Krzysztof Kąkolewski: lektura na weekend
30/10/2011
412 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Weekend skupiony był na lekturze. Powrót do znakomitego Krzysztofa Kąkolewskiego i jego wielokrotnie wznawianej książki: „Co u Pana słychać?”. Książki będącej wynikiem autorskiego śledztwa. (…)
Weekend skupiony był na lekturze. Powrót do znakomitego Krzysztofa Kąkolewskiego i jego wielokrotnie wznawianej książki: „Co u Pana słychać?”. Książki będącej wynikiem autorskiego śledztwa. Kąkolewski tropił niemieckich zbrodniarzy, ale nie jeździła za nimi do Ameryki Łacińskiej, tylko do RFN. Warto tą książkę czytać dziś, gdy coraz więcej naszych sąsiadów zza zachodniej granicy chce wierzyć i wierzy, że to Niemcy były ofiarami II wojny światowej a zwłaszcza jej końcówki. Po odejściu Kohla jako ostatniego niemieckiego kanclerza osobiście pamiętającego II wojnę światową, u steru polityki zagranicznej w Berlinie nie ma ludzi, którzy mają poczucie: „niemieckiej winy” w kontekście lat 1939-1945. A niemieckie elity nie chcą już przepraszać za narodowosocjalistyczną III Rzeszę. Przeciwnie: z radością witają renesans niemieckiej dumy państwowej i głośnego niemieckiego patriotyzmu, który przecież często ociera się o nacjonalizm.
Gorzej, że również oficjalna polityka Berlina, to wyraźne wspieranie takiej wizji historii, której Niemcy też są ofiarami. Naród niemiecki też płaci cenę za II wojnę światową. Stąd wspieranie filmów fabularnych o niemieckich tragediach końca II wojny światowej, o niemieckich kobietach gwałconych przez sowieckich żołnierzy w Berlinie w 1945 roku, czy Niemców zatopionych przez aliantów na okręcie „Gustloff”.
Dlatego też „Co u Pana słychać?” Krzysztofa Kąkolewskiego przywraca właściwe proporcje i historyczną istotę rzeczy. Przypomina, że to Niemcy byli zbrodniarzami, a później po 1945 roku część z tych zbrodniarzy weszła do establishmentu RFN – na uczelniach, w Instytutach Naukowych, administracji czy wymiaru sprawiedliwości. Autor nie pisze o niemieckich zbrodniarzach, którzy wiedli spokojne życie w NRD – a takich było też sporo – ale zapewne nie mógł tego uczynić w czasach komunistycznej cenzury.
Wszystkim rewizjonistom historii stosunków polsko-niemieckich, tym którzy krokodylimi łzami płaczą nad biednymi Niemcami – „wysiedlonymi” warto zalecić lekturę Kąkolewskiego. Lepiej później niż wcale.