Wybory u nas przebiegają zgodnie z ustalonym obyczajem i tradycją. Po staremu głosuje się w sposób gwarantujący utrwalenie istniejącego systemu z dalszą gwarancją, że nadzieje na zmiany i polityczne obietnice wcześniej poczynione społeczeństwu zostaną pogrzebane głęboko na śmietniku zbiorowej niepamięci i niemocy. Mówiąc prościej po staremu całujemy króla w dupę, czyli dokładnie tam, gdzie król nas ma.
Co jakiś czas z zza pleców wiernych poddanych wyłania się grupa niepokornych i krzyczy stłumionym unisono o potrzebie zmiany tej tradycji w wyniku czego, w toku lokalnej reglamentowanej elekcji zmienia się… dupa do całowania. Tradycja pozostaje.
Tradycja ta utrwaliła się tak dalece, że przyzwyczajeni do całowania zmieniających się tyłków poddani, przestali odróżniać je od królewskich twarzy. Wszyscy jawią się tacy sami i chociaż poddani przeczuwają, że są manipulowani a królestwo kolejnych królów to pustosłowie, nie myślą o realnym sprzeciwie. Nie myślą, bo lepiej całować zmieniające się kolejne dupy dających iluzje królów, niż podjąć wysiłek, w wyniku którego można te iluzje stracić i trzeba będzie wziąć ster własnego losu we własne ręce. I jest jeszcze obawa, że jak się nie uda, to kolejny król może mieć tyłek ubabrany g…
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję