ANTYCHRYST PRZYSZEDŁ I PAŃSTWO NA ZIEMI ZAKŁADA Z KORONOWANYMI KATAMI W TLE CZ. VI Znalazł tu m.in. kartę swego syna Andrzeja, aresztowanego w lutym 1940 r., z adnotacją, że został wywieziony (pchor. Andrzej Sokołowski poległ pod Monte Cassino 13 V 1944 r.). I dalej relacjonuje ppłk Sokołowski: Weszliśmy na dziedziniec. Powitał nas straszliwy odór gnijących ciał, idący z otwartych drzwi parteru. W tym smrodzie, zapierającym dech, pracowali Żydzi. Wynosili na plecach z otwartych drzwi okropne, nagie, zmasakrowane ciała ludzkie. Umazane krwią i ociekające posoką, pogryzione prawdopodobnie przez szczury, pozbawione oczu, bez twarzy, rozdęte, były już nie do poznania i miały przerażający wygląd. Jedyne, co im jeszcze pozostało z ludzkiego wyglądu, to włosy. Były tam trupy mężczyzn i kobiet. […]
ANTYCHRYST PRZYSZEDŁ I PAŃSTWO NA ZIEMI ZAKŁADA
Z KORONOWANYMI KATAMI W TLE CZ. VI
Znalazł tu m.in. kartę swego syna Andrzeja, aresztowanego w lutym 1940 r., z adnotacją, że został wywieziony (pchor. Andrzej Sokołowski poległ pod Monte Cassino 13 V 1944 r.). I dalej relacjonuje ppłk Sokołowski:
Weszliśmy na dziedziniec. Powitał nas straszliwy odór gnijących ciał, idący z otwartych drzwi parteru. W tym smrodzie, zapierającym dech, pracowali Żydzi. Wynosili na plecach z otwartych drzwi okropne, nagie, zmasakrowane ciała ludzkie.
Umazane krwią i ociekające posoką, pogryzione prawdopodobnie przez szczury, pozbawione oczu, bez twarzy, rozdęte, były już nie do poznania i miały przerażający wygląd. Jedyne, co im jeszcze pozostało z ludzkiego wyglądu, to włosy. Były tam trupy mężczyzn i kobiet.
Żydzi wynieśli ze dwadzieścia zwłok i hitlerowcy przerwali dalsze wynoszenie. Teresa podbiegła do otwartych drzwi i jeszcze szybciej powróciła półprzytomna. Poszedłem i ja. W dużej sali, wyglądającej na wozownię, leżały rozrzucone pod sufit zwłoki ludzkie. A na oko było ich chyba z setka […].
Jak pisze A. Rzepicki; […] brak […] ścisłych danych o liczbie zamordowanych. Musiała być wielka, bo więzienia lwowskie zapełnione były przez NKWD po brzegi, nawet w małych celach siedziało po kilkudziesięciu więźniów, a z Brygidek w pierwszych dniach wojny wydostała się ich zaledwie garstka. Najczęściej powtarzano liczbę około 5000 ofiar i nie mogło być ich mniej […].
Według danych niemieckich w więzieniu na Zamarstynowie zamordowano ok. 3 tys. więźniów, przy ul. Łąckiego – 4 tys. W Brygidkach zginęło również wielu więźniów – przypuszczalnie podobna liczba – ale większość zwłok spłonęła w pożarze wznieconym przez uciekających enkawudzistów. Z budynku przy ul. Jachowicza nie zdołano wynieść rozkładających się zwłok; cele na razie zamurowano i opróżniono je dopiero w zimie. W sierpniu zwłoki z więzień chowano we wspólnych grobach na Cmentarzu Janowskim.
Wspominał ks. Banach: Kapłan kropił wodą święconą zwłoki pomordowanych i co pewien czas intonował pieśń żałobną, którą podchwytywano i wśród szlochania płynęła pieśń – „Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie”!
Wśród zwłok pomordowanych więźniów poszukiwano uczestników procesu grupy braci Weissów i Kobylańskiego. Zwłok ich jednak nie odnaleziono, ale też – poza młodym Sklarczykiem – nie powrócili oni nigdy do rodzin. Przypuszczalnie więc zdołano ich wywieźć ze Lwowa i zamordowano w drodze lub w którymś z prowincjonalnych więzień. Nie odnaleźli się też nie osadzeni dr Kultysówna i kpt. Rutkowski „Smrek”. Znaleziono jedynie zwłoki adwokata Antoniego Konopackiego, następcy Kobylańskiego, którego pochowano na Cmentarzu Łyczakowskim. Szczęśliwie natomiast wydostała się z więzienia przy ul. Kazimierzowskiej znaczna część nie osadzonych jeszcze harcmistrzów i działaczy harcerskich, w tym por. Adamcio, por. Feja i Szczęścikiewcz.
Uszedł z pogromu też Leopold Ungeheuer, ale miał odbite nerki i zmarł niedługo po powrocie do domu. Przyniósł on wiadomość o dr. Czamiku, którego widział w więzieniu w ostatnia noc przed masowym mordem; dr Czamik jednak zaginął – zwłok nie odnaleziono.
Lwowskie więzienia nie były jedynymi, w których wymordowano w okrutny sposób więźniów. Wszędzie zdążyły dotrzeć rozkazy w tym względzie – z kijowskiej, jeśli nie z moskiewskiej centrali. Nie zdołano zaalarmować wszystkich garnizonów wojskowych, ale za to, nawet w położonych tuż przy linii demarkacyjnej Oleszycach k. Lubaczowa 22 czerwca rano spalono żywcem trzymanych tam w zamku Sapiehów więźniów. Dokonała tego straż graniczna.
W Samborze, w ostatnich dniach przed zajęciem tego miasta przez wojska niemieckie, co nastąpiło 29 czerwca, wymordowano również część więźniów. Pisał w swych wspomnieniach jeden z ocalałych tamtejszych więźniów, Stefan Duda:
Bez przerwy wyciągano z cel więźniów, po 5-10 zawlekano do piwnic […], tam mordowano, rozstrzeliwano w tył głowy i składano trupy w pryzmę, a gdy już wszystkie piwnice były załadowane, wówczas wyprowadzano po 50 i więcej na plac więzienny i strzelano do nich z okien z karabinów maszynowych […], a nawet zaczęto rzucać ręczne granaty […].
W jednej z cel rozbili wówczas więźniowie drzwi „kiblem” i zaczęli otwierać inne cele, rozpoczynając walkę ze strażnikami, uzbrojeni w deski, „kible”, znalezione żelazo.
Enkawudziści wycofali się, próbowali jeszcze wprowadzić do akcji wojsko, ale wobec zbliżania się Niemców opuścili miasto. W ten sposób część więźniów ocalała. Wśród pomordowanych były harcerki, które zostały zgwałcone, obcięto im także piersi.
Nawet w małym miasteczku, w Szczercu, więźniów pomordowano, wyprowadziwszy ich z więzienia. Po wkroczeniu Niemców rozpoczęto ich poszukiwanie. Ukraińcy w tej sprawie porozumieli się z Niemcami, a ci wyłapali miejscowych Żydów i kazali im w ciągu godziny odnaleźć więźniów lub ich zwłoki. Okazało się, że zwłoki zakopano płytko w stodole probostwa. Wypływała stamtąd krew. Niemcy zmusili Żydów, by rękami rozgrzebali jamę, wyciągnęli i obmyli zwłoki, składając na prześcieradła. Zamordowani mieli poobcinane nosy, uszy, powykręcane do tyłu stopy… Wszystkich, Polaków i Ukraińców, pochowano uroczyście we wspólnej mogile koło cerkwi. Zginęło tam około 30 osób.
W Drohobyczu – jak pisze A. Chciuk: […] 22 czerwca 1941 NKWD powiedziało więźniom, ze ich wypuszczają, zabierajcie się „s wieszczami”. Gdy tłum więźniów stał na dziedzińcu więzienia, z wież wartowniczych zaczęły strzelać karabiny maszynowe […].
Znajoma Chciuka upadła zanim dosięgły ją serie i przeleżała pod trupami cały dzień. Gdy w nocy wydostała się i przyszła do domu, powitały ją słowa: „Boże, tyś zupełnie siwa…”- Działo się to w drohobyckich „Brygidkach”.
Z Borysławia jest relacja jednego z tamtejszych Żydów, których po wkroczeniu wojsk niemieckich zapędzono do usuwania zwłok z aresztu: Zaprowadzili nas […] na NKWD. Tam już było z 300 Żydów i stamtąd z piwnic kazali wyciągać i segregować trupy. Masy trupów. Część z tych trupów kazali myć. […] Te trupy nie były zakopane. Były one przysypane ziemią na 5, 10 cm. To wszystko były poza tym świeże trupy. To byli […] ludzie zaaresztowani tydzień lub 10 dni wcześniej. Tam był też Kozłowski i jego starosta. Siostra, ona miała jakieś 16 lat, miała wyrwane sutki, jakby obcęgami, twarz miała spaloną […]. Natomiast on jednego oka w ogóle nie miał, a drugie miał zapuchnięte, usta też miał zszyte drutem kolczastym, ręce miał spalone, a zarazem zmiażdżone […], W sumie tych trupów było jakieś kilkadziesiąt […].
W Stryju więzienie ewakuowano 2 lipca i więźniów samochodami odwożono na dworzec kolejowy. Ale przedtem, w nocy z 1 na 2 lipca, rozstrzelano w piwnicach i na podwórzu tych, którzy mieli większe wyroki. W Stanisławowie, w czasie gdy NKWD chwilowo opuściło więzienie, pomoc z zewnątrz zorganizował kpt. Ignacy Lubczyński. Pod Nadworną, w Bystrzycy Nadwórniańskiej, w lipcu 1941 r. odkopano masowe groby pomordowanych w więzieniu w Nadwornej – ostatni z pochowanych tam byli zabijani uderzeniem młotka w tył głowy.
W Złoczowie, dokąd Niemcy wkroczyli l lipca, NKWD na zamku zamienionym na więzienie zamordowało też wielu więźniów. Również tu Niemcy i Ukraińcy zmusili Żydów do odkopywania zwłok, a następnie ich zamordowali. Pogrzeb pomordowanych więźniów odbył się 6 lipca. W Brzeżanach od 26 czerwca zaczęto rozstrzeliwać więźniów, wyprowadzanych pojedynczo na dziedziniec więzienia, zagłuszając odgłos strzałów warkotem motoru traktora. Zwłoki wywożono do przygotowanych i maskowanych potem dołów.
Po nalocie niemieckim na miasto, od nocy 29 czerwca do następnego dnia zwłoki nadal rozstrzeliwanych wrzucano z mostu do rzeki Złota Lipa. W sumie zginęło ponad 300 więźniów, reszta – około 80 – uratowała się, gdy straż opuściła więzienie podczas nowego bombardowania. Masowy mord więźniów miał miejsce i w Tarnopolu. Część więźniów – około tysiąca – ewakuowano jednak 30 czerwca, pędząc ich piechotą do Podwołoczysk. W czasie marszu ludzie padali ze zmęczenia i pragnienia, a NKWD-ziści kolbami zmuszali ich do dalszej drogi. Usiłujących uciekać rozstrzeliwano na miejscu.
Dalej tarnopolskich więźniów wieziono koleją. Koleją ewakuowano też więźniów z Czortkowa, ładując po 135 osób do nie oczyszczonych wagonów kolejowych. Podróż trwała 17 dni. W jednym z wagonów, w którym jechał relacjonujący, spośród 135 osób zmarły w drodze 34. Trupy usuwano z wagonów co parę dni, a więc jechały z żywymi w lipcowym upale. To samo działo się i na Wołyniu. W Łucku zamordowano około 2 tys. więźniów, w Równem – 500, w Dubnie – 450.
Oprócz pomordowanych w więzieniach, wiele osób zginęło z rąk cofających się w panice i strzelających na oślep i bez powodu żołnierzy sowieckich – a może i z rąk ukraińskich nacjonalistów. We Lwowie w ostanim dniu wycofywania się Armii Czerwonej, 29 czerwca, zginęli na ulicy kurierzy ppłk. Macielińskiego, Jan Lutze-Birk i Jerzy Mędrzecki. Mieli po 21 lat. Po wkroczeniu Niemców na murach Lwowa ukazały się ich klepsydry […]”
JERZY WĘGIERSKI „LWÓW POD OKUPACJĄ SOWIECKĄ 1939 – 1941”
Lwowskie „Brygidki” po ucieczce sowietów stały otworem, w czerwcu 1941 roku wszedłem na podworzec. Na ścianach ujrzałem maź z mózgów i krwi.
A dzisiaj? Poetka Wisława Szymborska otrzymała literacką nagrodę Nobla i z rąk prezydenta RP BronisławaKomorowskiego Order Orła Białego.
Wisława Szymborska zadebiutowała w 1945 roku w pisemku NKWD redagowanym przez Jerzego Putramenta, publikując tam swoje debiutanckie wiersze stalinowsko – leninowskie. Jerzy Putrament, postać ogólnie znana, był jeszcze przedwojennym agentem NKWD w Polsce. Szymborska jest uznaną prekursorką żelbetowej komunistycznej poezji w Polsce po 1945 roku.
Wielbiła gorliwie rewolucję bolszewicką, w wyniku której wymordowano miliony niewinnych ludzi, opowiadając poetycko o zbrodniczych awanturach w Pałacu Zimowym, właśnie na łamach NKWD – owskiego pisemka Jerzego Putramenta.