Bez kategorii
Like

1 VI – DZIECI alternatywą dla „Dr Śmierć”

01/06/2011
463 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Przy okazji DNIA DZIECKA warto pomyśleć jak ważne są dzieci w perspektywie naszej przyszłości. A polityką prorodzinną wspierającą utrzymanie dzieci w rodzinach powinniśmy się zajmować na stałe a nie tylko od święta

0


„Nie wiem, czy historia zapamięta tego papieża; myślę, że nie.Jednak jeżeli to zrobi, chciałbym, by był pamiętany jako Papież rodziny.”

JP2 Castel Gandolfo
 
Przy okazji Dnia Dziecka podano fatalne dane demograficzne. O ile w 2009 roku urodziło się wprawdzie zaledwie 419,4 tys. dzieci ale przy trendzie rosnącym , to w roku ubiegłym już mniej tylko 413,3 tys. Dzieci. Oznacza to, że aktualny szczyt echa wyżu solidarnościowego już wystąpił i był prawie dwukrotnie mniej liczny[!] Podczas gdy jeszcze w styczniu aktualny prezes GUS w dezinformującym wystąpieniu podawał, że urodziło się o pół tysiąca[sic!] więcej dzieci niż rok wcześniej. Wprowadzając słuchaczy w błąd nie powiedział o tym, że fatalną sytuację potwierdzają wszystkie międzynarodowe porównania, których ocen zmiany w skali zaledwie paru tysięcy nie mogą zmienić. Gdyż wynika z nich, że wg The Word Factbook, jeśli chodzi o wskaźnik dzietności Polska zajmuje 209[sic!] miejsce wśród 223 krajów Świata.
I to jest pozycja do której napuszone polskie elity zmierzają, cały czas deklarując o działaniu na rzecz pozycji Polski w świecie i mówiąc o tym jak bardzo kochają polskie dzieci. Powyższa informacja jest tym bardziej bulwersująca w świetle danych które przytoczyła w komentarzu Rebeliantka: „O, nie, zabierać dzieci.Właśnie przygotowując dzisiejszą notkę przeczytałam, że obecnie w domach dziecka i rodzinach zastępczych przebywa 30 tysięcy dzieci odebranych rodzicom z powodu biedy!”  (http://agawa.nowyekran.pl/post/16070,bezrobotne-oszustki-czy-oszukancze-urzedy). A z których wyraźnie wynika, że prowadzona antydziecięca krucjata doprowadziła w efekcie nawet do procesu zabierania dzieciom rodziców, a rodzicom ich dzieci. W jej realizacji politycy polscy osiągnęli wyjątkowe „sukcesy” zajmując „rewelacyjne” 12 miejsce na świecie i osiągając w tak krótkim czasie deficyt 3,5 mln dzieci do prostej zastępowalności pokoleń. To skokowe pogłębianie nierównowagi powoduje trudność ze sfinansowaniem potrzeb emerytalno-zdrowotnych roczników powojennych. Prowadzenie od dwóch dziesięcioleci, przez wszystkie rządy, antyrodzinnej polityki generuje problemy które będzie napotykała Polska, a które są szczególnie groźne gdyż zagrażają spoistości substancji narodowej.
 
O tym jak powyższe trendy się objawiają unaocznia sytuacja finansów publicznych w krajach w których występuje zastępowalność pokoleń ale na nieznacznym poziomie. Jak podawał wczorajszy Financial Times w artykule „The shameful state of UK care homes” z powodu „starzenia się społeczeństwa” nawet w Anglii jeden na siedem domów starców został przez nadzorcę Care Quality Commission zakwalifikowany do ośrodków o fatalnym standardzie. A z powodu braku środków stwierdzono, że „Obecna sytuacja jest [stała się] afrontem dla ludzkiej godności”. Podobnie w całej tej debacie, która odbywa się w USA, a która dotyczy obniżki kosztów, dąży się by proces starzenia nie był dewastujący dla amerykańskich finansów publicznych. Praktyczne działania dotyczące tego procesu, mogą jednak budzić niepokój w aspekcie etycznym. Badania nad kosztami ochrony zdrowia jak i dążenie do ich ograniczenia często koncentrują się na tzw. „jakości życia” osób starszych. Geriatra Muriel Gillick z Harvard Medical School twierdzi, że fakt że ludzie uważają „że zawsze można być uleczonym” prowadzi do zbyt dużej ilości zabiegów pod koniec życia, a które przedłużają długość życia nieznacznie jeśli w ogóle, mogąc powodować niekonieczne cierpienie. Jej zdaniem lepiej by było zamiast starania o przedłużenie życia o godziny lub tygodnie skoncentrować się na pacjentów „jakości życia”. Przy okazji tych rozważań przytaczane są statystyki mówiące o tym że w całości wydatków ludzi na ochronę zdrowia jest silna ich koncentracja w ostatnim roku-dwóch życia, a szczególnie w ostatnim półroczu. Ponadto w krajach OECD opieka długotrwała stanowi 15% kosztów całości wydatków. Przy czym o ile obecnie 80% nakładów jest świadczona przez rodzinę i znajomych w tradycyjny sposób opieki nad starszymi o tyle w związku z tym że w przyszłości będą oni mieli mniej czasu na to państwo będzie musiało przejąć te zadania. Pytania jakie są zadawane dotyczą tego jak ten dodatkowy obowiązek zostanie sfinansowany.
 
W debacie amerykańskiej UnitedHealh przygotował raport dla parlamentarzystów w którym przytoczył wyliczenia o tym, że 27% wydatków Medicare jest wydatkowane podczas ostatniego roku życia pacjenta na „wątpliwe testy i procedury szpitalne”. Chcąc „pomóc” politykom znaleźć konieczne fundusze jednocześnie proponuje aby zaoszczędzić na tych wydatkach $18 mld w ciągu następnych 10 lat, poprzez wysyłanie chorych do hospicjów i rozwój „innych usług”. Podczas toczonej debaty której pierwotnym celem miało być rozszerzenie zakresu ochrony zdrowia stawiane są pytania dotyczące tego w jaki sposób państwo ma na niej zaoszczędzić. Pytania typu: „Czy doktorzy powinni starać się uratować jak największą liczbę pacjentów, czy największą liczbę lat życia?[…] Nikt nie ma wątpliwości że $1.000 na życie dziecka to dobrze wydane pieniądze. Ale co sądzić o $1 mln na przedłużenie o tydzień życia w cierpieniach nieuleczalnie chorego? Również kto ma za to zapłacić”. Tego typu pytania są zadawane w debacie, ale również w otoczeniu prezydenta. Doradca Cass Sunstein nawet opisała obszernie, które z zabiegów ratowania życia są najbardziej efektywne kosztowo, a brat szefa doradców Ezekiel Emanuel za swoją publikację w czasopiśmie medycznym Lancet otrzymał nawet przydomek „Dr Śmierć”. Opisał w nim nie tylko zasady kolejności zabiegów transplantacji, ale nawet pierwszeństwa w szczepieniach. Uznał w nich między innymi priorytet dla „młodych ale dorosłych”, a na dodatek pokazał wykres ze strukturą wyborców poniżej i powyżej idealnego wieku i ile ich życie jest warte. 
 
Koszty efektywności działań w służbie zdrowia, często są oparte na procedurach Narodowego Instytutu Zdrowia (NHS) w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza Nice (NationalInstitute for Heath and Clinical Excellence). Są one obecnie, mimo swojej kontrowersyjności, bardzo szeroko badane aż w 40 krajach od 2003 r., a Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała Nice jako „światowego lidera” w ocenie medycznych technologii, a Bank Światowy sponsorował i finansował projekty Nice w wielu krajach. Najbardziej kontrowersyjną analizą jest oparcie przy ocenie wyniku zabiegów na tzw. QALY (lata życia z uwzględnieniem ich jakości). Ta miara stara się ocenić koszt zabiegu medyczny zarówno w ilości przewidywanych lat życia jak i jakości tego życia. Krytycy tych procedur ukazują, że tak skonstruowany miernik uwzględniający jakość życia po zabiegu, tak naprawdę wycenia przydatność ekonomiczną życia człowieka na tle kosztów procedur medycznych. Ustanowienie limitu przez Nice na poziomie 30 tyś. funtów na rok QALY powoduje, że wszelkiego typu droższe procedury dla osób starszych są odrzucane z automatu jako nieefektywne społecznie. Limitując wydatki publiczne na zdrowie powodują, że niski poziom założonych kosztów zmusza do odmowy świadczenia pomocy medycznej jak i może mieć wpływ na ograniczenie rozwoju technologii medycznych. Co interesujące ostatnio nagłośnione badania ukazały, że tego typu działanie powoduje, że wbrew oczekiwaniom może nie przynieść oczekiwanych oszczędności w sytuacji kiedy nie zakwalifikowani pacjenci samodzielnie finansowali droższe procedury za granicą, często w Indiach i po powrocie wykonywali szereg innych zabiegów do których mieli uprawnienia, bądź powiększali koszty systemowe w przypadku wystąpienia powikłań.
 
O ile działania oceniające efektywność procedur medycznych są konieczne, aby ograniczyć marnotrawstwo społecznych środków w tej sferze jak i skuteczność leczenia pacjentów. O tyle debata powyższa koncentrując się na kosztach i tzw. „jakości życia” osób starszych wzmaga obawy że błędnie ukierunkowana „reforma służby zdrowia doprowadzi do Nazi-style eutanazji”.
 
Prowadzona antyrodzinna polityka opodatkowującą dzieci jako dobra luksusowe przyniosła dewastujące społecznie efekty związane z zapaścią demograficzną w Polsce, a jej dalszego ciągu demoralizujących efektów należy oczekiwać. Tocząca się na łamach NE debata ze strony części komentatorów jest ”rozmiękczana” poprzez stale wysuwanie pytań co do kosztowności wprowadzenia polityki prorodzinnej, powodującej wzrost podatków lub wydatków, czy też konieczności znacznego zmniejszenia innych wydatków budżetowych. Powyższe zastrzeżenia mogą prowadzić do błędnej konkluzji niemożności sfinansowania polityki prorodzinnej. Podczas gdy Polska nie może podatkowo traktować utrzymanie dzieci na równi z opodatkowaniem luksusowej konsumpcji. Gdyż wydatki na dzieci powinny być traktowane jako niezbędne koszty funkcjonowania społeczeństwa, które to koszty powinny być zwolnione z podatków. Analogicznie do rachunkowości przedsiębiorstw która nie opodatkowuje kosztów, a tym bardziej nakładów inwestycyjnych, gdyż poprzez tak nierozsądne działanie zlikwidowanoby i zbankrutowano przedsiębiorstwa operujące w kraju. Tak samo w przypadku nakładów na dzieci nie powinny być one opodatkowane, lecz w znacznej części ryczałtowo (dla uproszczenia) zwolnione z obciążeń podatkowych. Odpowiadając na pytanie części internautów: taka konieczna i pilna operacja byłaby de facto neutralna podatkowo i niezależna od równoległej debaty dotyczącej poziomu efektywnego opodatkowania i konieczności zoptymalizowania wydatków budżetowych. Oznaczałaby ona tylko sprawiedliwą alokację podatkową w ramach której rodziny wielodzietne po zmniejszeniu płaconych podatków na dzieci, w efekcie płaciłyby niższy wymiar podatków, a osoby bezdzietne nie korzystałyby z nieuprawnionych ulg podatkowych. Po to aby taka redystrybucja przyniosła zamierzony efekt należałoby zmniejszyć opodatkowanie na każde dziecko w wysokości 500 zł miesięcznie i przeznaczyć na obniżki podatków w rodzinach w sumie ponad 40 mld PLN. Niestety ale nie realizując tego typu działań zapominamy o dzieciach nawet w Dniu Dziecka, a prowadząc antyrodzinną politykę dopuszczamy do wyjątkowo szybkiego starzenie się społeczeństwa polskiego, doprowadzimy do przeniesienie się „demoralizującej” dyskusji o wartości życia ludzkiego na grunt krajowy.
 
 
Dr Cezary Mech – były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, były prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i autor programu gospodarczego PiS z 2005 roku
 
0

Cezary Mech

http://www.stefczyk.info/blogi/przez-pryzmat-ekonomii

371 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758