„TOPIENIE KSIĘŻY W WIŚLE” ZGODNE Z KONSTYTUCJĄ RP. SLD – BĘDZIEMY TOPILI KSIĘŻY W WIŚLE. CO NA TO TOW. REDAKTOR MAGDALENA OGÓREK —KANDYDATKA SLD NA PREZYDENTA RP? SĄD REJONOWY DLA WARSZAWY PRAGI PÓŁNOC – TOPIENIE KSIĘDZA W WIŚLE JEST ZGODNE Z POLSKĄ KONSTYTUCJĄ. DORADCA PREZYDENTA RP PROF. ANDRZEJ ZYBERTOWICZ – DZIENNIKARZE „WARSZAWSKIEJ GAZETY” TO MAŁPY Z CYRKU. DZIENNIKARZEM „WARSZAWSKIEJ GAZETY” JEST KS. STANISŁAW MAŁKOWSKI. Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Północ uznał, że deklaracja „topienia księdza w Wiśle” jest zgodna z polską konstytucją. Jakiś czas temu Grzegorz Gruchalski z SLD zapowiedział na antenie Superstacji, że ma zamiar utopić księdza. – Będziemy topili księdza jako symbol opasłości Kościoła. Tego, że Kościół ma dużo pieniędzy na swoje działania (…) Weźmiemy takiego dużego opasłego […]
„TOPIENIE KSIĘŻY W WIŚLE” ZGODNE Z KONSTYTUCJĄ RP.
SLD – BĘDZIEMY TOPILI KSIĘŻY W WIŚLE.
CO NA TO TOW. REDAKTOR MAGDALENA OGÓREK —KANDYDATKA SLD NA PREZYDENTA RP?
SĄD REJONOWY DLA WARSZAWY PRAGI PÓŁNOC – TOPIENIE KSIĘDZA W WIŚLE JEST ZGODNE Z POLSKĄ KONSTYTUCJĄ.
DORADCA PREZYDENTA RP PROF. ANDRZEJ ZYBERTOWICZ – DZIENNIKARZE „WARSZAWSKIEJ GAZETY” TO MAŁPY Z CYRKU.
DZIENNIKARZEM „WARSZAWSKIEJ GAZETY” JEST KS. STANISŁAW MAŁKOWSKI.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Północ uznał, że deklaracja „topienia księdza w Wiśle” jest zgodna z polską konstytucją.
Jakiś czas temu Grzegorz Gruchalski z SLD zapowiedział na antenie Superstacji, że ma zamiar utopić księdza.
– Będziemy topili księdza jako symbol opasłości Kościoła. Tego, że Kościół ma dużo pieniędzy na swoje działania (…) Weźmiemy takiego dużego opasłego księdza i utopimy go w Wiśle – powiedział Gruchalski. Swoją skandaliczną wypowiedź polityk SLD tłumaczył chęcią zorganizowania happeningu – twierdził, że chodziło o kukłę księdza.
Dopytywany przez dziennikarza, czy pomysł na happening nie jest zbyt kontrowersyjny i czy nie kojarzy się politykowi SLD z zabójstwem księdza Popiełuszki, Grzegorz Gruchalski zaczął się tłumaczyć.
– Może ten przekaz jest trochę wyostrzony, natomiast musimy pamiętać, że jeśli nie pokażemy twardej retoryki, to nie będziemy w stanie się przebić. My nikogo nie chcemy zabijać. Nie chcemy mordować żadnych księży. Absolutnie. Jesteśmy pacyfistami, sprzeciwiamy się jakimkolwiek rozwiązaniom siłowym, natomiast chodzi nam o symbol Kościoła. Symbolem Kościoła jest katolicki ksiądz. Ten opasły, zły ksiądz, który po prostu ma dużo pieniędzy, jeździ dobrymi samochodami – tłumaczył polityk SLD.
Wypowiedź Grzegorza Gruchalskiego wywołała w mediach lawinę komentarzy. Pomysł na happening ostro skrytykował nawet rzecznik SLD Dariusz Joński.
Na słowa Gruchalskiego zareagował również Komitet Obrony przed Sektami i Przemocą, zawiadamiając o wszystkim prokuraturę. Ta jednak odmówiła wszczęcia dochodzenia, następująco tłumacząc swoją decyzję: „stwierdzić należy, że powołana wyżej treść winna być oceniona jako zamanifestowanie przez Grzegorza Gruchalskiego swego osobistego poglądu, do czego uprawnia go Konstytucja RP”.
Ryszard Nowak w imieniu Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą odwołał się od tej decyzji do sądu. Ten właśnie podjął decyzję. Jest taka sama, jak prokuratury.
„Czyn ten nie zawiera znamion czynu zabronionego, a postępowanie oskarżonego w sprawie zamiaru topienia księży jest zgodne z Konstytucją RP” – uznał Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Północ.
SLD – BĘDZIEMY TOPILI KSIĘŻY W WIŚLE
W ramach kampanii wyborczej do Parlamentu Europjeskiego Grzegorz Gruchalski planuje happening z udziałem księdza. Kukłę przedstawiającą duchownego działacz SLD będzie topić w Wiśle – akcja ma symbolizować opasłość Kościoła.
Grzegorz Gruchalski, członek władz SLD i szef młodzieżówki zadeklarował, że jego pomysłem na kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego jest happening z udziałem księdza.
– Będziemy topili księdza jako symbol opasłości Kościoła. Tego, że Kościół ma dużo pieniędzy na swoje działania – zapowiedział polityk.
– Weźmiemy takiego dużego opasłego księdza i utopimy go w Wiśle – stwierdził Gruchalski – Absolutnie nie zamierzamy tutaj nikogo mordować, absolutnie. Tylko chcemy utopić symbol Kościoła, którym jest oczywiście ksiądz. Także ksiądz pedofil. Niestety w Polsce ten temat Kościół przemilcza i tutaj te dwa synonimy tej opasłości finansowej Kościoła i synonim także działań tego księdza, który niekoniecznie postępuje moralnie według nauki społecznej Kościoła, której oczywiście my nie kwestionujemy jako lewica, bo każdy ma prawo do swoich poglądów, jednak niekoniecznie zgadzamy się na to, żeby Kościół był finansowany – opowiadał Gruchalski.
Reporter Superstacji dopytywał Gruchalskiego, czy taka akcja nie kojarzy mu się z morderstwem księdza Popiełuszki.
– Może ten przekaz jest trochę wyostrzony, natomiast musimy pamiętać, że jeśli nie pokażemy twardej retoryki, to nie będziemy w stanie się przebić. My nikogo nie chcemy zabijać. Nie chcemy mordować żadnych księży. Absolutnie. Jesteśmy pacyfistami, sprzeciwiamy się jakimkolwiek rozwiązaniom siłowym, natomiast chodzi nam o symbol Kościoła. Symbolem Kościoła jest katolicki ksiądz. Ten opasły, zły ksiądz, który po prostu ma dużo pieniędzy, jeździ dobrymi samochodami – odpowiedział na pytanie poseł SLD.
MAŁPY Z CYRKU DZIENNIKARZE „WARSZAWSKIEJ GAZETY”
Kilka tygodni temu na łamach tygodnika „Sieci” obrzydliwy paszkwil na dziennikarzy „Warszawskiej Gazety” zamieścił prof. Andrzej Zybertowicz – doradca Andrzeja Dudy i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Obelżywy tekst, jaki popełnił, zaczyna się od słów „Długo nie doceniano ani i nie rozumiano rosyjskiej wojny informacyjnej”, ale całość jest jednym wielkim atakiem na „Warszawską”, nawet na czcionkę, jaką drukujemy tytuły naszych tekstów. Ale „najlepsze” znalazło się na końcu wypocin prezydenckiego doradcy. „Przykre, że w cyrku, który daje takie spektakle, zasłużone postacie opozycji antykomunistycznej występują w roli małp” – napisał o dziennikarzach „Warszawskiej Gazety” prof. Andrzej Zybertowicz/
KSIĄDZ STANISLAW MAŁKOWSKI ZOSTAŁ CIĘŻKO POBITY I OKRADZIONY
W sobotę, między godziną 21:00 a 22:00, został pobity i okradziony we własnym w domu ks. Stanisław Małkowski. Napadł go były więzień, któremu duchowny wcześniej pomagał…
– Ten człowiek o imieniu Andrzej po wyjściu z zakładu karnego odwiedzał mnie szereg razy i zawsze o coś prosił. Niektóre prośby spełniałem, niektóre, te dotyczące dawania pieniędzy – z niechęcią, bo powinien sobie również sam radzić. On tłumaczył mi, że pracował na czarno i nie dostał pieniędzy. Mówił kiedyś, że został pobity, czy okradziony. W miarę możliwości mu pomagałem – opowiada w rozmowie z portalem niezalezna.pl ksiądz Małkowski.
– Kiedy w sobotę mnie odwiedził, poprosiłem go, żeby o pieniądzach nie było mowy, bo mu ich nie dam. On powiedział, że nie chce pieniędzy, że chce napić się kawy. Po spokojnej rozmowie w domu, chciał pieniędzy i powiedziałem mu: „Andrzeju, umówiliśmy się, że nie będziesz o nie prosił i tym razem tobie ich nie dam”. Dałem mu jednak 10 zł. Dostał też trzy koszule, skarpety i spodnie, o które prosił. Zapakował je i już jakby wychodził. Jednak odwrócił się, obrzucił mnie okropnymi wyzwiskami i powiedział, że jeśli nie dam mu 3 tys. zł. to mnie zabije i to że mnie zabije było powtarzane szereg razy. Spoliczkował mnie dwukrotnie, mam podbite oko do dziś, kopnął mnie, zarzucił ręce aby dusić. Chciał wszystkie pieniądze jakie mam – opowiada kapłan.
Bity ksiądz dał mu około 2 tys. zł. Były kryminalista na odchodne zagroził księdzu. – Jak dasz znać policji, to cię zabiję i spalę – powiedział. Zabrał też duchownemu telefon, aby nie mógł do nikogo szybko zadzwonić. – To było inne oblicze tego człowieka. Miał do tej pory wiarygodny sposób postępowania. Pokazał mi np. kartę, że zadeklarował oddanie honorowo swojej nerki – mówi kapłan, który nie krył, że był bardzo zaskoczony okrutnym zachowaniem byłego więźnia.
Ksiądz po konsultacji z bratem zdecydował się o pobiciu powiadomić policję. Z Andrzejem T. korespondował od czasu, kiedy tamten przebywał w zakładzie karnym w Sztumie. Kapłan pomaga od lat wielu więźniom. Wysyła do nich tygodniowo około 50 listów m.in. z prasą, środkami czystości i literaturą religijną.
„Jaka jest polityka, w której nie ma miejsca dla Boga?” Po odmówieniu modlitwy egzorcyzmu pod Pałacem Prezydenckim 10 kwietnia spotkał się Ksiądz z krytyką niektórych polityków, a media doniosły że otrzymał Ksiądz wezwanie do Kurii. Czy spotkały Księdza jakieś nieprzyjemności …
PORA ZROBIĆ PORZĄDEK Z KSIĘDZEM MAŁKOWSKIM
Senator Platformy Obywatelskiej: „pora zrobić porządek z księdzem Małkowskim” „Pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim. Choćby przez nałożenie nań zakazu głoszenia kazań i odebranie mu misji kanonicznej” – napisał na swoim blogu Jan Filip Libicki, senator Platformy Obywatelskiej.
Platforma rozprawi się przed wyborami z niewygodnymi księżmi? Senator PO przekroczył na swoim blogu kolejną granicę. Napisał: Prawdziwą jednak „wisienką” na smoleńskim torcie były egzorcyzmy, odmawiane z ustawionej przed Pałacem Prezydenckim sceny przez księdza Stanisława Małkowskiego. Trudno uznać to zachowanie owego – niegdyś zasłużonego kapłana – inaczej niż skandalem lub czystym szaleństwem.
Libicki dodał: „Wiele wskazuje na to, że w głowie nieszczęsnego księdza Małkowskiego Polska, Pan Bóg, Smoleńsk, szatan i obecny rząd to jakiś jeden logiczny myślociąg”.
Konkluzja senatora PO jest następująca: „Ksiądz Małkowski kilka tygodni temu był przecież już autorem skandalu w jednej z poznańskich parafii, kiedy to, podczas jego kazania spora grupa wiernych zwyczajnie wyszła ze świątyni. Nie mnie pouczać kardynała Nycza, ale moim zdaniem – mimo wielkich zasług – pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim. Choćby przez nałożenie nań zakazu głoszenia kazań i odebranie mu misji kanonicznej. O to do Metropolity Warszawskiego bym apelował”.
Ks. Stanisław Małkowski jest jednym z najbardziej zasłużonych polskich duchownych. Za PRL był jednym z sygnatariuszy Listu 59, w którym protestował przeciwko wprowadzeniu do konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zapisu o kierowniczej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i wieczystego sojuszu ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Przyjaźnił się i blisko współpracował z ks. Jerzym Popiełuszką.
Na początku lat 80. znalazł się na liście niewygodnych księży sporządzonej dla zastępcy dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, płk. Adama Pietruszki, których zamierzano skrytobójczo zgładzić. Figurował na niej pod numerem pierwszym, przed ks. Jerzym Popiełuszką.
23 września 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński za zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej oraz za działalność na rzecz przemian demokratycznych w kraju, odznaczył ks. Stanisława Małkowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W styczniu 2011 r. został uhonorowany Nagrodą im. Grzegorza I Wielkiego przyznaną mu przez redakcję miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska – Nowe Państwo”.
Dziś senator PO – partia, która wielokrotnie występowała przeciw nauce Kościoła katolickiego – chce z księdzem Małkowskim „zrobić porządek”.
Marianna Popiełuszko wybaczyła mordercom swojego syna bł. Jerzego Popiełuszko
Odeszła od nas kobieta, która wydała na świat wielkiego człowieka. Niezłomnego, wielkiej wiary i miłości do Boga, ludzi i ojczyzny… Matka świętego, Marianna Popiełuszko, zmarła w szpitalu w wieku 93 lat. Kim była ta skromna staruszka?
– Matko, wydałaś na świat wielkiego syna – takie słowa usłyszała z ust samego papieża Jana Pawła II. W swojej niezwykłej skromności Marianna Popiełuszko, matka błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszko sprostowała: „Nie ja dałam, ale Bóg dał przeze mnie światu!”.
Właśnie taka była. Wielkiej wiary w Boga, niezwykle mądra w swojej prostocie. Wdzięczna Bogu za błogosławionego syna. Nigdy nie rościła sobie do niego praw czy zasług za wydanie go na świat i wychowanie na wielkiego. Poruszające świadectwo Marianny Popiełuszko w książce „Matka świętego” przedstawiła Milena Kindziuk.
Marianna Gniedziejko urodziła się w Grodzisku na Podlasiu w 1920 roku. Jednak w dokumentach urzędowych od zawsze widniała data 1910 r. Sama pani Marianna nigdy nie potrafiła wyjaśnić, kiedy i dlaczego pojawiła się taka rozbieżność. Z Władysławem Popiełuszką przez sześćdziesiąt lat tworzyli niezwykle spokojne i kochające się małżeństwo. Wychowali pięcioro dzieci, jednego syna… na świętego. Alfons, dla rodziców Alek, a później Jerzy – ksiądz, przyszedł na świat w 1947 roku, w Okowach, w rodzinnym domu. – Modliłam się, żeby być matką kapłana. I już wtedy, gdy nosiłam go w swym łonie, oddałam go na własność Matce Bożej – wspominała pani Marianna.
Gdy 25 lat później ukochany syn Jerzy otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego, był to najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
Marianna Popiełuszko wspólnie z mężem prowadziła gospodarstwo rolne, ale to głównie ona dbała o wychowanie dzieci. Najważniejszy zawsze był Bóg i modlitwa. – Jak będzie Pan Jezus na pierwszym miejscu, to wszystko będzie na swoim miejscu. I na wszystko będzie czas – zwykła mawiać.
Oprócz pobożności wpajała dzieciom już od małego nawyk do pracy, szacunek dla prawdy i ludzkiej godności. Kultywowała tradycje rodzinne, podsycała pamięć historyczną i umiłowanie do ojczyzny. Niewątpliwie jej postawa, osobowość i starania miały wielki wpływ na syna, później kapłana, duchowego przywódcy narodu.
O porwaniu syna, ks. Jerzego, dowiedziała się z telewizji. Była oszołomiona. Zaczął się koszmar wyczekiwania na wieści o synu, nadzieja i modlitwa. 30 października 1984 r. usłyszała najgorsze. Ukochany syn, ksiądz Jerzy, został bestialsko zamordowany. Serce matki przeszył niewyobrażalny ból. Zamarła. Nie płakała, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnych słów. Siedziała bez ruchu przez wiele godzin. Dla niej była to wieczność. – Ja jestem ból do samego nieba – później wyznała.
– Chociaż syn zginął z ręki komunistycznych morderców, to jednak uważam, że to, co robił, było roztropne i potrzebne – tak zeznała w procesie beatyfikacyjnym ks. Popiełuszki. I choć w bestialski sposób pozbawili życia jej ukochanego syna – wybaczyła mordercom. – Bóg sam kiedyś osądzi. Niech im Pan Jezus daruje. Ja już im przebaczyłam – wyznała.
Sumliński: „Zniszczyć Księdza Małkowskiego!” Apeluję do jego przełożonych
„K… pier…, jeśli wygłosisz ten pier… wykład, to gorzko tego pożałujesz” – takimi słowami miał zwrócić się do księdza Stanisława Małkowskiego jego przełożony, ksiądz proboszcz z parafii pod wezwaniem Świętego Ignacego Loyoli na Wólce Węglowej w Warszawie. Za co wyzwiska? – Bo ksiądz Stanisław Małkowski znalazł się w gronie prelegentów Kongresu „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”.
O co chodzi? Przed kilku dniami zadzwonił do mnie profesor Mirosław Dakowski.
– Panie Wojtku, niech pan coś zrobi, bo zamęczą Stasia. On sam nie ma już siły się bronić – rzucił krótko, by po chwili dodać: – Został wyzwany od najgorszych i to nie pierwszy raz. Tym razem tylko za to, że znalazł się na liście prelegentów Kongresu „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”, który odbył się 24 i 31 maja br. w Warszawie i Częstochowie. Jest coraz gorzej…
Zapytałem księdza Stanisława Małkowskiego, czy to prawda. – I cóż ja mogę odpowiedzieć? Prawda, niestety – odparł smutno.
Z dalszej relacji księdza wynikało, że nie uległ groźbom i wykład wygłosił. I od tamtej pory ksiądz proboszcz nasilił ograniczanie odnośnie liczby odprawianych pogrzebów – ograniczając tym samym do minimum sprawowanie służby (i przy okazji także możliwość pozyskiwania środków do życia).
Przez kilka dni zastanawiałem się, czy można, czy wolno mi, taką informację upublicznić – Ksiądz Stanisław zostawił mi w w tej kwestii wolną rękę. Rozważałem różne aspekty sytuacji, radziłem się osób, którym ufam i doszedłem do wniosku, że milczeć w tej sprawie jednak nie można, z wielu względów – nie tylko dlatego, że w ten sposób nikt nie ma prawa zwracać się do starszego człowieka, tym bardziej do kapłana – i to jeszcze takiego Kapłana…
Refleksje dotyczące osoby księdza Stanisława Małkowskiego, z którym mam zaszczyt się przyjaźnić, zawarłem w książce „Z mocy nadziei”. Tak naprawdę tyle jest do opowiedzenia o tym kapłanie, że nie wiadomo, od czego zacząć. Z jednej rzeczy wypływa sto innych. Problem polega na tym, żeby się zdecydować, o której opowiedzieć najpierw.
Wydarzenie, które charakteryzuje go najlepiej, miało miejsce latem 2010 roku. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie podjęto właśnie walkę z krzyżem, bo nowo wybranemu prezydentowi, Bronisławowi Komorowskiemu, przeszkadzał ten symbol Zmartwychwstania, przyniesiony przez harcerzy pod pałac prezydencki po tragicznej śmierci w Smoleńsku prezydenckiej pary, Lecha i Marii Kaczyńskich oraz towarzyszących im blisko stu osób. Krzyża broniło kilkaset modlących się przy nim osób, z księdzem Stanisławem Małkowskim na czele. I właśnie wówczas w samym sercu stolicy miały miejsce wydarzenia, w które pewnie nigdy bym nie uwierzył, gdybym ich nie widział na własne oczy.
Podczas jednej z rozmów ksiądz Stanisław zasugerował mi, że będzie dobrze, jeśli do modlitwy pod krzyżem włączy się więcej osób, więc przyjechałem do Warszawy i dzięki temu mogłem obserwować dramatyczne wydarzenia znajdując się w oku cyklonu. Wraz z innymi modlącymi się osobami spędziłem pod krzyżem tylko jeden dzień, ale to wystarczyło, by zobaczyć dość: hordy satanistów z wytatuowanymi trzema „szóstkami” na palcach i wielkimi przenośnymi magnetofonami, które dudnieniem zagłuszały modlitwy, dziesiątki łysogłowych, pijanych mężczyzn, szarpiących starszych ludzi oraz podobna liczba policjantów, którzy bezczynnie stali tuż obok udając, że nie widzą oprawców oraz ich poniewieranych ofiar. Całość przedstawiała obraz więcej, niż abstrakcyjny.
Mimo takiej sytuacji, potencjalnie bardzo groźnej, kilkaset osób trwało pod krzyżem do czasu, aż pod osłoną nocy zabrano krzyż spod pałacu. Zanim to nastąpiło, ksiądz Stanisław Małkowski został wezwany przez przełożonych do odstąpienia od obrony krzyża, pod groźbą suspensy, czyli zawieszenia czasowo wyrzucającego poza nawias Kościoła. Jednocześnie powiedziano mu ironicznie, że – jak to określił w rozmowie z księdzem jeden z przełożonych – „nie załapałeś się na prawdziwe męczeństwo, to teraz twoje męczeństwo będzie polegać co najwyżej na oblaniu ciepłym moczem”.
Ostatecznie Stanisława Małkowskiego, którego postawa stanowiła wzór dla wszystkich kapłanów, „nagrodzono” odebraniem duszpasterstwa w Hospicjum dla umierających Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu – służby, którą kochał i którą pełnił od lat.Taka „nagroda” za obronę krzyża spotkała bohaterskiego kapłana, który w stanie wojennym cudem uniknął śmierci z rąk Służby Bezpieczeństwa, ale nie uniknął rozlicznych przykrości, a nawet prześladowań w wolnej, podobno, Polsce, w której do dziś, gdyby nie mieszkanie matki na Saskiej Kępie, nie miałby gdzie się podziać.
Pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mnie ten niezłomny i skromny ksiądz, gdy przed laty spotkałem go po raz pierwszy. „Prawdziwy kapłan i uczciwy człowiek” – taka była moja pierwsza myśl i taka była pierwsza myśl prawie każdego, kto spotkał na swojej drodze Stanisława Małkowskiego. O takiej ocenie decydowała cała sylwetka, ale przede wszystkim twarz, bo na twarzy człowieka zapisane jest wszystko wstecz, od samego początku. Była to twarz człowieka o takiej uczciwości, że nie było w nim miejsca na nic innego. Po prostu niczego nie pragnął, a trzeba czegoś pożądać, żeby być nieuczciwym. Szczera twarz, otwarta twarz, patrzenie prosto w oczy – to w pierwszej kolejności zwracało uwagę u księdza.
Przez szereg następnych lat przy każdym spotkaniu jedynie utwierdzałem się w przekonaniu, że mam szczęście przyjaźnić się z człowiekiem niezwykłym.
Tak było, gdy odwiedzałem go w Hospicium Res Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i widziałem, z jakim zaangażowaniem pomaga umierającym pacjentom w przygotowaniu się do przejścia na Drugą Stronę.
Tak było, gdy każdą wolną chwilę poświęcał na wspieranie kilkuset nieszczęśników, którzy trafili do miejsc odosobnienia. Tak było, gdy z pokorą znosił nieformalny zapis na jego nazwisko, utrudniający, a częstokroć wręcz uniemożliwiający mu głoszenie homilii w kościołach na terenie całego kraju.
Tak było, gdy na spotkaniu bohaterów programu „Pod prąd” w warszawskich Hybrydach zapytany, co zmieniło się u niego od lat osiemdziesiątych, odpowiedział bez cienia skargi: „nic się nie zmieniło, wtedy byłem w podziemiu i dziś jestem w podziemiu”.
Tak było, gdy bliscy generała Zenona Płatka ze zbrodniczego Departamentu IV SB, nieświadomi niezwykłości sytuacji, poprosili księdza Małkowskiego o zgodę na poprowadzenie katolickiego pogrzebu dla generała, który w latach osiemdziesiątych właśnie na księdza Małkowskiego wydał wyrok śmierci – i uzyskali akceptację niedoszłej ofiary.
Tak było wreszcie, gdy każdorazowo w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego pokonanie dwustu metrów, od cmentarnej bramy wejściowej do Pomnika Gloria Victis na warszawskich Powązkach, zajmowało nam godzinę, bo setki osób chciało podziękować księdzu za to, że jest, jaki jest…
O tym, jak to możliwe, że taki kapłan traktowany jest w taki sposób w wolnej – podobno – Polsce, szerzej w książce – już jesienią. A niniejszym publicznie apeluję do przełożonych księdza Stanisława Małkowskiego o godne traktowanie tego niezwykłego kapłana. Od dłuższego czasu ten przyjaciel Błogosławionego Księdza Jerzego nie jest traktowany tak, jak na to zasługuje.
Czy jednak to, że tak jest oznacza, że tak być musi?
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://niezalezna.pl/59189-skandaliczna-decyzja-sadu-topienie-ksiezy-w-wisle-zgodne-z-konstytucja-rp
(link is external)
(link is external)
(link is external)
(link is external)
https://ewastankiewicz.wordpress.com/2014/08/26/ks-stanislaw-malkowski-pobity-i-okradziony/
(link is external)
.