Artykuły redakcyjne
Like

Walka stronnictw

17/12/2013
1645 Wyświetlenia
27 Komentarze
16 minut czytania
Walka stronnictw

Niezmiernie rzadko spotykam się z trafną oceną bieżącej sytuacji politycznej. I nie mówię tu o mediach mętnego nurtu wysługujących się poszczególnym partiom, bo od nich nie ma żadnych oczekiwań i jestem przyzwyczajony, że zajmują się duperelami takimi jak sprawa Hofmana czy innego pajaca w rodzaju Agenta Tomka, którego znaczenie w prowadzeniu polityki jest zerowe. Szkoda natomiast, że i w Internecie rzadko który komentator zauważa, że oto mamy walkę dwóch stronnictw: pruskiego i rosyjskiego, w którą od pewnego czasu próbuje się wpisać także PiS coraz silniej myślący o władzy.

0


Na razie dostrzegam zwycięstwo stronnictwa pruskiego, którego interesy utożsamia Donald Tusk. To właśnie z tego powodu nastąpiło na wszystkich frontach odsunięcie Schetyny, zausznika generałów i innych sił związanych poprzez byłe WSI, oraz bardziej bezpośrednio GRU i FSB z Rosjanami. To właśnie dlatego Tusk odmówił Bronisławowi Komorowskiemu poparcia w przyszłych wyborach prezydenckich. Przestała bowiem istnieć sztama: Nasz Prezydent – Wasz Premier, zgodnie z którą Donald wycofał się z ubiegania o prezydenturę w 2010 r. a za to Rosjanie obiecali rozwiązać mu wszelkie problemy polityczne. I rozwiązali 10.04.2010.

 

 

Mamy już jednak końcówkę roku 2013, warunki się zmieniły, Tusk umocnił władzę, jego pryncypałowie potrzebują umocnić wpływy więc układ przestał być ważny.

 

 

Zauważalne jest przecież, że wydarzenia polityczne w Polsce znakomicie pasują do ochłodzenia pomiędzy Niemcami a Rosją. Tak, wiem, rura bałtycka istnieje itd. Ale właśnie dlatego, że istnieje przestała być elementem politycznej gry sprzyjającej zbliżeniu naszych sąsiadów. Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma chciałoby się powiedzieć, czyli na poziomie energetycznych interesów status quo nie do ruszenia, a więc kompletnie nieważne jeśli chodzi o polityczne przepychanki.

 

 

Zdecydowanie Niemcy nie myślą już o bliskim sercu Putina Związku Europejskim od Gibraltaru po Czukotkę, co m.in. Smoleńsk miał ułatwić. Grając pierwsze i dominujące skrzypce w UE, ustawiając sobie ten europejski obóz koncentracyjny pod własne interesy rozpoczęli kolejny Drang nach Osten, a w tej polityce nie ma na wschodzie partnerów są tylko wrogowie i ofiary.

 

 

I w tym też kontekście należy rozumieć Ukrainę.

 

 

Ale nie tylko ją, także politykę największej partii opozycyjnej czyli PiS, która do tej pory stała na straży interesów USA w Europie, przejściowo zbieżnych z Polską Racją Stanu gdyż próbującą wbić klin Północno-Południowy pomiędzy Niemcy a Rosję. A jeśli interesy USA to także interesy Izraela, który od lat rządzi Kongresem, wzmocnione bezpośrednimi wpływami u nas w Kraju. Czym bliżej jednak władzy, tym mocniej zaczęło do Jarosława Kaczyńskiego docierać, że mając za plecami wycofujące się  z Europy USA (gdzie nastąpiła wymuszona przez ekspansję Chin zmiana akcentów geopolitycznych) i niechęć Polaków do gry w syjonistycznej drużynie (podstawowy konflikt interesów) bez poparcia wschodu i zachodu wyborów nie wygra. Nie dadzą mu.

 

 

Rosjanie już wszak pokazali na co ich stać, eksterminując polskich polityków, wojskowych, finansistów i osoby, które mogłyby utrudnić grę teczkami, a potem wybielając się dzięki pomocy proniemieckich braci (okres silnej sztamy), więc co to takiego odstrzelić polityka, który przez własne ambicje i pewną niefrasobliwość stał się jedynym spoiwem, gluonem, największej polskiej partii opozycyjnej przodującej obecnie w sondażach. Tu nie ma żartów, rzecz trzeba ułożyć. Dlatego prawdą jest, że pomimo niewątpliwego zaangażowania figuranta Komorowskiego w zamach smoleński, musi on się stać politycznym partnerem. To zbliżenie Kaczyński – Pałac Prezydencki zauważyła już wiele miesięcy temu Jadwiga Staniszkis pisząc o chłodnej współpracy. I ono niewątpliwie stało się faktem, co my obserwujemy widząc wizytę Jarosława Kaczyńskiego u Bronisława Komorowskiego oraz wygaśnięcie jakichkolwiek publicznych politycznych ataków pomiędzy tymi stronami, a odczuł to na sobie Romuald Szeremietiew, jedyny polityk o wielkim nazwisku ze starej gwardii, odhibernowany po 10 latach, nie posiadający własnego miejsca pomimo posiadania wielkich wpływów (cała była i obecna armia proszę ja was), który przez 2 lata czekał bezskutecznie na zainteresowanie Pana Prezesa. No jeśli Komorowski w planach to Szeremietiew się nie doczeka – to chyba zrozumiałe.

 

 

Zbliżenie Prezesa PiS do stronnictwa rosyjskiego ma także aspekt osobisty i wiąże się z istotnym ryzykiem politycznym. Przede wszystkim może dostarczyć przeciwko Tuskowi, głównemu rywalowi Kaczyńskiego dowodów na uwikłanie Premiera w zamach smoleński, co jest ciekawą propozycją dla Rosjan, którzy być może zechcą w ten sposób pozbyć się polskimi rękami kilku figur w Polsce, na które postawili pruscy przeciwnicy, słowem: tobie zemstę na tych co możesz się zemścić – nam interesy. Z drugiej jednak strony ten układ nie może być zbyt widoczny, bo by wygrać wybory nie wolno zrażać swojego antyrosyjskiego politycznego zaplecza. Stąd pojawia się Macierewicz jako wiceprezes PiS. Będzie on teraz stanowił gwarancję dla własnych wyborców, że po dojściu do władzy zostanie rozliczona kwestia Smoleńska, że agentura WSI-GRU (czyli Rosja – o święta naiwności) utraci wpływy, a dla samego Kaczyńskiego jest on także gwarancją osobistego bezpieczeństwa. Rosjanie musieliby być teraz idiotami by zabijać Kaczyńskiego, by ryzykować, że zamiast rozpadu PiS ułatwią przejęcie partii przez Macierewicza z Sakiewiczem. Oj nie, nie chodzi oto, że są to ludzie niezależni – poziom bowiem niezależności czy zależności jest porównywalny z tym co jest, ale byłby to duet nieprzewidywalny, gdyż składający się z ludzi, którzy w intrygach to i owszem, ale wielką partią nigdy nie kierowali. Od tej pory Kaczyński mógł trochę poluźnić swoją ochronę osobistą. Ciekawostka: czy ktoś zwrócił uwagę, że tak groźny Antonii Macierewicz takowej nigdy nie posiadał? O Sakiewiczu nie wspominam, on by mógł urosnąć tylko przy Macierewiczu gdyby zabrakło Kaczyńskiego, teraz na zawsze pozostanie przydatną marionetką z aspiracjami do ławy poselskiej – na co pewnie Prezes się w końcu zgodzi.

 

 

Ale wróćmy do walki stronnictw i gry PiSu.

 

 

Jedna „rosyjska” noga to za mało. Trzeba podeprzeć się tą niemiecką. Tamten kierunek bowiem jest równie silny ale być może trudniejszy. W kwestii rosyjskiej Kaczyński musiał przewalczyć tylko dwie rzeczy: uprzedzenia osobiste, związane ze śmiercią brata – trudne, ale dla polityka możliwe, a nawet konieczne (na szczęście czas leczy rany) i nastawienie swoich wyborców – tu jest jednak Antonii i GP.

Natomiast w kwestii pruskiej jest gorzej.

 

 

Po pierwsze prusacy mają swojego człowieka i z niego nie zrezygnują, do póty, do póki będzie szansa, że wygra lub będzie rządzić. Bo to wcale nie to samo. PO może przegrać na punkty z PiS, ale gdy PO będzie koalicyjne z SLD i PSL, a PiS nie będzie koalicyjny z nikim, to dzięki jakiemuś doraźnemu dealowi z Komorowskim, albo celnej obietnicy (Tusk obiecywać umie) Pan Prezydent morze powierzyć tworzenie rządu nie partii wygranej ale partii rokującej. Po drugie prusacy nie zainwestują swojego poparcia (głownie chodzi o finanse) w osobę nieprzewidywalną i eurosceptyczną (czyli: niemieckowrogą).

 

 

Pierwsza kwestia będzie główną podstawą politycznej gry, zmierzającą do utrącenia Tuska. W czym Kaczyńskiemu pomoże Komorowski, wiedząc, że w 2015 r. musi zrobić wszystko by Donald nie wystartował na Prezydenta (Prezes Jarosław o starcie nie myśli mając nadzieję na rzadzenie), a wraz z Komorowskim kupa jego kretów w PO. Rzecz jasna Tusk to wie, dlatego chętnie zrealizował polecenie wykopania schetynistów rosyjskich daleko od wpływów na partię, robiąc to także dla siebie. Niestety dla Donalda, wszystkie ważne kwity ma Putin – więc tu niestety sytuacja wydaje się bez wyjścia. Stare powiedzenie z podstawówki mówi jednak: nie dokuczaj ryżemu za mocno, bo cię załatwi po swojemu – i to jednak wciąż miałbym na uwadze.

 

 

 

W drugiej sprawie  Kaczyńskiemu napatoczyła się Ukraina. Dobry moment, by dać Niemcom wyraźny sygnał: Helloł, zobaczcie jaki jestem fajny, jak dojdę do władzy to nic się nie zmieni, jestem przewidywalny i bezpieczny, nie jesteśmy opozycją ale supozycją!

Stąd pakowanie się na ambonę w Kijowie i demonstrowanie swojego wielkiego oddania Unii Europejskiej. Tu w Polsce odczuliśmy pewien absmak tej sytuacji. Nawet sam broniłem Kaczyńskiego tłumacząc, że w naszym polskim interesie jest tak podsycać nastroje na Ukrainie, by utrzymywać ją w wiecznym rozkroku pomiędzy UE a Rosją, wiecznie na wycieraczce, by zawsze chcąc coś załatwić z zachodem musieli przychodzić do nas po prośbie. A jednak nie musiał tego robić Jarosław Kaczyński stając na widoku obok banderowców i oddając publicznie hołd prusakom. Gdyby tylko chodziło o Polską Rację Stanu robiłby to pewnie inaczej, ale tu musiał się pokazać, być w Berlinie widoczny. Wszak Ukraina to dla Niemców prestiżowy poligon walki geopolitycznej z Rosją. To ważny interes do ugrania, dzięki któremu Niemcy będą bez wojny na Krymie, na szlakach handlowych Morza Czarnego o których zawsze marzyli, na nowym fantastycznym rynku zbytu, z nową i tanią ziemią (czarnoziemy) i siłą roboczą, a co najważniejsze marginalizując jednocześnie polski wrzód na pruskiej dupie. O, dla takiej sprawy postawią nawet na Kaczyńskiego, a wtedy swojego seryjnego mordercę będzie mógł Tusk uruchomić co najwyżej przeciwko sobie.

 

 

I Kaczyński to wie i dlatego to robi. I w tym kontekście ja wiem już, że podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez Lecha Kaczyńskiego to nie był niefortunny błąd lub jakaś kwestia konstytucyjnego przymusu i nacisków międzynarodowych, to był plan związany z rosyjsko-pruską grą, tyle, że niestety wtedy te stronnictwa zbyt mocno ze sobą współdziałały.

 

 

Dziś jest inaczej. Niemcy walczą z Rosją o Ukrainę i Kaczyński pod publiczkę pomaga Niemcom, dogadując się jednocześnie podskórnie z Komorowskim, by mieć wsparcie dwóch nóg i narzędzia by zwalczyć Tuska. Ruscy za to wstrzymują import polskiego mięsa i straszą Tuska Iskanderami z Kaliningradu, co nagłaśnia niemiecka gazeta. Jednocześnie Siemoniak z MON przypomina sobie o Szeremietiewie i powierza mu misję stworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej – co było niemożliwe, gdy Tusk z Komorowskim szli za pan brat. W tym samym interwale czasowym wiceprzezesem PiS zostaje Antonii Macierewicz, który ma być osobistą tarczą Kaczyńskiego przed mordercami i zadbać o żelazny elektorat, gdyby czasem układ ze stronnictwem ruskim stał się nazbyt widoczny. A widzi go z pewnością np. Marek Jurek, któremu to się nie podoba i chętnie by wyszedł z układu z PiSem lub się odciął jak Ks. Isakowicz-Zaleski po historii z banderowcami, ale dziwnym trafem dostał obietnicę czwórki na listach wyborczych w Warszawie (dotychczas Prawica Rzeczpospolitej grzała ławę na miejscach 7-8). Zarówno Tusk jak i Kaczyński zwalczają Gowina, Kaczyński – bo odbiera mu wyborców, Tusk – bo obawia się koalicyjnego PiS.

 

Toczy się więc wielka polityczna gra, w której tylko czasem, trochę jakby przy okazji pojawiają się polskie interesy (może będziemy mieć silne OT zamiast marnego NSR). A media głównego nurtu w tym czasie zajmują się 600 zł. Hofmana i przypier… krzesłem przez pajaca Kaczmarka. Oraz oczywiście tym jak to wspaniale być w UE. Chociaż tyle, że gadanie o miłości z Rosją stało się passe. Stronnictwo pruskie nie pozwala.

 

Tomasz Parol (ŁŁ)

 

0

Tomasz Parol

Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl

502 publikacje
2249 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758