Oglądam właśnie „relacje” w różnych telewizjach z wczorajszych obchodów Tragedii Smoleńskiej w Warszawie. Słucham również komentujących te obchody zaproszonych do studia gości, chociażby posła Niesiołowskiego.
Szczególnie na jego wypowiedź chciałbym zwrócić uwagę; ironiczny i bezczelny sposób, w jaki wypowiedział się w porannym programie tvp info na temat Marty Kaczyńskiej, dzień po obchodach rocznicy Tragedii Smoleńskiej, nie powinien być mu nigdy zapomniany. Nie będę tej wypowiedzi przytaczał w mojej notce; kto będzie chciał, to ją sobie z pewnością znajdzie. Nie ma sensu propagować słów, za którymi stoi wyłącznie nienawiść.
Również pan Sekielski, który zaproszony do porannego programu „wstajesz i wiesz”, prowadzonego przez pana Kuźniara, z marsową twarzą pozwolił sobie na komentarz, że jedynym miejscem, gdzie nie było wczoraj Jarosława Kaczyńskiego, był grób jego brata na Wawelu, doskonale wpisuje się w pewien ciąg wydarzeń, w pewną narrację, którą chciałbym poniżej zaprezentować.
Od kilku dni słychać było wypowiedzi polityków związanych z PO oraz Kancelarią Prezydenta, między innymi pana Nałęcza, do jakich to groźnych, dramatycznych, pełnych nienawiści scen może dojść w dniu 10.04.2011 na Krakowskim Przedmieściu. Były nawoływania do zakończenia żałoby, również ze strony duchowieństwa; były próby do choćby częściowego niedopuszczenia (sprawa koncertu) do manifestacji organizowanej przez Gazetę Polską.
Jednym słowem, słychać było strach strony rządzącej, że pod Pałac Prezydencki przyjedzie wielu, bardzo wielu ludzi, co podważy usilnie lansowaną od jakiegoś czasu przez „zaprzyjaźnione” media narrację, że ludzie są już sprawą Smoleńska zmęczeni. Postanowiono się więc odpowiednio do tych obchodów „przygotować”; przygotować w taki sposób, aby do szerokiej opinii publicznej nie przedostały się informacje o masowej skali rocznicowych manifestacji i demonstracji w Warszawie.
Aby tak się stało, strona rządowa postanowiła rozbić swój program uroczystości na trzy dni, poczynając już od 9 kwietnia, z najważniejszym akcentem w dniu 11 kwietnia w Smoleńsku, czyli spotkanie Miedwiediew – Komorowski. W ten oto sprytny sposób, zamiast dzisiaj omawiać i opisywać to, co się wydarzyło wczoraj w Warszawie, od rana mamy okazję zobaczyć zaledwie kilkusekundowe ujęcia wczorajszych manifestacji, w których nie ma żadnych szans na ocenienie ich skali, przeczytania przygotowanych przez manifestantów transparentów czy zobaczenia skupienia, powagi, ale również uśmiechu na twarzach manifestujących ludzi. Szczególnie widać brak ujęć z manifestacji wieczornej, kiedy w przemarszu z Archikatedry pod Pałac Prezydencki w sposób bardzo aktywny wzięło udział bardzo wielu młodych ludzi; aż serce rosło, kiedy na nich patrzyłem, bo wracała wiara, że „zaprzyjaźnionym” mediom nie udała się do końca operacja prania mózgów.
Zamiast tego omawiane jest spotkanie prezydentów Polski i Rosji; na tym dzisiaj koncentruje się uwaga mediów, a nie na tym, co się wczoraj działo pod Pałacem Prezydenckim.
W sobotę z kolei wybuchła sprawa „podmienienia” tablicy w Smoleńsku. Oczywiście, jest to bardzo poważna sprawa, świadcząca o prawdziwym stosunku władców Rosji do Polaków i w pełni przychylam się do słów Pani Zuzanny Kurtyki, która uznała to za nieprawdopodobny wręcz skandal.
Wydaje mi się jednak, że nie tylko o to w tej sprawie chodziło; zastanawiam się, czy nie była to celowo przygotowana prowokacja, mająca również za zadanie… „zagłuszenie” skali obchodów w Warszawie.
Dlaczego tak uważam?
Sprawa tablicy była omawiana nie tylko w sobotę, ale również bardzo intensywnie w niedzielę; padło na ten temat wiele ostrych słów, również ze strony osób, po których raczej bym się tego nie spodziewał. Kto śledził programy telewizyjne we wczorajszym dniu, wie o co mi chodzi; wie również, ile czasu poświęcono w „zaprzyjaźnionych” telewizjach złożeniu kwiatów o godzinie 8.41 rano przez Jarosława Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim i jak to zostało przedstawione relacjach, z których wynikało, że stało się to w obecności może kilkudziesięciu manifestujących osób, gdy tak naprawdę było ich tam kilka tysięcy; w jaki sposób pokazywano, czy raczej nie pokazywano, przemarsz manifestantów spod Pałacu Kultury i Nauki na Krakowskie Przedmieście, w którym wzięło udział co najmniej kilkanaście tysięcy osób, a pod Pałacem Prezydenckim czekało tam na nich drugie tyle; i przede wszystkim jak pokazano, czy raczej niemal w ogóle nie pokazano wieczornej, spokojnej manifestacji, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób, trzymających w rękach dziesiątki flag i transparentów…
Reasumując: w ciągu ostatnich dwóch dni zrobiono wszystko, aby do szerokiej opinii publicznej przedostało się jak najmniej informacji pokazujących skalę rocznicowych manifestacji w dniu 10.04.2011 w Warszawie. Strona rządząca zdaje sobie jednak sprawę, jak wielu ludzi przyszło wczoraj manifestować na Krakowskie Przedmieście; zrozumiała, że Tragedia Smoleńska wciąż żyje w sercach i umysłach ludzi i nie uda się jej zamieść pod dywan tak, jak chociażby ostatnio bezczelnie zrobiono z aferą hazardową. Uważam, że strona rządząca naszym krajem czekała na dzień 10 kwietnia również z innego, bardzo ważnego powodu: z powodu polskiego raportu dotyczącego Tragedii Smoleńskiej…
„Oni” chcieli się dowiedzieć, jak wielu ludzi przyjdzie w tym dniu domagać się Prawdy; jak wiele osób przyjdzie pokazać swój sprzeciw i niezadowolenie; czy Polacy pokażą, że nie dali się zmęczyć tymi wszystkimi kolejnymi wrzutkami, fałszywymi informacjami, teoriami „ekspertów” propagujących „naciski” i zrzucających całą winą na polskich pilotów: czyli całą tą medialną papką, nie mającą zbyt wiele wspólnego z prawdą…
Przekonali się wczoraj, ilu nas było i stąd ich dzisiejsza wściekłość i… strach.
Polski raport wcześniej czy później będzie musiał zostać opublikowany. Teraz już wiedzą, że publikacja tego raportu nie przejdzie bez echa; nie zostanie przemilczana i pominięta, nie da się tej kwestii „załatwić” ani „zamieść pod dywan”.
Polski raport będzie musiał być w kontrze, przynajmniej częściowej, do raportu MAK; nie zapominajmy, że raport MAK zupełnie nie wziął pod uwagę odczytanej przez polskich specjalistów komendy kpt. Protasiuka „odchodzimy”, podanej na wysokości decyzyjnej 100 m, jak i dziesiątek innych polskich uwag do tego raportu – a zakładam, że polski Raport jednak będzie musiał te kwestie uwzględnić.
Cokolwiek nie będzie napisane w polskim raporcie, pokaże, że raport MAK jest w całości do odrzucenia: nie podaje on bowiem prawdziwej przyczyny zaistniałej Tragedii.
Cokolwiek nie będzie napisane w polskim raporcie, będzie musiało też podjąć kwestię odpowiedzialności; a ponieważ w związku z ujawnieniem tzw. nagrań z wieży w Smoleńsku sprawy zaszły za daleko, nie da się pominąć również odpowiedzialności strony rosyjskiej.
Czy w takim razie, widząc wczorajszą siłę i skalę manifestacji pod Pałacem Prezydenckim, ktoś z „nich”, z tych, którzy liczyli na to, że Polacy już niemal zapomnieli, co się rok temu wydarzyło, nie będzie musiał wziąć telefonu do ręki i powiedzieć do słuchawki:
„Moskwa, mamy problem…”