10 miesięcy po wyborach czerwcowych, 11 kwietnia 1990 r., Sejm przyjął ustawę znoszącą cenzurę w Polsce. Natura jednak nie znosi próżni….
1.
11 czerwca 2005 r. w pomorskim Barlinku zebrani dziennikarze prasy lokalnej z całej Polski uchwalili, że wolna, uczciwa i rzetelna lokalna prasa stanowi nieodzowne narzędzie demokracji. Jako dziennikarze silnie osadzeni w powiatowej i gminnej rzeczywistości, jesteśmy blisko związani ze sprawami najbardziej skupiającymi uwagę miejscowych społeczności; umożliwiamy obywatelom zabieranie głosu we wszystkich interesujących ich kwestiach. Możemy więc być – i często jesteśmy – dobrymi, wiarygodnymi partnerami władz samorządowych.
Ale czasem lokalny dziennikarz zbyt mocno patrzy władzy na ręce…
2.
Maciej Rysiewicz od siedmiu lat prowadzi w Internecie portal dotyczący niewielkiej gminy w województwie małopolskim. I od mniej więcej tylu lat walczy z jej burmistrzem. W interesie „małej Ojczyzny”.
Zainteresowania lokalnego dziennikarza w szczególności budziły wydatki na podróże służbowe wielokadencyjnego burmistrza Wacława Ligęzy („Wielki strach burmistrza Wacława Ligęzy”), na co jednak nie zyskał odpowiedzi. A szkoda, bo wydatkowanie publicznych pieniędzy na indywidualne wojaże samorządowców musi być pod szczególnym nadzorem wyborców.
Jednak największe emocje wzbudzał i wzbudza dawny dworek, w jakim wychował się generał Bolesław Wieniawa – Długoszowski.
https://3obieg.pl/dwor-wieniawy-w-bobowej
3.
Burmistrz Ligęza przez ostatnie lata musiał znosić niepokornego dziennikarza. Czyżby dlatego, że wytoczenie procesu cywilnego z art. 24 kc musi oznaczać automatycznie odsłonięcie wszystkich dotąd ukrywanych aspektów działalności samorządu? Ponadto Rysiewicz ma przecież świadomość grożącej mu odpowiedzialności nie tylko cywilnej. Wiec pisząc nie daje upustu swoim fobiom, ale opiera się na zebranych przez siebie materiałach.
Więc Ligęza milczy, ale do czasu.
22 września 2014 r. składa wniosek o nakazanie Maciejowi Rysiewiczowi zaprzestania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji.
W trybie wyborczym.
Pełna zgoda, panie burmistrzu!
Nieprawdziwe informacje nie powinny w ogóle pojawiać się na jakimkolwiek portalu czy też w innych mediach.
4.
Ale pan Wacław Ligęza, obecny burmistrz Bobowej (i po raz czwarty kandydat na to stanowisko) zaraz uściśla, co przez to rozumie.
Nieprawdziwe informacje to są te negatywne dotyczące…. burmistrza.
Konkretnie następujące zarzuty:
a) kłamanie w pismach urzędowych;
b) prześladowanie osób w Gminie;
c) niegospodarność;
d) wydawanie decyzji z rażącym naruszeniem prawa;
e) kuglowanie prawem w celu ukrywania informacji publicznych;
f) aroganckiego zachowania;
g) krzywdzenie konkretnego urzędnika;
h) trwonienie i „przepultanie” publicznych pieniędzy.
Wiele z nich zostało sformułowanych w odrębnych artykułach, po przeprowadzeniu dziennikarskiego śledztwa.
5.
Czy dziennikarz ma prawo mieć wątpliwości co do działania władzy publicznej?
Czy ma prawo do zadawania pytań każdej, nie tylko lokalnej, władzy?
Czy wreszcie może oceniać działania tejże władzy, niekoniecznie pochlebnie?
6.
Wolność słowa jest – czego dotąd zbyt powszechnie się nie akcentuje – dobrem osobistym w rozumieniu art. 23 KC. Termin „dobra osobiste” odnosi się do „uznanych przez system prawny wartości (tj. wysoko cenionych stanów rzeczy), obejmujących fizyczną i psychiczną integralność człowieka, jego indywidualność oraz godność i pozycję w społeczeństwie, co stanowi przesłankę samorealizacji osoby ludzkiej” (w: Prawo Prasowe. Komentarz, red. Bogusław Kosmus, Grzegorz Kuczyński, C. H. Beck 2013).
Wolność słowa i komunikowania się służy właściwie nie prasie, ale każdemu człowiekowi, o czym przypomina także komentowany przepis. Źródłem tej wolności jest przyrodzona każdemu człowiekowi godność i niezależność w najszerszym tego słowa znaczeniu.
Prasa, jak się to często trafnie ujmuje, nie jest nośnikiem własnych wolności, a jedynie depozytariuszem wolności jej odbiorców. Dziennikarze nie dla siebie zatem, ale w imieniu i w interesie odbiorców prasy korzystają z wolności słowa, wolności prasy. Prasa nie jest „wyspą na morzu” społeczeństwa czy populacji ludzkiej, a jedynie wyspecjalizowanym instrumentem społecznym gromadzenia (formułowania), przetwarzania i przekazywania informacji, opinii, myśli pomiędzy ludźmi. Prasa pełni funkcję służebną wobec ludzi, działa ze względu na ludzi oraz w ich interesie. Z powyższej konstatacji wynikają ważne konsekwencje. Prasa nie działa w swoim interesie, nie realizuje więc swoich partykularnych dążeń, ambicji, celów, tylko podejmuje aktywność w interesie społecznym. (…)
Europejski Trybunał Praw Człowieka wskazuje wielokrotnie, iż prasa powinna pełnić funkcję „publicznego kontrolera” (public watchdog). Chodzi mianowicie o przyrównanie roli dziennikarza do psa łańcuchowego, który przygląda się uważnie strzeżonemu podwórku i dba o to, aby interes gospodarza (w naszym przypadku czytelników) nie ucierpiał.
(ibid.)
7.
Postępowanie zgodnie z kryteriami wyznaczonymi przez Kodeks wyborczy toczy się błyskawicznie. Jeszcze szybciej, niż w otoczonym złą sława lubelskim e-sądzie.
Maciej Rysiewicz wezwanie na posiedzenie sądu wraz z wnioskiem otrzymał… za pomocą poczty elektronicznej!
Wezwanie nie zawierało załączników, którymi były mocno pocięte jego artykuły.
Z materiałami tymi dziennikarz zapoznał się dopiero po wydaniu postanowienia, na swoje wyraźne życzenie.
8.
Postanowieniem z dnia 23 września 2014 roku sędzia Sądu Okręgowego w Nowym Sączu Monika Świerad uznała rację burmistrza.
Zgodnie z postanowieniem Maciej Rysiewicz został zobowiązany do uznania swoich wieloletnich publikacji za bzdety.
Niżej orzeczenie.
9.
Również w trybie wyborczym, czyli w ciągu 24 godzin od wydania postanowienia przez sąd I instancji. Maciej Rysiewicz złożył zażalenie.
Jak jednak zostanie ono rozpoznane przez Sąd Apelacyjny w Krakowie?
10.
Dla mnie, dla prawnika, stanowisko zajęte przez sędzię SO w Nowym Sączu, Monikę Bernadettę Świerad, jest niepojęte.
Bo przecież idąc tym tokiem rozumowania każda wypowiedź, złożona obojętnie przez kogo, ale w toku kampanii wyborczej, jeśli tylko dotyczy jakiegokolwiek kandydata, stanowi agitację wyborczą.
Czy zatem siedząc w knajpie przy kuflu piwa na widok plakatu wyborczego nalepionego na przeciwległej ścianie agituję wyborczo wzdychając na tyle głośno, by usłyszeli mnie przy innych stolikach, że i tutaj powiesili tego ch…?
Wygląda na to, że zdaniem p. Świerad jak najbardziej.
Tymczasem problem ten rozwiązany jest przez art. 106 § 1 Kodeksu wyborczego:
Każdy wyborca może prowadzić agitację wyborczą na rzecz kandydatów, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego.
Oczywistą oczywistością jest, że określenie „każdy wyborca” dotyczy również dziennikarza.
Tymczasem Maciej Rysiewicz nie tylko, że takiej zgody nie ma, to na dodatek nie identyfikuje się z żadną partią czy grupą prącą do wyborów.
No to jak? Agituje? Ale nielegalnie?
Nie tylko bez pisemnej zgody, ale i bez wiedzy jakiegokolwiek komitetu wyborczego?
A przecież jest to dozwolona prawem krytyka, która szczególnie mocno winna być artykułowana w okresie wyborczym po to, aby uniemożliwić ponowny wybór osób, które już się negatywnie dały poznać.
Zaznaczam, że uwaga powyższa jest natury ogólnej. Za daleko mam do Bobowej, aby oceniać jej burmistrza.
Bo to akurat jest zadaniem mediów lokalnych.
Zresztą Sąd Apelacyjny w Krakowie dwa lata temu podobnie zauważył:
Nie sposób bowiem twierdzić, że wszelkie wypowiedzi na temat osoby kandydującej, tylko z uwagi na fakt, że trwa kampania wyborcza, uzyskują przymiot materiału wyborczego ( wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 6 września 2012 r., sgn akt I Acz 1253/12).
11.
Przeraża jeszcze jedno.
Otóż pani sędzia do rozpoznania sprawy toczącej się na podstawie Kodeksu Wyborczego zastosowała klasyczne zasady procesu cywilnego o naruszenie dóbr osobistych.
Tak przynajmniej wynika z obszernego uzasadnienia.
Oto powód, dla którego pani Monika dwojga imion Świerad uznała Macieja Rysiewicza za nierzetelnego dziennikarza – uczestnik postępowania nie przedstawił żadnego dowodu na poparcie informacji zawartych w inkryminowanych artykułach, poprzestając jedynie na własnych oświadczeniach.
Jak jednak miał zebrać dowody, skoro wniosek Ligęzy wpłynął do sądu 22 września, a na 23 września było już wyznaczone posiedzenie?
Sam wniosek, wraz z załącznikami, doręczony był natomiast PO POSIEDZENIU?
Nawet najbardziej ohydny oskarżony w sprawie karnej musi mieć najmniej 7 dni pomiędzy otrzymaniem aktu oskarżenia a pierwszą rozprawą.
By mógł się do niej przygotować.
Ale nie niewygodny dla lokalnej władzuni dziennikarz.
Tymczasem art. 111 Kodeksu wyborczego wyraźnie mówi o rozpowszechnianiu materiałów nieprawdziwych. Tak więc ciężar dowodowy spoczywa na wnioskodawcy, w tym przypadku burmistrzu. W pierwszej kolejności burmistrz powinien przeprowadzić dowód na tą okoliczność – inaczej sprawa powinna trafić do normalnego trybu.
Od naruszenia regulacji dotyczącej materiałów wyborczych „należy jednak odróżnić prawo dziennikarza do krytyki służącej napiętnowaniu przejawów nieprawidłowości życia publicznego, niebędące formą agitacji wyborczej (…) Publiczne środki masowego przekazu są uprawnione, w granicach przewidzianych prawem, do wypowiedzi urzeczywistniających konstytucyjną zasadę wolności słowa i jawności życia publicznego. Jeżeli krytyka jest nieuprawniona (…) to zainteresowany może poszukiwać ochrony i żądać usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych na zasadach ogólnych, przewidzianych w art. 24 Kodeksu cywilnego” (post. SA w Białymstoku z 10.11.2006 r., I ACZ 872/06, OSA 2006, Nr 4, poz. 26).
Jednak zdaniem sędzi Moniki itd. Świerad Rysiewicz kłamie, albowiem nie wykazał w ciągu kilkunastu minut, że artykuły, jakie pisze od kilku lat, oparte są na konkretnych faktach. No i nie bardzo wiedząc, o co w ogóle chodzi, nie przyszedł do sądu z gromadą świadków, wobec których obowiązuje go tajemnica dziennikarska, ale najwyraźniej to żaden argument!
12.
Nie przesądzam, kto w ewentualnym sporze ma rację. To jednak powinno być rozstrzygnięte w „normalnym” procesie.
Uważam jednak, że próba „zamknięcia gęby” niewygodnemu lokalnej władzy dziennikarzowi za pomocą nadinterpretacji przepisów Kodeksu wyborczego to próba zastąpienia niesławnej pamięci cenzury.
I kolejny duży krok w kierunku całkowitego ubezwłasnowolnienia społeczeństwa poprzez odcięcie go od informacji istotnych, ale niewygodnych dla władzy.
25.09 2014