Operacja „Overlord” dokonana kolosalnym nakładem środków i kosztująca dziesiątki tysięcy ofiar, powszechnie uznawana za największy sukces zachodnich aliantów, a przede wszystkim Amerykanów w całej II Wojnie Światowej, była w istocie kosztownym prezentem Roosevelta dla Stalina.
Kiedy w Teheranie Churchill zaproponował lądowanie aliantów zachodnich w Grecji Stalin stanowczo zaoponował i uzyskał, tak jak zresztą i w innych sprawach, natychmiastowe poparcie Roosevelta.
Operacja zaczęła się od rzeczywiście wielkiego sukcesu w postaci przekonania Niemców, że nieistniejąca de facto armia Pattona wyląduje w Bretonii. Dla powstrzymania tej operacji zgromadzili znaczne siły w tym 11 najlepszych dywizji pancernych wyposażonych w „Pantery” i „Tygrysy” ogałacając walący się front wschodni.
Już tym samym zabiegiem cel został osiągnięty, półtoramilionowa armia niemiecka mogła bezużytecznie tkwić w północnej Francji choćby do końca wojny.
Roosevelt zdecydował się jednak na niesłychanie ryzykowne przedsięwzięcie zarówno od strony techniczno operacyjnej, jak przede wszystkim ze względu na nieuchronność poniesienia wielkich ofiar ludzkich.
A przecież Amerykanie prowadzili tę wojnę pod hasłem oszczędzania amerykańskiej krwi, którą za nich mieli przelewać Rosjanie.
Tymczasem to nie pierwsza taka operacja zdecydowana przez Roosevelta, która wyraźnie została przeprowadzona wbrew tej zasadzie.
Począwszy od operacji „torch” w Afryce, którą można było przeprowadzić z pomocą znacznie mniejszej liczby ofiar, gdyby w pełni wykorzystano osiągnięcia ekipy Słowikowskiego, na skutek służalczej obawy wobec Stalina Roosevelt nie zdecydował się na przyjęcie włoskiej oferty zmiany aliansu.
W konsekwencji poszedł na najkrwawsze rozwiązanie zdobywania włoskiego „buta” /60 tys. poległych, relatywnie największe straty na zachodnim froncie/.
Żałosnym elementem tej zdradzieckiej gry Roosevelta była niewytłumaczalna uległość Churchilla, który był absolutnie świadom jej skutków.
Jedynym racjonalnym rozwiązaniem był atak na Bałkany, który nie wymagał desantu, a jedynie korzystając z zaangażowania Turcji, dla której udział w sojuszu był gwarancją ochrony przed agresją sowiecką, rozpoczęcie ofensywy z europejskiej części Turcji. Ponadto istniała realna i efektywna pomoc ze strony partyzantki jugosłowiańskiej i greckiej, w odróżnieniu od obficie zaopatrywanej partyzantki francuskiej, która nie potrafiła skutecznie zablokować Niemcom dróg dojazdu na front. Można było liczyć na przyłączenie się Rumunii i Bułgarii, a szczególnie uzyskać wsparcie ze strony polskiej.
Najważniejsze było jednak to, że Niemcy na Bałkanach byli praktycznie bezbronni, a szerokość i głębokość frontu przy słabych możliwościach komunikacyjnych dawała armii sprzymierzonej, zaopatrzonej w najlepszy sprzęt samochodowy, kolosalną przewagę. Rozproszenie działań dawało możliwość sukcesu przy minimalnych stratach. Problem odległości dróg zaopatrzenia wobec całkowitego panowania na m. Śródziemnym nie miał istotnego znaczenia. W znacznie gorszej sytuacji znajdowali się Niemcy skazani na dostawy rzadką siecią kolejową, a przy rychłej utracie rumuńskiej nafty, pozbawieni paliwa dla czołgów i samochodów.
Dotarcie do serca Niemiec od niebronionej południowo wschodniej granicy mogło przesądzić o zakończeniu wojny o rok wcześniej oszczędzając miliony ofiar i zniszczeń.
Najważniejszym efektem ofensywy bałkańskiej było postawienie zapory sowieckiej agresji w Europie i stworzenie możliwości dla organizacji zjednoczonej Europy pod amerykańską egidą w zupełnie innej konfiguracji aniżeli ma to miejsce obecnie.
Pozostaje do dziś niewyjaśnioną zagadką – czyim interesem kierował się Roosevelt skazując swój kraj na dodatkowe ofiary i koszty prowadzenia wojny, a co gorsze konieczność stawienia czoła sowieckiej agresji przez dziesiątki lat, dla wielu narodów zaś sprowadzając katorżną mękę bolszewickiej okupacji.