Nie czuje żadnej satysfakcji z tego, że już od pięciu lat zamieszczam na portalach memoriały w sprawie katastrofalnego stanu naszej armii, że w dalszym ciągu nic nie straciły ze swojej aktualności – oczywiście pisałem wówczas (głównie na Salonie 24) o naiwnym, wręcz durnym resecie w który tak doskonale wpisał się rząd Tuska. Wskazywałem wielokrotnie, iż właściwie Tusk wyprzedził Obamę o rok w swojej miłości do Władymira torpedując tarczę antyrakietową na długo przed objęciem przez niego urzędu prezydenta US. Stosunek do armii za czasów rządów Tuska był określony jego słowami – Polsce silna armia nie jest potrzebna – nikt nie zagraża naszym granicom. Zaczęło się skubanie budżetu MON – w sumie uszczuplono go o ponad 11 mld. zł (w stosunku do ustawowej wielkości 1,95 % PKB). Programy modernizacyjne armii przebiegały sprawnie – tyle tylko, że wyłącznie na papierze; program śmigłowcowy nie może się od prawie 10 lat doczekać rozstrzygnięcia przetargu, programy plot i przeciwrakietowy (WISŁA i NAREW) – raczkują, w tym tarcza – w dalszym ciągu w powijakach, okręty maja swoje resursy na wykończeniu – rysuje się nieodwracalna luka czasowa w gotowości bojowej MW (nawet błyskawiczny zakup okrętów nie zmieni tej sytuacji z uwagi na stosunkowo długie okresy wdrożenia w tej wojennej formacji.
Prezydent Komorowski w obecnej sytuacji zabrał głos – uspokajający – nic nam nie grozi – Polska jest bezpieczna…
Trzeba przyznać, iż w latach ubiegłych dał się kilka razy słyszeć głos zwierzchnika sił zbrojnych – głownie wówczas, kiedy jako „głowa państwa” uczestniczył w szczytach NATO i po powrocie osłuchany w temacie wojskowym obwieszczał. Obwieścił, iż polskie wojsko zmienia swój charakter z ekspedycyjnego na obronny (obrona terytorium państwa) – rzecz sama w sobie słuszna, pod warunkiem jednak wykonywania zobowiązań wynikających z faktu należenia do NATO. (teraz widzimy wszyscy jak ważne jest współdziałanie w ramach paktu, teraz liczymy na wypełnienie w stosunku do nas owej reguły muszkieterów. Innym razem prezydent Komorowski obwieścił iż będziemy budować własną tarczę antyrakietową (a jakże – kompatybilną z ogólna tarczą natowską) – rzecz znowu znana od lat – to projekt BUMARU – własna tarcza, ale w oparciu o jedyne spełniające bojowe wymagania rakiety (amerykańskie PATRIOTY z Rhaytonu, lub europejskie MBDA) – nasza miałaby być logistyka transportowa, ewentualnie radiolokacyjna. Projekt sensowny i ma być realizowany (oczywiście w tempie właściwym dla ministrów ON rządów PO – czyli w żółwim). Prezydent rzucił jeszcze jedno hasło – budżet MON należy podnieść do poziomu 2 % PKB. Rząd Tuska na prezydenckie sugestie reagował w swoim stylu – tzn – milczeniem. W końcu owe 2 % tak, ale począwszy od r. 2016.
Prezydent – mając w swojej gestii kierowanie BBN -em (poprzez wojskowego myśliciela gen. Kozieja (a jakże – profesora specjalizującego się przede wszystkim w wypracowaniu teorii właściwego kierowania wojskiem w czasie wojny – tylko bez konkluzji – czy ma to być GISZ, czy ktoś inny?) praktycznie nic nie uczynił dla podniesienia gotowości bojowej naszej armii – nigdy nie zaprotestował przeciwko obcinaniu budżetu MON, nie naciskał na sensowne tempo modernizacji sił zbrojnych (tempo to w latach rządów PO było zerowe – teraz w obliczu zaostrzającej się politycznej sytuacji na wschodzie od Polski coś się zaczyna dziać). Modernizacja armii, to jednak działanie, które powinno być prowadzone permanentnie, stosunkowo trudno ją przyspieszyć; pospolite ruszenie z własna bronią rycerzy, to głębokie średniowiecze – nowoczesne generacje uzbrojenia i sprzętu wojskowego (a tylko takie mogą być skuteczne) wymagają zazwyczaj sporego czasu nauki obsługi nie mówiąc o koniecznym czasie na złożenie zamówienia i produkcję.
Rząd PO i prezydent wywodzący się z tego politycznego obozu nie zdali egzaminu z politycznej wyobraźni, doprowadzili państwo do stanu właściwie bezbronnego w starciu z potencjalnym przeciwnikiem. Złamana została zasada „Si vis pacem, para bellum”. Poważne, silne państwa są takimi między innymi dlatego, że posiadają silne nowoczesne armie. Aż dziwne, że „historycy” stojący na czele państwa nie potrafili wyciągnąć lekcji z okresu Polski przedrozbiorowej, a nawet z okresu poprzedzającego II WW – wówczas też mieliśmy układy wojskowe z Francją i Anglią. NATO nie przewiduje nawet teoretycznie przyjścia w krótkim czasie z pomocą jakiemuś swojemu członkowi, a praktycznie – cóż – nie będzie np. syty Holender, czy Anglik „umierał za Gdańsk”.
Nie mam zamiaru siać defetyzmu – uważam, że prof. Szeremietiew przesadza, ale o silnej armii potrzebnej Polsce pisałem długo przed agresją Rosji na Ukrainę.