Zacznijmy od znaczeń słów. Jedno pokolenie wystarczyło komunistom, by ze święta Wszystkich Świętych, obchodzonego 1istopada zrobić święto zmarłych.
Przez wojnę semantyczną rozumiem wojnę o znaczenie słów i wymowę faktów. Uważam także, że jest to pole, które tak zwana prawica, „nasi”, czy też „obóz niepodległościowy” jak to określił Jacek Karnowski, oddaje bez walki. Gorzej – nawet nie zauważa, że jest to główny teren nożowej rozprawy, po utraceniu którego nic już nie jest ważne. I można sobie do upadłego ujawniać afery gospodarcze, pokazywać dokumenty, z których wynika, że Kiszczak to zdrajca, mówić ludziom samą prawdę, przekonywać ich do własnych, jakże słusznych racji. Nic to nie pomoże, bo na najbardziej podstawowym poziomie, na poziomie znaczenia poszczególnych słów i pojęć wszystko jest przegrane. Od czego zaczyna się ta rejterada, bo to nawet nie jest klęska. Od deklaracji o dobrej woli porozumienia i od wyciągania ręki do zgody. Trzeba sobie jasno powiedzieć – nie chcemy w obecnych warunkach żadnego porozumienia, nie chcemy zgody i nie będziemy rozmawiać w sytuacji kiedy jednym medium, tak zwanym naszym, jest mocno nierozgarnięta gazeta Sakiewicza. Już lepiej milczeć. Stąd – powtórzę – bieganie do mediów i składanie tam rozmaitych deklaracji jest poważnym błędem. Od razu zaznaczę, że zdaję sobie sprawę z jałowości tych rozważań, bo nie ma takiego polityka, który zrezygnowałby z występów w telewizji i uwierzył, że one prowadzą do klęski. Toż on ma przecież rację i same mądrości do przekazania. Zastanawiajmy się jednak dalej, bo pointa dzisiejszego tekstu zaskoczy wszystkich.
Zacznijmy od znaczeń słów. Jedno pokolenie wystarczyło komunistom, by ze święta Wszystkich Świętych, obchodzonego 1istopada zrobić święto zmarłych. Co roku przypominane Zaduszki, które przypadają 2 listopada nie przebijają się do świadomości ludzi, bo zwyciężyła nowa, świecka tradycja. To jest niby drobiazg, rzecz nieważna, ale tylko pozornie. Pozornie, bo to nie wy zastanawiacie się jak odwracać znaczenie pojęć, ale ci którzy mają was za motłoch, bydło, a w najlepszym razie za tak zwany prosty lud lub handlowy target. Nie wiem po co komunistom potrzebny był ten zabieg, być może po to, by kult ograniczyć kult świętych, nie jestem szczególnie precyzyjny jeśli chodzi o rozważania religijne. Być może chodziło o coś innego, powinien się w tej sprawie wypowiedzieć ktoś bieglejszy ode mnie.
Przed nami kolejne święto, którego znaczenie będzie odwrócone. Święto Niepodległości, które na naszych oczach i przy naszym wybitnym udziale stanie się niedługo świętem polskich faszystów pogardzanym i wyszydzanym w Europie. Myślę, że jest na tę okoliczność wyasygnowany specjalny budżet, a być może kilka niezależnych budżetów. Sprawa jest bowiem prestiżowa i polityczna. Ma także za cel odrąbanie nas od reszek świadomości historycznej, która się w tych biednych polskich głowinach kołacze. To ważna rzecz z punktu widzenia, tych co mają wobec nas poważne plany. Nie jest tak jak zdaje się niektórym przychodzącym tu komentatorom – jeśli o czymś nie wiecie lub nie słyszeliście, nie znaczy to wcale, że to nie istnieje. Istnieje jak najbardziej i objawia się w momentach dla was zaskakujących, pozorując spontaniczność.
W jaki sposób odwrócone zostanie znaczenie i wymowa święta niepodległości? Poprzez krew. Inaczej się tego zrobić nie da i po to właśnie ludzie nieżyczliwi naszej ojczyźnie i naszej tradycji montują tę prowokację, po to zapraszają tu tych niczego nie rozumiejących durniów z Niemiec. I dziwi mnie doprawdy bojowa postawa „naszych”, szczególnie zaś naszych dziennikarzy, którzy nie wykonali ani jednego ruchu, by ostrze tej prowokacji stępić. Cały czas za to trwa podbijanie bębenka i nakręcanie koniunktury. Nikt nie napisał żadnego protestu, nie wysłał go do ambasady Niemiec, czy wręcz do Bundestagu, nikt nie zadzwonił do tych ludzi i nie próbował im wyjaśnić, w co się pakują. Nikt nie zmontował żadnej kontrprowokacji, która wyszydziłaby tę akcję, wyrwałaby jej żądło. Nikt nie skontaktował się z niemieckimi mediami i nie porozmawiał z ludźmi odpowiedzialnymi, którzy tam z pewnością są i nie próbował ich tą sprawą zainteresować. To są wszystko zaniechania, które stawiają nas w rzędzie kultur prymitywnych obok Aborygenów i Indian Mapuche z Chile, którzy za pomocą dmuchawek walczyli z osadnikami. Musimy opowiadać o swoim święcie i bronić go przede wszystkim w sferze jego rzeczywistego znaczenia, a nie dążyć do konfrontacji, czy czekać co się stanie i pisać wróżebne felietony. To są poważne sprawy, którymi powinni zająć się nasi dziennikarze i nasi publicyści, a także nasi politycy. Musimy wykorzystać wszystkie dostępne naszej cywilizacji sposoby, by obronić to święto. My zaś szykujemy się na jakiś uliczny Grunwald. Co się stało? Telefony w redakcjach się zepsuły? Nie znacie niemieckiego? To po angielsku z nimi pogadajcie. Ważne jest to nawiązanie kontaktu z Niemcami także z tego powodu, że ludzie za tę prowokację odpowiedzialni ustawili się w roli pośredników, właśnie w sferze najważniejszej, czyli semantycznej. To oni tłumaczą obcym czym jest nasze święto i to oni pokażą to święto w telewizji. Czy macie – mówię do ludzi, którzy na marsz się wybierają – odpowiednią ilość kamer, by wszystko co tam się będzie działo filmować i pokazywać w sieci? Macie, czy zamierzacie potem opowiadać, że zapomnieliście ich zabrać, albo baliście się, że ktoś jest zniszczy? Podkreślam – to jest teraz najważniejsza rzecz z punktu widzenia tego całego „obozu niepodległościowego”. I myślę właśnie, że nie od biedy byłoby, żeby to Karnowski właśnie zajął się tą sprawą. Oczywiście żartuję, tak zwani „nasi” są już tak wysoko, w takich intelektualnych diapazonach, że nie dla nich tego rodzaju zajęcia. Inni zaś nie wykonają żadnego ruchu, bo może się to nie spodobać nowemu naczelnemu Rzepy, albo ktoś ich opieprzy za zbyt długie rozmowy przez telefon z zagranicą. Tak to jest w tych redakcjach.
Kiedy już zmienią znaczenia Święta Niepodległości na trwałe, kiedy już wszyscy będą wiedzieć, że 11 listopada to dzień faszysty polskiego, przyjdzie czas na ustanowienie nowego święta, lepszego. Myślę, że będzie to jakiś dzień pedała obchodzony 22 lipca na plażach w całym kraju.
Dzień po przegranych wyborach napisałem, że od razu rozpocznie się akcja obtłukiwania PiS i próby przeciągania posłów z tej partii do PO lub innych ugrupowań. Pomyliłem się trochę. Zaczęło się coś innego. Oto mamy sprawę dwóch byłych prokuratorów, którzy nie mogą być posłami i jednego byłego bandyty, który posłem jak najbardziej być może. Piszący o tym koledzy skupiają się wyłącznie na aspekcie prawnym tej dziwnej przygody, ignorując całkowicie możliwości narracyjne jakie daje ten przypadek oraz aspekt moralny. Nie może być tak, z punktu widzenia zasad, że człowiek karany jest posłem, w dodatku karany za takie przestępstwa. Nie może on być tym posłem, w sytuacji kiedy mandatu odmawia się byłym prokuratorom, bo to znaczy, że – pomijając kwestię przepisów – że Polska jest państwem absurdów, prawnych i moralnych, których nie można tolerować. Tak jak nie można było tolerować prawnych absurdów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nam aspekt ten umyka, bo nam się wydaje, że rzeczywistość nasza obecna jest wieczna i nikt nie jest zainteresowany jej zmianą oraz nie poszukuje sposobów na dokonanie tej zmiany. Jeszcze raz powtórzę – z Sejmu wychodzą byli prokuratorzy, a pozostaje tam bandyta i wszyscy uważają, że to jest w porządku. Gdzie demonstracja przed Sejmem w obronie standardów? Gdzie te tysiące niezależnych autorytetów, o których pisał Karnowski? Takie rzeczy będą się – powtórzę – odbywały teraz bez przerwy, przy intensywnej propagandzie medialnej. Od wczoraj wałkuje się tu sprawę Jana Tomaszewskiego, tak jakby był on jednym człowiekiem w PiS, który ma coś za uszami, tak jakby partia składała się z samych aniołów. Wszyscy „nasi” posłusznie podchwytują tę fałszywą melodię i piszą o czystości moralnej i etyce, to jest kolejna semantyczna pułapka i kolejna rejterada. Michał Boni nikomu nie przeszkadza? Dlaczego nie wyciągnęli jakiegoś lokalnego kacyka z PiS, który jest umoczony? Jakiegoś faceta ze Śląska, na przykład? Tomaszewski jest na tyle zdecydowany i bezkompromisowy, że może zabrać się za sprawy PZPN poważnie i to jeszcze przed EURO 2012. Jest to jeden z nielicznych posłów PiS, o którym wiadomo, że nie będzie się ochrzaniał. Stąd wyciąga mu się ten PRON i tego konsultanta. Wobec zaniechania lustracji, wobec zakneblowania IPN tego rodzaju akcje będą powtarzane. To jest narracja uderzająca wprost w stare ciotki, czyli w najtwardszy elektorat PiS i na ten elektorat obliczona. Teraz czekamy co ujawnią procedury. Te bowiem, jak to już kiedyś tu pisaliśmy, ja i liczni komentatorzy, zastąpiły odruchy obronne i moralność.
Jak sobie wyobrażają walkę z system tak zwani nasi? Ano wystarczy zajrzeć na stronę www.niezalezna.pl by wyrobić sobie jakie takie pojęcie o metodzie. Mamy tam nie strawne dyskusje pomiędzy Warzechą a Tekielim, mamy równie niestrawne wideo felietony naczelnego, mamy przedpotopowy wywiad Michnika z Kaczyńskim, mamy news o Wałęsie z roku 1991, mamy różne lamenty i wspomnienia. Czasem też mamy jakiegoś newsa, okrojonego z „mięsa”. W „Nowym Państwie” zaś publikują artykuł Sergiusza Piaseckiego z lat czterdziestych zatytułowany „Były poputczik Miłosz”. Gawęda trupów po prostu, w sam raz na Zaduszki. To są właśnie media, nasze media i nasza broń przeciwko włóczni złego.
Powtórzę to jeszcze raz – wobec klęski na polu najważniejszym, na obszarze znaczeń, na nic się zdadzą wasze wysiłki w demaskowaniu ubekistanu i zaniechań III RP. Będziecie jedynie postrzegani jak stare, lamentujące baby. I nikt się nie zainteresuje tym co macie światu do przekazania.
Jutro napiszę o zaniechaniach i błędach w rozumieniu historii albo o jeszcze jednym froncie walki o znaczenia faktów. Napiszę także o tym jak to rzutuje na nasze wszystkie niepowodzenia. Prawicowych, „naszych”, wybitnych i sławnych dziennikarzy i publicystów prosiłbym o to, by nie wykorzystywali treści publikowanych na tym blogu do podpierania nimi własnych wywodów, a jeśli już muszą, by robili to w jakimś dłuższym odstępie czasowym, tak bym tego nie mógł zauważyć. Nie zaraz po opublikowaniu tekstu. Dobrze? Możemy się tak umówić, czy nie? I nie piszcie mi, że jestem bezczelny i mam rozdęte ego. Popatrzcie na inne „ega” i posłuchajcie co mają do one powiedzenia.
Wszystkich zapraszam na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania moich książek; „Baśń jak niedźwiedź”, „Dzieci peerelu”, „Atrapia”. Zachęcam także do kupowania książki Toyaha „O siedmiokilogramowym liściu” oraz wierszy najlepszego poety w habicie – Ojca Antoniego Rachmajdy zebranych w tomiku „Pustelnik północnego ogrodu”.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy