Nałęcz. Paweł Piskorski, dawny działacz Platformy, też z niej usunięty, świetnie zorientowany w tym co się w PO dzieje twierdzi, że Komorowski świadomie uczestniczy w „wojnie” Tuska ze Schetyną i jest bardzo zainteresowany osłabieniem pozycji premiera. W tym kontekście inaczej można odczytywać przedwyborcze zapowiedzi Komorowskiego, który mówił, że jako prezydent nie musi mianować premierem przywódcy partii, która wygra wybory. Wtedy sądzono, że chodzi o Kaczyńskiego, gdyby PiS wygrał wybory. Dziś wiadomo, że tym kandydatem Komorowskiego na premiera był Schetyna. Komorowski podjął nawet nieśmiałą próbę realizacji tego planu skoro po wyborach parlamentarnych jako pierwszego zaprosił na rozmowę Schetynę, a nie Tuska. Piskorski określił to jako „prowokację” Komorowskiego wobec Tuska.
Zamiar nie powiódł się bowiem Tusk potrafił się obronić. W efekcie stracił Schetyna. Nie dostał obiecywanego stanowiska w nowym rządzie PO-PSL. Nie spełniło się pragnienie wspierającej Komorowskiego „Gazety Wyborczej”, gdy wybiegając w przyszłość cieszyła się: „premier pokazał, że gdy chodzi o państwo, potrafi wznieść się ponad osobiste animozje. Ale też dzięki temu Schetyna wicepremier stanie się jego podwładnym i premier będzie mógł mieć swego konkurenta pod kontrolą. Historia zatoczyła koło. Grzegorz Schetyna sprawdził się jako szef MSWiA. Teraz będzie mógł przekonywać Tuska do szybszych reform, o co zabiegał przez ostatnie dwa lata. W rządzie będzie mu łatwiej niż w Sejmie. Teraz – jak słychać w PO – może objąć po Cezarym Grabarczyku Ministerstwo Infrastruktury, które ma być przekształcone w resort transportu.”
Schetyna został zaledwie przewodniczącym sejmowej komisji spraw zagranicznych. Podobno jest jakąś głęboką „rezerwą kadrową" PO. Nałęcz usiłował zachować optymizm komentując decyzję Tuska: "Każdy mądry wódz zostawia sobie odwód na czarną godzinę. Moim zdaniem Schetyna, jego zwolennicy, to jest ten odwód na czarną godzinę. Oczywiście jeśliby ta czarna godzina wybiła dla premiera, to dowódca tego odwodu zażąda odpowiedniej ceny, rzecz jasna". Bronkowy minister wyrządził Schetynie niedźwiedzią przysługę – zapowiedział, że Tusk będzie musiał zapłacić Schetynie „odpowiednią cenę”. Ten mógłby więc powiedzieć – chroń mnie Panie Boże od takich przyjaciół jak Nałęcz. Należy wątpić, aby premier chciał „płacić”.
Tymczasem sam Schetyna pytany przez Monikę Olejnik jaka będzie jego pozycja w PO mówi, że potrafi być „cierpliwy” w osiąganiu tego, co zamierza. A naciskany w kwestii relacji z Tuskiem odpowiedział: „.. relacje prywatne czy historyczne, przeszłe są czymś, co trzeba zamknąć, nie można tego przekładać bezpośrednio na politykę, bo to będzie ze szkodą dla niej.”
Na razie jednak CBA zamknęło, na krótko, ale jednak, gen. Czempińskiego kolegę „wiceprezydenta” Dukaczewskiego oraz byłego współpracownika Leszka Balcerowicza, który jest autorytetem dla ministrów Komorowskiego.
Prof. Andrzej Zybertowicz o zatrzymaniu mówi: „Pomyślałem sobie, że któryś z graczy popełnił błąd. Albo generał i inni zatrzymani, albo policja, tajne służby bądź prokuratura. Nieźle znam mentalność tych drugich. Kierują się zasadą "dupokrytki". Nie podejmują żadnych działań jakkolwiek ważnych z punktu widzenia państwa, jeśli mogą one w nich uderzyć rykoszetem. Jeżeli więc aresztowali Cz., pojawia się pytanie, czy nie stoi za tym ktoś silniejszy od tego układu, ktoś kto mógł dać im zielone światło i gwarancję bezpieczeństwa.” W „Rzeczpospolitej”Metody Donalda Msciwego eliminacji politycznych konkurentowmożna przeczytać taką opinię. „Punkt pierwszy: Tusk nigdy nie robi tego własnoręcznie – mówi nasz rozmówca. Punkt drugi: stworzył machinę na tyle doskonałą, że dziś nawet nie musi wydawać poleceń. Zawsze znajdą się chętni, którzy w lot zrozumieją intencje szefa. Punkt trzeci: Tusk zawsze udaje, że to nie on stoi za mordem. – Jego poplecznicy poderżną ci gardło, a on przyjdzie i z zatroskaną miną powie „o, skaleczyłeś się” –opisuje metodę polityk PO.”
Po zatrzymaniu Czempińskiego we wszystkich dziennikach telewizyjnych w migawkach pojawiał się Schetyna. Dziennikarze nie pytali go o akcję CBA, ale o różne inne sprawy, np. o służbę zdrowia. Jedno tylko w tych obrazkach było wspólne – strach widoczny na twarzy Schetyny. Prokuratura zapowiada dalsze działania, które dotkną „ważne osoby”. Najwyraźniej w PO zaostrza się walka w której, jak można sądzić, chodzi nie tylko o skórę ambitnego lidera PO z Dolnego Śląska.
W wypowiedziach dla mediów Schetyna podkreśla, że Tusk jako lider PO ma prawo do tego co robi, a on sam nie czuje się marginalizowany. Jest więc trochę tak jak w dowcipie o pytaniach słuchaczy do Radia Erewan.
Pytanie słuchacza –czy będzie III wojna światowa?
Odpowiedź Radia –wojny nie będzie, ale będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie.
…………………………………………….
W czasie kampanii prezydenckiej Dukaczewski zapowiadał, że otworzy szampana, jeśli Komorowski wygra wybory i zostanie prezydentem. Już wiemy, że były szef WSI nie ochronił kolegi z dawnego UOP – a czy potrafi zakorkować otworzonego szampana?