Przepływamy obok Gallipoli, miejsca wielkiej bitwy i śmierci 130 tysięcy żołnierzy , wielkiej pomyłki Churchilla, próby zdobycia Stambułu i wejścia na Morze Czarne. Gdyby się udało , było by to wielkie, strategiczne zwycięstwo, połączenie z Rosją, odcięcie Turcji od sojuszniczych Państw Centralnych. Ale się nie udało. Zawsze to miejsce kojarzy mi się z filmem Mela Gibsona i z piosenka Sabatonu… Dzisiaj ranek nieco zamglony, wielki monument wygląda najbardziej imponująco wieczorem, podświetlony, górujący na cieśniną…… Rano ledwo go widac. A tak to wygladalo 95 lat temu: Monument na cmentarzu tureckim: Znalazlem ladne zdjecie z lotu ptaka, a wlasciwie z lotu F-16: Mój Boże, myślę sobie , poświstując na mostku piosenkę Sabatonu, Gallipoli- there is no enemy, there is […]
Przepływamy obok Gallipoli, miejsca wielkiej bitwy i śmierci 130 tysięcy żołnierzy , wielkiej pomyłki Churchilla, próby zdobycia Stambułu i wejścia na Morze Czarne. Gdyby się udało , było by to wielkie, strategiczne zwycięstwo, połączenie z Rosją, odcięcie Turcji od sojuszniczych Państw Centralnych. Ale się nie udało.
Zawsze to miejsce kojarzy mi się z filmem Mela Gibsona i z piosenka Sabatonu…
Dzisiaj ranek nieco zamglony, wielki monument wygląda najbardziej imponująco wieczorem, podświetlony, górujący na cieśniną…… Rano ledwo go widac.
A tak to wygladalo 95 lat temu:
Monument na cmentarzu tureckim:
Znalazlem ladne zdjecie z lotu ptaka, a wlasciwie z lotu F-16:
Mój Boże, myślę sobie , poświstując na mostku piosenkę Sabatonu, Gallipoli- there is no enemy, there is no victory, only boys who died In the Sand……tam leży tyle tysięcy młodych chłopaków, którzy zginęli bez sensu.
Jeszcze parę lat temu plynąłem tu na Minervie, spotkałem jeszcze stareńkiego weterana, który ze łzami w oczach spoglądał na mijany monument, był wtedy młodym chłopakiem, był chyba jednym z ostatnich żyjących…. Dziś już chyba go nie ma…..
Mijamy monument w porannej mgiełce, dobijamy do Cannakale, prąd w cieśninie , jak cholera, znosi nas, próbujemy to z tej, to z tamtej mańki w końcu mało nie walnawszy w naroznik keji przycumowaliśmy. Uffff…. No a potem normalka, trap, immigration, agent, pasażerowie jada na wycieczki, częśc na druga strone zobaczyc monument, częśc do starożytnej Troi. W międzyczasie trzeba podłączyć wąż z wodą, podstawic śmieciarke i wywalić z 15 metrów sześciennych śmieci, obejść statek i zobaczyc, co się zepsuło, odpadło, ubrudziło itp. Obejrzeć burtę, czy aby gdzieś nie ma rdzawego zacieku, potem Office Tours- emaile, prasówka, obiad, znowu Office hours….Zwykle staram się ucinać drzemkę poobiednią , ale dzisiaj dało się normalnie pospać do 7, więc raczej posiedzę i popiszę. W miedzyczasie kilka telefonów z agentem, ustalam, kiedy śmieciarka ma przyjechać po drugi rzut śmieci. Pytają z biura o jakieś uszkodzone okna w restauracji, w styczniu była naprawa gwarancyjna, gmeram w starych mailach ze stycznia, dzwonie do zmiennika, no, już wiem, zapasowe są gdzieś w magazynie na lądzie, pisze maila do znajomego goscia w Monaco, niech się zainteresuje. Uparcie poświstuję Gallipoli, hmm, mam chwilę, napisze cos . No i właśnie piszę
Po południu SOPEP Drill, symulacja rozlewu paliwa. Pod wieczór wycieczki zaczną wracać, o 18 znowu w drogę. Jutro Bosfor, potem wpływamy na Morze Czarne. Wieczór mam wolny, może się przejdę do baru. Jutro Welcome Party na scenie, trzeba się będzie przebrać w koszmarny galowy mundur i palnąć mowę do gości. No, co zrobić, w końcu za to mi płacą…..
Dziennik Pokladowy Seawolfa, kapitana , oszoloma, jaskiniowgo antykomucha