11 lutego minister obrony Azerbejdżanu Safar Abijew powiedział na spotkaniu z przedstawicielami Mińskiej Grupy OBWE (mediator w konflikcie wokół Górskiego Karabachu), że azerbejdżańska armia jest gotowa do użycia siły w celu przywrócenia kontroli nad Karabachem oraz otaczającymi go terytoriami kontrolowanymi przez Ormian. Wypowiedź ministra wpisuje się w narastające od miesięcy napięcie wokół Karabachu i jest kolejnym sygnałem świadczącym o zwiększaniu się ryzyka konfliktu zbrojnego.

Oświadczenie ministra miało miejsce trzy dni po ogłoszeniu przez znaną organizację pozarządową International Crisis Group (ICG) szeroko komentowanego raportu ostrzegającego przed kolejną wojną o Karabach (pierwsza toczyła się w latach 1992–1994 i zakończyła się trwającym do dziś rozejmem). Raport stwierdza m.in. że wraz z napływem petrodolarów rośnie potencjał militarny Azerbejdżanu (azerbejdżańskie wydatki wojskowe w br. będą wyższe aniżeli cały armeński budżet), co oznacza osłabienie pozycji Armenii. Wypowiedź ministra poprzedzona została krytyką „linii politycznej organizacji międzynarodowych w odniesieniu do Karabachu” dokonaną przez prezydenckiego ministra Alego Hasanowa, a także licznymi wypowiedziami polityków azerskich (m.in. samego prezydenta Alijewa) krytykującymi impas w rokowaniach i dopuszczającymi siłowe rozwiązanie konfliktu.
 OSW Tydzień na Wschodzie

HISTORIA KONFLIKTU GEOPOLITYCZNIE 2010

Rzeczywiście, Azerbejdżan wykonuje ostatnie działania przygotowujące do przeprowadzenia operacji antyterrorystycznej w Górskim Karabachu. Armenia liczy, że przyszły konflikt zbrojny obejmie także jej terytorium, co pozwoli na oficjalne zwrócenie się przez Erewań o pomoc do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), a przede wszystkim do Rosji. Rachuby te mogą jednak zawieść; wszak oficjalnie Baku kilkukrotnie oświadczało, że potencjalnymi działaniami wojennymi obejmie wyłącznie uznawany za część jej terytorium obszar Górskiego Karabachu i siedmiu przylegających do niego gmin. Rosnąca przewaga wojsk azerbejdżańskich na trudnym terenie linii frontu nie mogła ujść uwadze armeńskiego Ministerstwa Obrony i tamtejszych władz. W Armenii coraz częściej pojawia się świadomość, że nikt – także ulubiona w Erewaniu OUBZ – nie pospieszy z wysyłaniem swoich żołnierzy, by ginęli na okupowanym przez Ormian terytorium Azerbejdżanu.

Incydenty na linii frontu i manewry azerbejdżańskiej armii dały do zrozumienia państwom współprzewodniczącym tzw. grupie mińskiej OBWE i społeczności międzynarodowej, że Baku wkrótce całkowicie straci nadzieje na sens jakichkolwiek negocjacji pokojowych. Wywołało to międzynarodowy niepokój. Prezydenci USA, Rosji i Francji podczas szczytu G8 w Kanadzie ogłosili wspólne oświadczenie o konieczności pilnego rozwiązania konfliktu azerbejdżańsko-armeńskiego. Było ono jednocześnie apelem do Armenii o uznanie zaproponowanych wcześniej tzw. zasad madryckich. Na Południowym Kaukazie pojawili się współprzewodniczący grupy mińskiej, a w ślad za nimi sekretarz stanu Hillary Clinton, usiłując zapobiec zbliżającej się perspektywie nowej wojny. Pojawiła się pilna potrzeba „wsparcia” armeńskich władz, czym zajęły się państwa współprzewodniczące grupie mińskiej OBWE.

Media i eksperci w Armenii ze szczególną uwagą śledzili przebieg wizyty sekretarz stanu Clinton w Erewaniu. Większość obserwatorów uznało, że Clinton udało się przekonać władze armeńskie o konieczności przyjęcia zmodyfikowanych zasad madryckich. Źródłem takiego przekonania było m.in. to, iż nie podniosła ona w Erewaniu problemu więźniów politycznych i wydarzeń marca 2008 roku, które krytycznie oceniano w ostatnim raporcie Departamentu Stanu. Nasuwa się wniosek, że Clinton uznała użycie „bata” w postaci więźniów politycznych o marca 2008 roku za zbędne. Bardzo szybko zatem udało się Rosji i USA przekonanie Erewania o konieczności przyjęcia zasad madryckich, bez czego dalsze rozmowy z Azerbejdżanem nie byłyby możliwe. Najprawdopodobniej decyzję o tym Armenia ogłosi 16-17 lipca w Alma-Acie, podczas nieformalnego szczytu ministrów spraw zagranicznych państw OBWE, na którym ma też dość do rozmów szefów resortów Armenii i Azerbejdżanu.

ECAG Geopolika

Jaka panuje w Armenii atmosfera w związku z kolejną eskalacją konfliktu z Azerbejdżanem?J.O.: W rzeczywistości spór z Azerbejdżanem jest na tym samym poziomie od wielu lat a zagrożenie lansowane przez media nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Rocznie przy okazji pełnienia służby wartowniczej ginie w regionach przygranicznych około 10 żołnierzy zarówno z jednej, jaki i drugie strony barykady – najczęściej są oni pod wpływem alkoholu.  Gdyby zapytać przeciętnego mieszkańca Erywania czy odczuwa niebezpieczeństwo ze strony Azerbejdżanu, odpowiedziałby, że nie. Moi koledzy ze studiów pytani o wojnę z Azerami odpowiadają, że dopóki Rosja jest naszym przyjacielem nic w kwestii Górskiego Karabachu się nie zmieni. Moskwa potrzebuje tego „potencjalnego” konfliktu by wpływać na nasz region. Azerowie sprzedają ropę BP i dlatego Moskwa trzyma z nami – zaznaczają.

Portal.arcana.pl: 

Wojna jest najgorszą formą rozwiazania konfliktu ciągle odmrażanego. Jaki udział w tym jest Moskwy – trudne pytania i nie jednoznaczne opinie.

 

Kejow