Rozmowy z Cieniem (6): Dlaczego Kościół?
26/04/2011
526 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół
i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku
— lecz zdumiewa się człowiek!
Jan Paweł II – Tryptyk Rzymski
Zdumiony człowiek pyta. Zdumiony człowiek myśli.
Wiesz, mam znajomego, który powiedział mi niedawno, gdyśmy zeszli na tematy religii: Mam poglądy wykrystalizowane: Pan Bóg – tak, Jezus – być może, Kościół – nie.
– Wyjaśnił, co przez to rozumie?
– Wyjaśnił. Że w Pana Boga to on wierzy, bo świat nie może istnieć tak sam z siebie. Że uznaje Jezusa za wielkiego człowieka, który głosił słuszne nauki, ale z tą Jego boskością to raczej ma problem. Natomiast Kościół w żadnej mierze nie jest mu potrzebny – ani do życia, ani do przestrzegania tych słusznych nauk Jezusa.
– Twój znajomy nie jest wyjątkiem, takie postawy spotyka się dziś często. Wystarczy pomyszkować w Internecie.
– No właśnie. A ile jadu i nienawiści sączy się w stosunku do „czarnych”? Ile pogardy wobec „moherów” dających się manipulować chytremu klerowi? Skąd bierze się ta zawziętość?
– Częściowo z dobrobytu, częściowo z propagandy.
– Jak to?
– Jest takie przysłowie: „Jak trwoga, to do Boga”. Zawsze w chwilach nieszczęść, wojen, katastrof ludzie szukali schronienia w Kościele. Np. w czasach „Solidarności” i stanu wojennego. A gdy im się dobrze działo, to odwracali głowy w stronę złotego cielca…
– A czemu z propagandy?
– Bo wciąż trwa walka o „rząd dusz”. Świeckie media są opanowane głównie przez siły postoświeceniowe, niechętne wszelkiej religii, a już zwłaszcza Kościołowi, który najlepiej byłoby zepchnąć do kruchty – to znaczy wszelkie postawy religijne ograniczyć do sfery prywatnej.
– Co w tym złego? Rozdział Kościoła od państwa nie jest taki zły, pozwala skupić się Kościołowi na istocie religii…
– Doprawdy? A co jest tą istotą?
– Jak to co? Ewangelia!
– A co jest głównym przesłaniem Ewangelii?
– Cóż to, egzamin z religii mi robisz? Wiadomo: przykazania miłości!
– Dokładnie. Jezus z Nazaretu ustanowił nową religię, w której na czele wszelkich wartości jest Miłość. Wskazał dwa najważniejsze przykazania: miłowanie Boga i miłowanie bliźniego.
– Ale co to ma do rzeczy? Przecież każdy może kochać bliźnich „w sferze prywatnej”!
– Jesteś pewien, że to wystarczy? Jak mówiliśmy w poprzednich rozmowach, chrześcijaństwo jest religią ustawiającą relacje z Bogiem i ludźmi według kryterium miłości. Zwłaszcza ta druga relacja domaga się, aby chrześcijanie działali w przestrzeni publicznej, tworzyli wspólnotę, którą jest Kościół.
– Ale gdy komuś taka wspólnota nie odpowiada, może sobie wierzyć w Jezusa indywidualnie i przestrzegać Jego nauk!
– Przestrzegać owszem, ale wierzyć nie całkiem. Przecież założycielem Kościoła jest sam Jezus! On wręcz nakazał uczniom utworzenie tej organizacji. Przekazał władzę Piotrowi i rzekł: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,19). Zatem wiara w Jezusa poza Kościołem nie ma sensu, a przynajmniej niezgodna jest z Jego wolą, testamentem.
– Czym właściwie jest Kościół? Przecież nie państwem, nie partią polityczną…
– Najbardziej lapidarna definicja mówi: Kościół to święta wspólnota grzeszników.
– Jak to rozumieć? Bo pachnie mi sprzecznością…
– Oznacza to, że jako wspólnota Kościół jest instytucją świętą, choć jej członkowie są normalnymi, grzesznymi ludźmi. Teologowie powiadają, że owa świętość Kościoła realizuje się poprzez stałą w nim obecność Ducha Świętego.
– Udokumentuj mi w sposób racjonalny istnienie Ducha Świętego, tak jak to uczyniłeś z Bogiem Ojcem i Chrystusem.
– Istnienie Ducha Świętego, podobnie jak boskość Jezusa, jest przedmiotem wiary. Lecz znów – podobnie jak w przypadku Boga Ojca i Chrystusa – są przesłanki, że Kościół jest w dużym stopniu organizacją wyjątkową. Zwłaszcza gdy porównać go z innymi organizacjami, jakie znajdujemy w historii.
– A cóż w nim takiego wyjątkowego?
– Cechą wyróżniającą Kościół na tle innych organizacji jest jego trwanie.
– E tam. Wiele wspólnot trwa podobnie.
– Na pewno? Zrób sobie małą wycieczkę wstecz w czasie. Przez dwa tysiąclecia rodziły się państwa, imperia, partie, stowarzyszenia polityczne, społeczne, narodowe i międzynarodowe. Rodziły się i upadały; na ich gruzach powstawały nowe. Kościół jednak trwał; było w nim raz lepiej, raz gorzej (w końcu to organizacja grzeszników), lecz nigdy na tyle źle, żeby całkiem upadł.
– Owszem, ale kilkakrotnie podzielił się, a nieraz działał wbrew zasadom swego Założyciela.
– Podzielił się i działał tak z powodu ludzkiej małości. Ale żadne z tych smutnych wydarzeń nie stanowiło o utracie jego tożsamości. Wszystkie „przepowiednie”, że Kościół jest przeżytkiem, że za 10, 20 lat nikt nie będzie o nim pamiętał, nie spełniają się. Kościół zawsze potrafił poddźwignąć się, odnowić, oczyścić.
– Coś w tym jest. Co?
– Kuratela Ducha Świętego.
– A co robił Duch Święty w niektórych epizodach historii Kościoła, które chciałoby się jak najszybciej zapomnieć? Spał?
– O jakich epizodach myślisz?
– O tych wszystkich okresach „błędów i wypaczeń”. Na przykład o Inkwizycji.
– Tak sobie myślałem, że w tę strunę uderzysz. I cieszę się z tego, bo właśnie sprawa Inkwizycji jest najbardziej spektakularnym przykładem „prania mózgów”.
– Prania mózgów? Za pomocą udokumentowanych faktów historycznych?
– Raczej za pomocą kłamstw i przeinaczeń tych faktów, które rozpowszechniają postoświeceniowi propagandyści, przedstawiając Inkwizycję jako symbol najstraszliwszego w dziejach cywilizacji masowego prześladowania, fanatyzmu i kontroli myśli. Wystarczy skonfrontować te „rewelacje” z pracami historyków – nawet tych nie kryjących swej niechęci do Kościoła i religii.
– Mimo wszystko nie zaprzeczysz, że w historii Kościoła są czarne karty.
– Oczywiście, że nie zaprzeczę! Jak powiedziałem – to organizacja ludzi, czyli grzeszników. Nie zapominaj jednak, że Kościół w obliczu trzeciego milenium wyraził skruchę za wszystkie niegodziwości, jakie się w czasie dwóch tysięcy lat istnienia zdarzyły. Ale bilans ogólny – jeśli zrobić go rzetelnie i obiektywnie – jest z pewnością dodatni.
– A co powiesz o Kościele dzisiejszym? Nie wydaje ci się, że stoi okrakiem między tradycją, która jest mu bliska, a nowoczesnością, która kusi wielu jego wyznawców?
– Rzeczywiście, dziś Kościół stoi wobec poważnego zadania utrzymania swej tożsamości w czasach rewolucji cywilizacyjnej, kulturowej i to w skali globalnej. O tym jak skutecznie je rozwiązuje, świadczy Sobór Watykański II i pontyfikat Jana Pawła II.
– JP2 był OK, ale dziś mówią, że Benedykt XVI jest „hamulcowym” Soboru Watykańskiego…
– Benedykt XVI jest bardzo mądrym, dalekowzrocznym człowiekiem. Wie, że chwilowe mody przemijają i im nie ulega. Wie, że jest następcą Piotra – Opoki. A Opoka musi być trwała, niewzruszona.