Bez kategorii
Like

Rekrutacja dziennikarzy w Gazecie Wyborczej

01/06/2011
335 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Przeczytałem wczoraj notkę Myszy-Drobnicowca, która napisała o umowie zawartej pomiędzy Agorą a Uniwersytetem Warszawskim dotyczącej kształcenia studentów w strukturach Agory właśnie.

0


 Przeczytałem wczoraj notkę Myszy-Drobnicowca, która napisała o umowie zawartej pomiędzy Agorą a Uniwersytetem Warszawskim dotyczącej kształcenia studentów w strukturach Agory właśnie. Przypomniało mi to trochę dawne czasy, czyli początek lat dziewięćdziesiątych kiedy poszukiwałem pracy i nie miałem jeszcze pojęcia kto jest kim i co mu tam za kołnierzem siedzi. Pracowałem przez trzy miesiące w archiwum prasowym GW i nawet chciałem zatrudnić się tam w charakterze dziennikarza. Moje koleżanki z pracy zaprotegowały mnie nawet do działu kultury, któremu szefował wtedy Michał Cichy. Była to z mojej strony czarna niewdzięczność, ale kierowany jakimś podskórnym impulsem, odmówiłem i na staż do Cichego nie poszedłem. Nie umiem dziś wyjaśnić dlaczego tak zrobiłem. Miałbym ciepłą posadkę, jedzenie pod nosem, jeśliby mnie nie wyrzucili, a wtedy nie wyrzucali tak łatwo mógłbym sobie żyć pisząc różne dyrdymały o filmach, płytach i książkach. Wybrałem jednak inaczej i poszedłem w świat na niepewny los wprost w życiowe burze. Konsekwencją tamtej decyzji jest fakt iż dziś prowadzę bloga i wydaję książki, jeśliby wtedy zdecydował inaczej pewnie nie pisałbym tak jak to czynię dziś.

 

W tamtych czasach rekrutacja dziennikarzy do Agory odbywała się w sposób dziwaczny, ale w miarę swobodny. To znaczy jeśli ktoś nie miał za sobą żadnych doświadczeń, był młody, naiwny i pełen zapału miał szansę na to, że dostanie pracę, będzie ganiał po mieście i robił materiały na różne tematy, a jak po trzech latach nie będzie jeszcze miał tego dosyć to może awansować na jakieś lepsze stanowisko. Warunkiem przyjęcia głównym i najważniejszym był właśnie ten brak doświadczenia, gwarantujący pracodawcy posłuszeństwo spolegliwość zatrudnianych osób. Ludzie doświadczeni i jako tako wyrobieni zawodowo nie mogli przecież uwierzyć w cały ten agorowy idealizm, którym tam się wtedy sączył ze ścian i unosił w postaci oparów na korytarzach. Ludzie doświadczeni już wtedy nie wierzyli Agorze i jej zarządowi, a wraz z upływem czasu niewiara ta się pogłębiała.

 

Nie wiem jak to było z rekrutacją później, ale chyba troszkę się zmieniło. Pamiętam, że ogłoszenia o poszukiwaniu młodych, niedoświadczonych kandydatów na dziennikarzy ukazywały się jeszcze długo. W końcu jednak przestały. Wnoszę więc, że ich pozycja stała się na tyle mocna, że mogli sobie pozwolić na zatrudnianie ludzi z branży, ludzi z nazwiskami. Był to czas wielkiego triumfu, czas konsumowania owoców zwycięstwa. Niedawny przeciwnik, Tomasz Wołek, przyszedł w pokorze i zatrudnił się jako współpracownik GW. To samo było z Wierzbickim, a potem z Michalskim. Brak alternatywy spowodował, że GW zajęła całą medialną przestrzeń i nie było dla niej konkurencji. Czasy się jednak zmieniają. W epoce Internetu trudno utrzymać pozycję na rynku dysponując kilkoma starszymi panami i coraz bardziej starzejącą się Agnieszką Kublik. W życie wchodzą nowe roczniki i trzeba to towarzystwo jakoś zagospodarować. Temu właśnie, jak sądzę, ma służyć umowa podpisana z UW. Zdolni studenci będą wyłapywani i kierowani do pracy w Agorze, tam elegancko urobi się ich na obraz i podobieństwo mistrzów i sukces na następne lata zapewniony. Otóż nie kochani. To początek końca.

 

Trzeba mieć niezgłębione pokłady egotyzmu by myśleć w ten sposób. Trzeba nie mieć za grosz szacunku dla tych dzieciaków, żeby je w ten, przyznajmy, że osobliwy sposób traktować. To jest przecież coś na kształt wybierania rekruta przez zaborcze armie, co mieliśmy okazję oglądać w serialu „Janosik” dawno, dawno temu. Trzeba wreszcie być do końca przekonanym o atrakcyjności tych wszystkich treści, które przekazuje GW, a co do tego to ja mam osobiste i silne wątpliwości. Nie wierzę po prostu, że oni tam w tej Agorze traktują serio takiego choćby Orlińskiego. To jest po prostu niemożliwe w świecie realnym.

 

Każdy kto choć trochę popracuje w GW, nawet jeśli będzie wyjątkowo zdolnym studentem warszawskiej polonistyki, zorientuje się w mig w hierarchiach panujących w firmie i da stamtąd nogę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Poza tym, mam wątpliwości co do sposobów samej rekrutacji. Nie wierzę po prostu, by na te staże trafiali rzeczywiście najzdolniejsi studenci z polonistyki. Wydział ten jest bowiem od dawnych czasów, od samego chyba roku 1945, ulubionym wydziałem dzieci partyjnych kacyków i wszelkiego establishmentu. Jeśli więc przed tymi ludźmi otworzy się możliwość pracy w Agorze to oni właśnie znajda miejsca na listach, a nie młodzi zdolni z małych miasteczek. Jeśli zaś do tego dojdzie to nie ma mowy o żadnym wychowywaniu, urabianiu i kształtowaniu. Jest za to mowa o pieniądzach i etacie, bo przecież syn czy córka pana wojewody, a może nawet kogoś wyżej, lub choćby tylko znanego aktora nie będzie latać po mieście za psi grosz, z wywieszonym językiem. Mogę się oczywiście mylić, ale polonistyka w Warszawie to nie jest normalny wydział. Każdy lub prawie każdy „w mieście” zdaje sobie z tego sprawę.

 

Oczywiście może być również tak, że cała ta umowa to tylko pretekst by ułatwić zatrudnianie swoich i zlikwidować ostatnie przeszkody w następstwie pokoleń – to jest podstawową troską pracowników Agory – ale szczerze w to wątpię, bo do tej pory żadne tego rodzaju pozorowane działania nie były im potrzebne. Poczekajmy więc i zobaczmy co z tego wyniknie. Jeśli zaś komuś dłużyć się będzie czekanie zapraszam na swoją stronę www.coryllus.pl gdzie dostępne są znakomicie skracające czas książki; „Baśń jak niedźwiedź” i „Dzieci peerelu”.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758