Jeśli Tusk pragnie jednak koniecznie igrzysk, to najlepszym miejscem na igrzyska od zawsze były stadiony.
Sondażownie prześcigają się w dostarczaniu dobrych wieści "panu premieru" i grupie trzymającej władzę. W końcu to ich byt zależy od hojnych zamawiaczy wyników, tak jak los Cyganki od naiwnych zgłaszających się po wróżby.
Dla partii rządzącej poparcie oscyluje wokół magicznej granicy 45% i ma tendencje rosnące, zaś główna partia opozycyjna ma co najwyżej 30% zwolenników.
W zestawieniu z tą informacją dziwi zachowanie Tuska i nawoływanie do debat.Jeśli dane są prawdziwe, to wystarczy tylko spokojnie czekać na wybory i wziąć co swoje. Ewentualne zwycięstwo w debacie nic w tej kwestii nie zmieni, a przegrana niesie ryzyko, że wynik może zniweczyć szansę na powtórne rządzenie. Więc o co chodzi?
Może o to, że te zamawiane wyniki sondaży nie są dla Tuska i Platformy, ale dla ludu, co ma mieć odpowiednie rozeznanie przy urnach.
Jeśli Tusk pragnie jednak koniecznie igrzysk, to najlepszym miejscem na igrzyska od zawsze były stadiony. Tam miałby okazję dowiedzieć się co naprawdę poddani myślą o nim i jego metodach sprawowania władzy. Oczywiście pod warunkiem, że publika nie byłaby dobrana tak selektywnie, jak podczas pamiętnej debaty z 2007 roku, którą zapewne marzy mu się powtórzyć, a liczba funkcjonariuszy nie przekroczy ilości przypadkowych uczestników.
Ale na taką debatę ten tchórz, którego przestraszył jeden "paprykarz", nigdy się nie zgodzi.
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.