W okręgu nr 33 (Kielce) zdarzyła się rzecz niespotykana. Startujący z 1. miejsca na liście PSL niejaki Adam Jarubas odmówił przyjęcia mandatu, ale dzięki zdobytym przez niego głosom PSL-owi i tak przypadną tutaj aż 3 mandaty.
Marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas zdobył 28 750 głosów, co stanowi 33,6% sumy głosów oddanych na wszystkich kandydatów z listy PSL w niniejszym okręgu. Skoro kandydat odmawia przyjęcia mandatu, o który się starał, to logicznym powinno być unieważnienie kandydata i nie doliczanie zdobytych przez niego głosów do sumy głosów komitetu wyborczego, dokładnie tak jak to miało miejsce w przypadku kandydata Ruchu Palikota w okręgu 12 (Kraków I), dzięki czemu mandat zyskała PO. Podobna sytuacja była również w okręgu nr 13 (Kraków II), gdzie unieważniono kandydata SLD, co mogło przyczynić się – znów – do zyskania mandatu przez PO.
Nie wiadomo czy wojewoda Jarubas miał w ogóle zamiar zostawać posłem, czy jego zadaniem było tylko oszukanie ciemnych wyborców i łapanie głosów na listę, ale nie ma to znaczenia, bo liczą się fakty. Co ciekawe, gdyby traktować Adama Jarubasa tak samo jak Państwowa Komisja Wyborcza potraktowała kilku innych kandydatów i nie doliczyć jego głosów do sumy głosów na listę PSL, to nastąpiłaby utrata mandatu PSL na rzecz SLD (3. iloraz d’Hondta dla PSL staje się mniejszy od 2. ilorazu d’Hondta dla SLD, a nawet od 7. ilorazu dla PiS oraz 2. ilorazu dla Ruchu Palikota). Oznacza to, że – w przypadku stosowania równych zasad wobec wszystkich komitetów [sytuacja z poprzedniego wpisu] – koalicja PO i PSL mogłaby mieć zaledwie 230 mandatów, co nie daje większości w sejmie w związku z czym taka koalicja nie ma racji bytu.
Dzięki autodemaskacji Adama Jarubasa z PSL coraz lepiej widać, że koalicja rządząca zdobyła kluczowe mandaty w bardzo niejasny sposób.