Rzeczpospolita donosi: „Niemcy zabrali dziecko z porodówki” – dalej czytamy o jakichś po łebkach napomkniętych zdarzeniach, które rzekomo miałyby spowodować konieczność zabrania dwudniowego dziecka ze szpitala przez wyspecjalizowane w zabieraniu dzieci niemieckie służby państwa opiekuńczego. Potem do akcji reportażu wkracza kto? – Również Niemcy, tym razem polskojęzyczni jednak tym razem jako obrońcy Polaków i polskiego dziecka, czyli dobrzy Niemcy, którzy jednakowoż nie za darmo, lecz za pieniądze Polaków bronią mających bardzo złą opinie Polaków – opinię złą do tego stopnia, że trzeba im zabierać dzieci na wychowanie do Niemców mających za to dobrą niemiecką opinię z powodu zakazywania używania Polakom, mającym złą opinie, używania języka polskiego i widywania ich własnych polskich dzieci.
Nic za nic. Na szczęście dla dobrych polskojęzycznych Niemców polskojęzyczna i do tego wydawana w Polsce opiniotwórcza gazeta, tłumacząca tym samym polskojęzycznym czytelnikom brak dyskryminacji narodowościowej ustami niemieckich autorytetów, umożliwia im w zastępstwie i w roli przedstawicieli etnicznych Polaków bronienie opinii ich ojczystego Jugendamtu – zakazującego Polakom mówienie po polsku w myśl zgodnego z niemiecka tradycją politycznego przyzwolenia na zakazy języka polskiego przez minister sprawiedliwości panią Dr. Brigitte Zypries – przed zarzutem prowadzenia polityki motywowanej nacjonalistycznie „w zeszłym roku urząd odbierał dzieci rodzicom 41 tys. razy i co roku ta liczba rośnie o 6 tys. przypadków – mówi Marcus Matuschczyk. Zaznacza jednak, że dane dotyczą rodziców wszystkich narodowości. – To nie jest kwestia narodowościowa.” Innymi słowy to podobno tylko geszeft i sposób na życie również dla obrońców Polaków. Oprócz polskojęzycznych niemieckich przedstawicieli – ze stowarzyszenia, oraz adwokata – powinien chyba jeszcze ktoś potwierdzić brak dyskryminacji narodowościowej, wiec wspomina się o „polskim biegłym” (Następny etniczny Niemiec, Aussiedler z polskim paszportem?), jako zapewne niezbyt tanim i jedynym wymienionym lekarstwem na tę okoliczność – zamiast wspomnieć o możliwości repatriacji dziecka do Polski przy użyciu służb konsularnych, jak to miało miejsce, choć sporadycznie, po zakończeniu II Wojny Światowej z przymusowo germanizowanym w Niemczech polskimi dziećmi zabranymi w czasie II Wojny Światowej co powinno mieć miejsce z urzędu w dniu dzisiejszym. Ale się o tym nie wspomina, ponieważ współpracujące z Niemcami w procederze wynaradawiania polskich dzieci MSZ daje w ramach przyjacielskiej współpracy zarobić niemieckim pomocnikom, zamiast się trudzić, pomagać etnicznym Polakom i odebrać niemieckim pomocnikom źródło zarobku i satysfakcji zawodowej. http://www.rp.pl/artykul/17,1074026-Niemcy-zabrali-dziecko-z-porodowki.html
Przenikliwy.Pisze o malo znanej patologii. Od stanu wojennego jestem glownie w Niemczech gdzie reaktywuje sie od roku 2000 politycznie sterowana kulture i Eksport NEOkultury - Wiodacej Kultury Niemiec - DEUTSCHE LEITKULTUR, zakazy jezyka polskiego