W tym samym dokumencie, aby „żadna przeszkoda nie stała pomiędzy prośbą o pojednanie a Bożym przebaczeniem”, papież Bergoglio udziela „wszystkim kapłanom, na mocy ich posługi, władzy rozgrzeszania osób, które popełniły grzech aborcji”. W rzeczywistości kapłani posiadali już władzę rozgrzeszania podczas spowiedzi osób winnych aborcji – jednakże zgodnie z odwiecznym nauczaniem Kościoła aborcja zaliczana była zawsze do kategorii szczególnie ciężkich grzechów, pociągających za sobą automatyczną ekskomunikę. „Kto powoduje przerwanie ciąży, po zaistnieniu skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa” [kanon 1398 CIC 1983]. Tak więc księża potrzebowali od swych ordynariuszy wcześniejszej zgody na zdjęcie ekskomuniki, zanim mogli rozgrzeszyć penitenta, który dopuścił się aborcji. Od tej chwili jednak wszyscy kapłani mogą również zdejmować ekskomunikę, bez potrzeby zwracania się do swych biskupów czy też udzielania im do tego przez ordynariuszów specjalnej władzy. W ten sposób kara ekskomuniki została de facto zniesiona, sam grzech aborcji traci zaś swój szczególny ciężar gatunkowy, jaki przypisywało mu tradycyjnie prawo kanoniczne.
W trakcie wywiadu udzielonego 20 listopada TV2000 Franciszek potwierdził, że „aborcja jest nadal ciężkim grzechem” i „potworną zbrodnią”, jako że „kładzie kres niewinnemu życiu ludzkiemu”. Czy więc może być on nieświadomy faktu, że jego decyzja o nie zaciąganiu odtąd wskutek popełnienia aborcji ekskomuniki latae sententiae relatywizuje ową „potworną zbrodnię” i pozwala przedstawiać ją masmediom jako grzech, który Kościół postrzega jako mniej poważny niż w przeszłości i który obecnie łatwo odpuszcza?
Franciszek rozpoczyna swój List Apostolski stwierdzeniem, iż „nie ma żadnego grzechu, którego nie mogłoby objąć i zniszczyć Boże miłosierdzie, gdy znajduje serce skruszone, które prosi o pojednanie się z Ojcem” – jak jednak wynika z jego własnych słów, miłosierdzie ze swej istoty to zakłada istnienie grzechu, a więc i sprawiedliwości. Dlaczego mówi więc jedynie o dobrym i miłosiernym Bogu, nigdy zaś o Bogu sprawiedliwym, który nagradza i karze stosownie do zasług i win człowieka? Święci nigdy nie ustawali wysławiać niezmierzonego miłosierdzia Bożego, a równocześnie lękali się Jego sprawiedliwości, surowej w swych wymaganiach. Bóg zdolny jedynie do miłości i nagradzania, niezdolny zaś do nienawidzenia i karania grzechu, stanowiłby wewnętrzną sprzeczność. Przyjęcie takiej optyki bliskie jest twierdzeniu, że Boże Prawo co prawda istnieje, jest jednak abstrakcyjne i niemożliwe do przestrzegania, a jedynym co się liczy to konkretne życie człowieka, który może jedynie grzeszyć. Ważne jest więc nie przestrzeganie prawa, ale ślepa wiara w Boże miłosierdzie i przebaczenie. Pecca fortiter, crede fortius.
Jest to jednak doktryna Lutra, a nie Kościoła katolickiego.
Roberto de Mattei
tłum. Scriptor
Jeden komentarz