Bez kategorii
Like

Kto nadzorował lot TU154M? cz.5

14/06/2011
519 Wyświetlenia
0 Komentarze
42 minut czytania
no-cover

Poniżej przedstawiam piątą część swojego opracowania.

0


Lot TU154M w dn. 10.04.2010 do Smoleńska o statusie "HEAD", z Prezydentem RP oraz Delegacją, udającą się na uroczystości rocznicowe w Katyniu, w której brali udział m.in. czołowi dowódcy Sił Zbrojnych RP oraz wiele szacownych oraz zasłużonych dla Państwa Polskiego osób, powinien podlegać szczególnej ochronie i nadzorowi, chociażby ze względu na wagę osób znajdujących się na pokładzie samolotu.

 

Jak wykazałem już w poprzednich czterech częściach swojej notki, nadzór i monitoring tego lotu pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Czy było to tylko efektem niedbalstwa i niekompetencji, czy też było to działanie celowe, mające na celu doprowadzenie tego lotu do jego tragicznego, znanego nam wszystkim, finału?

 

Na te właśnie pytanie staram sie znaleźć odpowiedź w swojej notce. W poprzednich jej częściach omówiłem już następujące służby oraz instytucje państwowe i rządowe:

 

1.MSZ 2.BOR 3.COP/CHSZ

 

4.MON: a)36SPLT b)SKW c)SWW d)kierownictwo MON

 

5. Kancelaria Prezydenta / Zespół Obsługi Organizacyjnej Prezydenta / BBN

 

6. Kancelaria Premiera 7. ABW

 

W tej części zajmę się Agencją Wywiadu, Rządowym Centrum Bezpieczeństwa oraz spróbuję wyjaśnić, gdzie rankiem 10.04.2010 r. przebywali rzecznik rządu Paweł Graś, Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski oraz Premier Donald Tusk.

 

8. Agencja Wywiadu (AW)

 

Szef AW podlega bezpośrednio Premierowi; wśród zakresu jego uprawnień i obowiązków można znaleźć między innymi takie:

 

  • w zakresie swojej właściwości (sprawy ochrony zewnętrznego bezpieczeństwa państwa), przekazuje niezwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i Prezesowi Rady Ministrów informacje mogące mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej;
     
  • jeśli uzyskane informacje dotyczą spraw objętych zakresem działania właściwego ministra – przekazuje je temu ministrowi, chyba że Prezes Rady Ministrów zdecyduje inaczej;
     
  • otrzymuje od organów administracji rządowej informacje istotne dla bezpieczeństwa zewnętrznego i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej; informacje te przekazuje Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i Prezesowi Rady Ministrów, właściwym ministrom, a także – w zakresie jego właściwości – Szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego;

 

Aktualnie szefem AW jest gen.bryg.Maciej Hunia; został mianowny na to stanowisko przez Premiera Donalda Tuska w 2008r.

 

Wśród zadań AW można znaleźć m.in. takie:

 

  • uzyskiwanie, analizowanie, przetwarzanie i przekazywanie właściwym organom informacji mogących mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej Polskiej oraz jej potencjału ekonomicznego i obronnego;
     
  • rozpoznawanie i przeciwdziałanie zagrożeniom zewnętrznym godzącym w bezpieczeństwo, obronność, niepodległość i nienaruszalność terytorium Rzeczypospolitej Polskiej;
     
  • rozpoznawanie międzynarodowego terroryzmu, ekstremizmu oraz międzynarodowych grup przestępczości zorganizowanej;
     
  • prowadzenie wywiadu elektronicznego;

 

Czy AW ma jakiekolwiek możliwości techniczne nadzorowania czy też monitorowania lecącego samolotu lub też podsłuchiwania prowadzonych z niego rozmów telefonicznych? Niestety, nic na ten temat nie udało mi się ustalić; generalnie jest to służba specjalna nastawiona na pracę poza granicami naszego kraju, jednak nie wyklucza to moim zdaniem, że jakieś formy nasłuchu łączności elektronicznej, a związane z lotem Prezydenta wraz z Delegacją do Smoleńska, mogły być przez nią prowadzone.

 

Czy AW wykonywała jakieś działania rozpoznawcze związane z przylotem Prezydenta RP na uroczystości do Katynia na miejscu, chociażby w Smoleńsku? Na ten temat również nie dotarłem do żadnych informacji.

 

Jedną z niewielu spraw, którą można połączyć AW z Tragedią Smoleńską, jest sprawa tzw. fałszywych notatek wywiadu. To dość tajemnicza historia, którą w taki oto sposób, opierając się na "Rzeczypospolitej", relacjonowało polskie radio w dn.29.11.2010:

 

"Rzeczpospolita" w weekend informowała, że śledczy badają, czy ściśle tajna notatka Agencji Wywiadu dotycząca katastrofy rządowego Tu-154M mogła zostać sfałszowana. O fałszerstwie dokumentu powiadomił prokuraturę generał Maciej Hunia, szef Agencji Wywiadu. Z tamtej notatki wynika, że oficer agencji rozmawiał z Rosjaninem, rzekomym autorem filmu z miejsca katastrofy. Rosjanin miał powiedzieć, że widział funkcjonariuszy OMON strzelających i biegających wokół wraku tupolewa, co miało wyglądać jak dobijanie rannych.

 

Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że wśród polityków krążyły jeszcze dwie notatki – jedna o karetkach na sygnale, które miały transportować rannych pasażerów samolotu, a druga – o możliwości uzyskania od Amerykanów materiałów, między innymi zdjęć satelitarnych znad lotniska Siewiernyj, które mogłyby pomóc w wyjaśnieniu okoliczności katastrofy. Nie wiadomo, czy te notatki również mogły zostać sfałszowane, ale ich wygląd jest podobny do pierwszej fałszywki.

 

Jest to dość tajemnicza sprawa, ale ponieważ nie dotyczy meritum mojej notki, nie będę się nią zajmował, choć wymagałaby ona jakichś wyjaśnień ze strony oficjalnych czynników rządowych.

 

Tajemniczy jest również aktualny szef AW, Pan Maciej Hunia; jemu również nie poświęcę w tej notce zbyt wiele uwagi, mimo, że chociażby ten artykuł w dziennik.pl z dn.04.06.2008. którego fragment cytuję poniżej, opisuje jego dość zastanawiającą karierę:

 

Maciej Hunia jest oceniany jako fachowiec od kontrwywiadu i wywiadu, biegle zna język angielski. Ale na jego karierze jest poważna skaza. Kierowany przez Hunię kontrwywiad oskarżył o szpiegostwo Macieja Tylickiego, asystenta członka komisji orlenowskiej Józefa Gruszki. Był marzec 2005 r. Rządziło SLD, a komisja śledcza odkrywała działania kompromitujące tę partię i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Posłowie uznali działania ABW za prowokację wobec komisji, a wkrótce sąd uniewinnił Tylickiego. Ówczesny szef ABW z nadania SLD Andrzej Barcikowski do dziś broni jednak Huni.

 

"Ustalenia kontrwywiadu były jednoznaczne – Tylicki zadeklarował współpracę z obcym wywiadem. Decyzja sądu nie zmienia oceny Huni i mojej" – mówi.

 

Rok wcześniej Hunia na wniosek Barcikowskiego dostał od prezydenta(Kwaśniewskiego – przyp. autora)stopień generała. Był pierwszym generałem służb specjalnych z tzw. solidarnościowego naboru. W czasach studenckich działał w NZS na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dorabiał przy pracach na wysokościach – m.in. malował kominy. Do tworzącego się UOP przyszedł w 1990 r. wraz z tzw. grupą krakowską skupioną wokół Jana Rokity. Z Bartłomiejem Sienkiewiczem i Konstantym Miodowiczem z tego samego naboru, łączyła ich też wspólna pasja – wspinaczka wysokogórska.

 

 

 

9. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa RCB

 

RCB jest jedną z zasadniczych instytucji państwowych, biorących udział w zarządzaniu kryzysowym. Jego rola w obiegu informacji oraz systemie zarządzania kryzysowego jest niesłychanie istotna:

 

Zgodnie z ustawą z dnia 26 kwietnia 2007 o zarządzaniu kryzysowym (Dz. U. Nr 89 poz. 590 ze zm.) Rządowe Centrum Bezpieczeństwa zapewnia obsługę Rady Ministrów, Prezesa Rady Ministrów oraz Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego(art. 11 ust. 1). W zakresie informowania, do zadań RCB należy zapewnienie obiegu informacji między krajowymi i zagranicznymi organami i strukturami zarządzania kryzysowego.

 

W sytuacjach zdarzeń kryzysowych o charakterze krajowym zadaniem RCB jest zapewnienie obiegu informacji między: Radą Ministrów, Prezesem Rady Ministrów, ministrem kierującym działem administracji rządowej, wojewodą, starostą i wójtem (art.11 ust. 2 pkt 8). W celu zapewnienia płynnego obiegu informacji, instytucje współpracujące w tym zakresie z RCB zobowiązane są do wskazania i utrzymywania dostępnych całodobowo numerów telefonicznych i adresów poczty elektronicznej własnych służb dyżurnych.

 

Sprawny przepływ informacji między organami i strukturami odpowiedzialnymi za zarządzanie kryzysowe ma służyć przede wszystkim przeciwdziałaniu sytuacjom kryzysowym, a w przypadkach, gdy już do nich dojdzie, skutecznemu usuwaniu ich skutków. ( www.rcb.gov.pl)

 

Całodobowy dyżur w RCB jest pełniony w jego Wydziale Operacyjnym; przytoczę całość jego zadań, ponieważ wydaje mi się to istotne w kontekście meritum mojej notki:

 

  • realizowanie funkcji krajowego centrum zarządzania kryzysowego przez pełnienie całodobowego dyżuru i zapewnienie obiegu informacji na potrzeby zarządzania kryzysowego;
  • monitorowanie i analizowanie bieżącej sytuacji w zakresie stanu bezpieczeństwa narodowego oraz występujących w tym zakresie zagrożeń na podstawie meldunków przekazanych przez centra zarządzania kryzysowego i z innych dostępnych źródeł;
  • informowanie, zgodnie z właściwością, kierownictwa Centrum, doradców i szefów właściwych wydziałów oraz podmiotów, o których mowa w art. 8 ust. 2 i 3 ustawy z dnia 26 kwietnia 2007 r. o zarządzaniu kryzysowym, o zdarzeniach oraz potencjalnych zagrożeniach i działaniach podjętych przez właściwe organy;
  • opracowywanie i wdrażanie procedur operacyjnych na podstawie Krajowego Planu Zarządzania Kryzysowego;
  • przygotowanie uruchamiania, w przypadku wystąpienia zagrożeń, procedur związanych z zarządzaniem kryzysowym;
  • gromadzenie informacji o zagrożeniach i analiza zebranych materiałów;
  • realizacja zadań stałego dyżuru w ramach gotowości obronnej państwa;
  • zapewnienie wymiany informacji w relacjach międzynarodowych i krajowych dotyczących realizacji przedsięwzięć w ramach Systemu Reagowania Kryzysowego NATO (NATO Crisis Response System);
  • prowadzenie bazy danych sił i środków, ujętych w Krajowym Planie Zarządzania Kryzysowego, niezbędnych do reagowania w sytuacjach kryzysowych, w tym z wykorzystaniem Systemu Informacji Geograficznej (Geographic Information System)

 

Jak to wszystko funcjonowało w dn.10.04.2010? Czy jakieś informacje, sygnalizujące możliwość wystąpienia problemów w locie TU154M do Smoleńska z Prezydentem na pokładzie, docierały w czasie samego lotu do tej instytucji? Czy ktoś tą instytucję informował, że być może Prezydent RP będzie zmuszony do lądowania w Moskwie (Rosja) czy też w Mińsku (Białoruś) w związku z pogarszającą się pogodą w Smoleńsku i jakie to może nieść ze sobą implikacje?

 

Na żadne tego typu informacje się niestety nie natknąłem. RCB zajęło się koordynacją działań, ale PO zaistniałej Tragedii, co powierdził Pan Jacek Cichocki, szef Kolegium ds. Służb Specjalnych, którego wypowiedź przytoczyłem już w 4 części swojej notki, a którą przypominam we fragmencie poniżej:

 

Skorzystam z tego pytania, żeby powiedzieć, że dwa miejsca, do których pojechałem godzinę po katastrofie i które działały już pełną parą to były RCB i Centrum Antyterrorystyczne w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gdzie pracowali już funkcjonariusze wszystkich innych służb.

 

Umiejscowienie RCB w strukturach zarządzania kryzysowego Państwa nie jest jednoznacznie klarowne, o czym świadczy chociażby ta wypowiedź byłego już jego dyrektora, Marcina Samsonowicza-Górskiego, którą można przeczytać w onet.pl z dn.05.10.2010 :

 

Już po posiedzeniu komisji Samsonowicz-Górski wyjaśnił PAP, że chodziło mu o podporządkowanie Rządowego Centrum Bezpieczeństwa albo wyraźnie premierowi, albo "wzmocnionemu ministrowi spraw wewnętrznych". (…) Na posiedzeniu komisji szef RCB mówił też o sporach z MSWiA, jakie wynikły przy negocjowaniu umowy o współpracy między oboma instytucjami. Według Samsonowicza-Górskiego, w takiej umowie powinna być "wyraźnie określona ponadresortowa rola RCB", gdy tymczasem MSWiA chce traktować Centrum jak jeden ze swoich departamentów. (…) Samsonowicz-Górski uskarżał się też na pozbawienie centrum dostępu do ważnych informacji. "Dyrektor Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, który jest kierownikiem państwowej jednostki budżetowej i nie jest organem administracji, jest praktycznie +wycięty+ z obiegu bardzo wielu informacji, które uniemożliwiają w sposób kompetentny i fachowy dokonywanie analizy i prognozy zagrożeń, jak również wypracowywania adekwatnych środków"– mówił. Dodał, że wiele potrzebnych danych RCB czerpie z ogólnodostępnych źródeł. (…) Samsonowicz-Górski tłumaczył też, że RCB, które zatrudnia ok. 60 osób, w sytuacjach kryzysowych ma problem z zapewnieniem właściwego przekazywania informacji do MSWiA i premiera. "Zadania ministra SWiA w sytuacji kryzysowej są zupełnie inne niż zadania premiera. Tutaj, przy tak małym zespole, który nie jest w stanie obsługiwać tych dwóch przepływów informacji w tym samym momencie, następuje pewna niepotrzebna nerwowość i zderzenie kompetencji" – powiedział PAP szef RCB. Podkreślił, że centrum doświadczyło już tego typu sytuacji w 2010 r

 

Co ciekawe, w RCB doszło na przełomie 2009/2010 r. do wymiany kierownictwa tej instytucji, przy udziale Premiera Donalda Tuska, o czym można przeczytać chociażby w wiadomościach tvn24.pl z dn.30.12.2009:

 

Na konferencji prasowej Donald Tusk zaznaczył, że Przemysław Guła, który dotychczas kierował RCB, nie był formalnie szefem tej instytucji, a jedynie pełniącym obowiązki. – Ta decyzja ma charakter administracyjny i będzie sprzyjała większej sprawności tej instytucji – dodał szef rządu. Jak informuje gazeta, decyzja premiera zaskoczyła i oburzyła zatrudnionych w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa ekspertów– rezygnacje złożyli już szef biura ochrony infrastruktury krytycznej Paweł Tarnawski i generał Straży Pożarnej.

 

A teraz, mimo, że jest to nieco OT tej mojej notki, nie mogłem sobie odmówić, aby nie zacytować Państwu pewnej ciekawej informacji:

 

(…) Służbę dyżurną Centrum tworzy kilkanaście osób, które – zmieniając się – śledzą wydarzenia na świecie przez 24 godziny. Od września zespół dysponuje nowoczesnym sprzętem, począwszy od monitorów plazmowych, na oprogramowaniu informatycznym skończywszy. (…)W pomieszczeniu operacyjnym, tzw. situation room, na kilku ekranach przez całą dobę wyświetlane są polskie i zagraniczne programy informacyjne, takie jak np.: BBC, CNN, France 24, Euronews, Al-Jazeera i wiele innych. (…) Ale oprócz śledzenia tego, co dzieje się na ekranach monitorów, dyżurni zobowiązani są także do przeglądania serwisów informacyjnych agencji prasowych. Jeśli np. media poinformują o jakiejś nadzwyczajnej sytuacji, takiej jak trzęsienie ziemi czy katastrofie komunikacyjnej, jeden z pracowników zespołu wyśle komunikat o tym zdarzeniu do właściwej ambasady lub konsulatu z prośbą o zweryfikowanie, czy dana informacja jest prawdziwa i czy wśród ewentualnych ofiar nie ma Polaków. Drugi dyżurny cały czas monitoruje sytuację.Taka informacja jest też przesyłana (…) – gdy sytuacja tego wymaga – także do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, służby dyżurnej kancelarii premiera, innych instytucji administracji państwowej. (…)W przypadku katastrof naturalnych za granicą powiadamiane jest np. Krajowe Centrum Ratownictwa i Ochrony Ludności, ponieważ może ono zorganizować pomoc.(…)

 

Czy to Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ma od niedawna takie wspaniałe możliwości? Niestety, to nie jest nowe Centrum Operacyjne tej instytucji. W takim razie jakiej? Oto i odpowiedź:

 

W poniedziałek, 15 listopada br., w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych otwarte zostało centrum Operacyjne, którego zadania będą skupiały się głównie na monitorowaniu sytuacji kryzysowych na świecie oraz powiadamianiu MSZ i naszych placówek dyplomatycznych m.in. o katastrofach naturalnych.(wg BBN z dn.15.11.2010)

 

Bardzo mnie zdziwiło, że RCB nie opublikowało żadnego kalendarium swoich działań w dn.10.04.2010, biorąc pod uwagę skalę zaistniałej Tragedii oraz zainteresowanie społeczeństwa, jak w tym dniu funkcjonowały odpowiedzialne za sytuacje kryzysowe instytucje Państwa Polskiego.

 

Jak Polskie Państwo pod rządami Platformy Obywatelskiej zdawało w tym dniu egzamin?

 

RCB nie podało również, a przynajmniej ja nie natrafiłem na taką informację, o której godzinie dowiedziało się o "katastrofie" w Smoleńsku i od kogo, a jego komunikaty z tamtego dnia… poznikały, o czym mozna się przekonać chociażby na stronie poland.gov.pl z dn.10.04.2010 , a dokładniej TU.

 

 

 

10. Paweł Graś – rzecznik rządu

 

Oto jego relacja za newsweek.pl z dnia 09.10.2010:

 

Newsweek: Jest 10 kwietnia, dochodzi 9.
Paweł Graś: Jestem w Bieszczadach. W piątek w nocy wyjechałem tam oglądać selekcję do służby w jednostce wojskowej. Na miejsce dotarłem około trzeciej nad ranem, około dziewiątej zadzwonił premier i powiedział, że coś się stało z samolotem prezydenta. Na początku w to nie uwierzyłem. Pomyślałem nawet, że postanowił zepsuć mi weekend. Zacząłem wydzwaniać do BOR. Potwierdziło się, że dzieje się coś niedobrego, że samolot miał kłopoty przy lądowaniu, jednak nadal nie wiadomo, czy chodzi o samolot Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie, czy o prezydencki Tu-154. Po kilku minutach ponownie dzwoni premier i mówi: „Wracaj do Warszawy, oni wszyscy nie żyją”.W ogóle to do mnie nie dotarło! Miałem wrażenie, że to rzeczywistość równoległa.

 

Wiedział pan, kto był w tym samolocie?
Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tylko, że leci prezydent. Po telefonie od premiera natychmiast w szaleńczym tempie ruszyliśmy samochodem do Warszawy. Po drodze zaczęły się telefony: minister Sikorski, marszałek Komorowski.Jeden z moich rozmówców zaczął czytać listę pasażerów. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, co się stało.

 

Pan wraca z Bieszczad, premier jedzie do Warszawy z Gdańska samochodem. Czemu? Bał się, że doszło do zamachu i dlatego nie wsiadł do samolotu?
– Nie było możliwości, aby premier mógł lecieć samolotem do Warszawy. Podróż samochodem była jedynym wyjściem.

 

Jak widać, Pana Grasia nie było 10.04.2010 w Warszawie, a o "katastrofie" poinformował go sam Pan Premier Donald Tusk. Wedle tego wywiadu, Pan Graś dotarł do Warszawy ok. godziny do półtorej przed wylotem do Smoleńska (?), kiedy " Wszystkie najważniejsze rozmowy dotyczące dalszego funkcjonowania państwa już się odbyły."

 

Ciekawe, że rzecznika rządu w ogóle nie interesowała wizyta Prezydenta RP wraz z Delegacją w Katyniu: nawet nie wiedział, kto na te uroczystości się udaje…

 

Pan Graś niejednokrotnie później zabierał głos w sprawie Tragedii Smoleńskiej; przytoczę jednak tylko jedną jego wypowiedź, za fakt.pl z dn. 28.01.2011, bo wiąże się ona w jakiejś części z meritum mojej notki:

 

O sprawie napisała w piątek "Komsomolskaja Prawda". Według gazety, do katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem mogła doprowadzić tajna instrukcja, na podstawie której samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą "głównego pasażera"."Komsomolskaja Prawda" wyjaśnia, że o istnieniu takiej tajnej instrukcji w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego dowiedziała się od jednego z polskich dziennikarzy. Nie podaje jednak jego nazwiska.

 

– Wszystkie dokumenty, które wiążą się z organizacją lotu, zarówno te dotyczące organizacji przez zlecających, czyli Kancelarię Premiera,Kancelarię Prezydenta, jak i te dokumenty, które znajdują się w 36. Specjalnym Pułku, są elementem badania przez komisję pana ministra Millera –tłumaczył w piątek w RMF FM Graś.

 

Pytany, czy w trakcie tego badania ustalono, że jest taka instrukcja, odpowiedział: – Nie znam raportu, prac nad raportem, również nie znam instrukcji, podejrzewam, że nie jest to materiał jawny, ale na pewno będzie elementem badania komisji ministra Millera. – Taka instrukcja na pewno istnieje, natomiast, jakie są w niej zapisy trudno mi powiedzieć, chociaż szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby akurat takie szczegółowe zapisy tam się znajdowały, ale nie wiem – dodał rzecznik rządu.

 

Po tym, jak sensacyjnym doniesieniom "Komsomolskiej Prawdy" zaprzeczyło wojsko, Paweł Graś wycofał się ze swoich twierdzeń.

 

Nie będę oceniał, czy wypowiedź rzecznika rządu była w tym przypadku przykładem niekompetencji, czy też świadomym działaniem dezinformującym.

 

 

 

11. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

 

Cytuję za tvn24.pl z dn. 09.04.2011:

 

(…)Wiadomość o rozbiciu Tu-154 zastała parę prezydencką w Budzie Ruskiej na Sejneńszczyźnie, gdzie Bronisław Komorowski odpoczywał po prawyborach prezydenckich w Platformie Obywatelskiej.

O godz. 8.59 zadzwonił szef MSZ Radosław Sikorski z informacją, że doszło do wypadku prezydenckiego samolotu, ale nie wie, z jakim konsekwencjami. Potem – jak relacjonowali Komorowscy – usiłowali się dowiedzieć czegoś z radia, bo na wsi nie mają telewizora. Po kilku minutach znów zadzwonił minister spraw zagranicznych.

– Pierwszą moją myślą po telefonie Radka Sikorskiego była konstatacja, że sytuacja opisana w konstytucji to nie żadna teoria, tylko absolutnie dramatyczna rzeczywistość. I dotarło do mnie, że jest źle, bardzo źle. I że w tragicznej dla Polski sytuacji muszę przejąć odpowiedzialność za państwo – powiedział Komorowski.

I dodał: –Zadzwoniłem do ministra Czapli, szefa Kancelarii Sejmu. Miałem do niego trzy pytania. Pierwsze: czy konstytucyjny zapis jest wystarczająco precyzyjny i nie budzi żadnych wątpliwości? Drugie: w jakiej formule i jakie działania trzeba podjąć dla potwierdzenia wykonania tego punktu konstytucji. Oraz trzecie: jaki zakres uprawnień prezydenta mam obejmować?

 

Anna Komorowska: – Powiedziałeś mu też, słyszałam: proszę, ściągnąć wszystkich, którzy mogą być potrzebni.

Prezydent wspomniał też, jak miał kłopot z dodzwonieniem się do premiera Donalda Tuska: – Zanikał zasięg, więc szarpanina, co chwila wyskakiwałem na zewnątrz, zmieniałem miejsca (…). Tuska, pamiętam, szukałem przez Sławka Nowaka i przez BOR.

 

Borowcy – jak relacjonował – pytali go, czy przylecieć po niego i żonę śmigłowcem. – Podziękowałem, samochodem będzie szybciej, niech tylko wyjadą nam na przeciw, spotkamy się po drodze – powiedział. I dodał, że z premierem rozmawiał w drodze. –Bronek jedną ręką trzymał kierownicę, a w drugiej miał telefon. Co chwila z kimś rozmawiał – wspomniała Anna Komorowska.

 

Prezydent do samochodu BOR przesiadł się w okolicach Łomży.(…).

 

Prezydent opowiadał też, jak rozwiązał problem dziennikarzy, którzy kłębili się przed kamienicą, w której mieszkał przy ul. Śniegockiej.– To jest stara kamienica. Przed wojną miała dwa wejścia (…). Przy śmietnikach od Miechowskiej zrobiono wejście główne, a drzwi od Śniegockiej zamknięto i na klatce schodowej prowadzącej do naszego mieszkania trzymało się rowery.Miałem klucz, wszedłem niezauważony – wspominał.

 

Jak widać, o "katastrofie" poinformował Marszałka niezawodny minister Radek Sikorski. Wydawałoby się, że pomimo nieco, powiedzmy, zaskakujących wypowiedzi Pana Komorowskiego (podróż samochodem zamiast śmigłowcem, poszukiwanie(?) premiera Tuska, chęć uniknięcia pytań od dziennikarzy), wszystko jest jasne: rankiem 10.04.2010 marszałek Komorowski był w Budzie Ruskiej.

 

Tylko… czy na pewno?

 

Tymczasem w dniu katastrofy, czyli 10 kwietnia, polskie media podały, że marszałek Sejmu do Warszawy przyjechał z… Trójmiasta.I nie jest to żadna dziennikarska pomyłka. Informacja ta została bowiem podana przez… Kancelarię Marszałka Sejmu. Czyżby pracownicy biura marszałka nie wiedzieli wtedy, gdzie jest ich szef? (za fakt.pl z dn.24.01.2011)

 

Dotarcie do samego komunikatu Kancelarii Sejmu na ten temat okazało się jednak… niemożliwe. Zniknął. Ciekawe, dlaczego?

 

Jak widać, ostatnio wystapiła jakaś prawdziwa epidemia znikających komunikatów, wydawanych przez instytucje państwowe w dniu 10.04.2010r…

 

Wrócę jednak jeszcze na chwilę do powyższej relacji Pani Anny Komorowskiej, żony Pana marszałka Komorowskiego:

 

Bronek jedną ręką trzymał kierownicę, a w drugiej miał telefon. Co chwila z kimś rozmawiał – wspomniała Anna Komorowska.

 

Co innego jednak mówiła Pani Anna Komorowska dladziennik.pl w dniu 08.04.2011:

 

Pierwsza Dama wspomina, że w drodze powrotnej do Warszawy 10 kwietnia 2010 rano, to ona prowadziła samochód. Chodziło o to, by jej mąż, wówczas marszałek Sejmu, mógł swobodnie rozmawiać przez telefon.

 

Niby niewielka różnica, ale… niech każdy z Państwa sam to oceni. Może to tylko przekłamanie dziennikarzy? Na koniec zajrzyjmy może po prostu na oficjalną stronę prezydent.pl z dn.06.04.2011:

 

– Gdzie pan wtedy był?

– Byłem na wsi poza Warszawą.

 

– A konkretnie?

Jak już wspomniałem, ta wiadomość dotarła do mnie, kiedy byłem poza stolicą, ale część rozmów prowadziłem po powrocie, w domu. Musiałem dostać się tam bocznym wejściem, bo przed bramą kłębił się już tłum dziennikarzy.

 

Konkretnie Pan marszałek Bronisław Komorowski był w takim razie… poza stolicą.

 

 

 

12. Premier Donald Tusk

 

Jak premier dowiedział się o Tragedii? Oto relacja wg wprost24:

 

Informację o katastrofie przekazał mu minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.Pierwsza wersja mówiła, że samolot się rozbił, ale nie było wybuchu. Była 8.48, czyli siedem minut po zderzeniu prezydenckiego tupolewa z ziemią. Donald Tusk nie odbierał. Sikorski wysłał mu więc SMS. Nie mając pewności, co dokładnie się stało, napisał tylko, że „tutka" rozbiła się podczas lądowania, ale nie wiadomo, co z pasażerami. Tusk nie zdążył tego odczytać – akurat szedł pod prysznic. O 8.55 wszystkie wątpliwości rozwiał Jerzy Bahr. Kiedy Sikorski się z nim połączył, ambasador był już przy wraku. Przekaz był szokujący: tego nikt nie mógł przeżyć. Minister kazał swojemu borowcowi por. Wojciechowi Biskotowi natychmiast łączyć go z ochroną Tuska. (…)

 

– Witam, minister musi pilnie skontaktować się z premierem – Biskot zadzwonił do centrum BOR. Telefon odebrał Jarosław Urbaniak.

 

– Minister dostał informację, że coś się stało z prezydenckim samolotem. Awaria albo nawet się rozbił. Łącz z premierem – odpowiedział Biskot.

 

Telefon odebrała Małgorzata Tusk. – Dzień dobry, Radku. Donald bierze prysznic. Coś mu przekazać czy zadzwonisz później? – spytała.

 

– Małgosiu, kilka minut temu napisałem Donaldowi SMS – łamiącym się głosem odpowiedział Sikorski.

 

– Nieważne, samolot z prezydentem się rozbił… Przekaż Donaldowi, że to, co tam napisałem, to już nieaktualne. Wygląda na to, że nikt nie przeżył.

 

Wg artykułu z Naszego Dziennika z dn. 24.01.2011, Donald Tusk po otrzymaniu informacji o "katastrofie" od ministra Sikorskiego, do Warszawy wracał samochodem:

 

W dniu katastrofy juz okolo godz. 9.50 internetowe serwisy informacyjne, m.in. "Gazety Wyborczej" i "Newsweeka" donosily, ze premier Donald Tusk "leci z Gdanska do Warszawy".Powolywaly sie przy tym na wiadomosci przekazywane przez Centrum Informacyjne Rzadu. Szef rzadu, wedlug nich, mial przerwac odpoczynek i odleciec samolotem lub rzadowym helikopterem do Warszawy. To bardzo interesujace, bo podczas ostatniego posiedzenia Sejmu, na ktorym premier przedstawil informacje rzadu w sprawie sledztwa smolenskiego i reakcji na raport rosyjskiego MAK, okazalo sie, ze Donald Tusk nie lecial… ale jechal samochodem. Poinformowal o tym, odpowiadajac na pytanie Elzbiety Jakubiak, ktora zapytala, dlaczego tak dlugo trwal wtedy jego powrot do Warszawy. "Pani posel oczekiwala, ze instytucje panstwowe zaczna w dniu katastrofy dzialac mozliwie szybko. Nie wiem, jakiego typu tempa pani oczekuje od BOR, jesli chodzi o przewoz samochodem na trasie Gdansk – Warszawa" – tlumaczyl premier. – Posiedzenie Rady Ministrow rozpoczelo sie w Warszawie o godz. 13.40, tzn. w momencie, kiedy wszyscy ministrowie dotarli na miejsce. W przeciwienstwie do niektorych politykowja wtedy, kiedy jade samochodem rzadowym, nie zastepuje kierowcy BOR i nie dyktuje mu warunkow, jak szybko ma jechac, ale wydaje sie, ze dwie i pol godziny jazdy z Gdanska do Warszawy daje wyobrazenie, jak bardzo sluzby staraly sie mozliwie szybko dowiezc premiera do Warszawy – odpowiadal Tusk.

 

Co na ten temat możemy się dowiedzieć z oficjalnego serwisu www.premier.gov.pl?

 

Premier Donald Tusk jest w drodze do Warszawy. W godzinach wczesnopopołudniowych odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie rządu w związku z tragiczną katastrofą prezydenckiego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem. ( Centrum Prasowe 10.04.2010)

 

Jak widać, nie za wiele. Dodam jeszcze, że protokoły z tego posiedzenia rządu, które rozpoczęło się 10.04.2010 tuż po godzinie 13:00, nie zostały do tej pory publicznie udostępnione, nie wiadomo więc, jakie na nim zapadały decyzje.

 

Panowie Tusk, Komorowski oraz Graś dość oszczędnie dzielą się informacjami, gdzie przebywali rankiem 10.04.2010 r.; a szkoda, bo wypadałoby, aby w obliczu tej wielkiej Tragedii wszystko było jasne i klarowne, jeśli chodzi o stronę polską, polskich urzędników oraz polskie władze.

 

Czyżby wizyta Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu zupełnie ich nie interesowała? Czy Służby rządowe lub też państwowe nie przesyłały im na bieżąco, podczas lotu Tupolewa w dn.10.04.2010 do Smoleńska informacji, że mogą wystapić jakieś komplikacje? Nie sygnalizowały, że być może Delegacja z prezydentem na pokładzie będzie musiała lądować w Moskwie czy też na Białorusi? Nie konsultowały z nimi trybu postępowania w takiej sytuacji?

 

To z kim w takim razie konsultowała się w tych sprawach strona rosyjska?

 

Z kim uzgadniała, które lotnisko będzie ewentualnym lotniskiem zapasowym, gdyby się okazało, że z powodów atmosferycznych TU154M planujący lądowanie na lotnisku Smoleńsk Sieviernyj, będzie musiał polecieć na inne lotnisko?

 

 

 

 

 

Wytłuszczenia pochodzą od autora; podawane czasy wg czasu polskiego. 

0

ander

188 publikacje
2 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758