Przed wojną w domach żydowskich istniała instytucja „szabes goja”, czyli nie-Żyda wyręczającego w czasie szabasu gospodarzy w pracach, których oni wykonywać nie mogli. Jak dziś nazwać kogoś, wyręczającego Niemców w robocie, której nie mogą lub nie wypada im „odwalać”?
Otóż jest taki ktoś, nazywa się Grzegorz Schetyna i z powodzeniem mógłby sobie wpisać w ankiecie personalnej lub jeszcze lepiej w tzw. ankiecie bezpieczeństwa (którą posłowie wypełniają dla ABW, aby być dopuszczonym do informacji niejawnych), w rubryce zawód wykonywany: folksdojcz. Przed Wielkanocą wybrał się do Berlina donieść Merkel o polskich faszystach i antysemitach, którzy nie chcą przyjmować uchodźców. Po powrocie wręcz rozpływał się w uśmiechach lub raczej w uśmieszkach, i to obłudnych. Bo Schetyna, jeśli śmieje się to wrednie, jeśli milczy to przebiegle, jeśli mówi, to słów nie wypowiada, a cedzi tak jakby szeptał spod klapy marynarki. Słucha nieufnie, tak aby wszyscy myśleli, że wie więcej niż powiedział i Patrzy nieufnie i stręczy bezwstydnie Polsce i światu swą facjatę. Swego czasu Tusk obdarzył go mianem Shreka, a Sikorski żula lwowskiego. Jeszcze precyzyjniej zrobił to Palikot: to typ odpychający, prymitywny, chamski, drugoligowy. Swoją drogą, warto by kiedyś opisać „nowoczesny” kanon męskiej urody lansowany przez media, dodajmy kanon nie słowiański.
Gdy został ministrem, mówiono: na polityce zagranicznej zna się słabo, na dyplomatycznych salonach będzie pogubionym małym człowiekiem. Największe sukcesy odniósł w „brudnej robocie”, czyli trzymaniu za mordę partyjnego aparatu, i dlatego Szejnfeld wystawił mu opinię: „to gigant organizacji i zarządzania”. Wg Pawła Piskorskiego, Grzesiek nigdy nie interesował się sprawami zagranicznymi. Tu akurat nie miał racji. Bo szefował sejmową Komisją Spraw Zagranicznych i w czasie 150 posiedzeń Komisji nawet raz zabrał merytorycznie głos. Wg Palikota, poglądy ma: „Jest bardzo prożydowski. Fascynuje się armią Izraela, Benjaminem Netanjahu. Podziela twardą linię wobec świata arabskiego”. Całkiem niedawno w radiu Agory mówił ze znawstwem: stać nas na miliardowe odszkodowania dla Żydów. I może tu, jak mówią Niemcy, da liegt der Hund begraben, czyli tu leży pies pogrzebany? Jeszcze inaczej znajomości zagraniczne Schetyny opisał Grzegorz Braun: Jako centralna postać tzw. układu wrocławskiego wie, że Dolny Śląsk, z którego pochodzi, wkrótce będzie już zagranicą, ponieważ w ostatnim ćwierćwieczu sukcesywnie dryfuje w stronę Niemiec i wychodzi z Rzeczypospolitej.
Schetyna miał też kontakty z NRD, bo Wrocław to teren najgłębiej nasycony agenturą z czasów, gdy stacjonował tam sztab wojsk sowieckich i tamtejsze elity bacznie monitorowane były nie tylko przez Sowietów, ale także „bratnią” STASI. A propos Ziem Zachodnich, ogromny wysiłek włożony po II wojnie w ich zespolenie z Polską jest niszczony: interesują się nimi tylko Niemcy, nie ma tam nawet informacji, gdzie przebiega granica, a państwo polskie wstydzi się, że jeszcze tam jest. Doszło do tego, że niemieckie partie upodobały sobie zwoływanie parteitagów w Kołobrzegu i Szczecinie, a ten ostatni nazwany został przez szefa SPD „przodującym miastem w gospodarce Meklemburgii”. A wszystko to bez słowa protestu ze strony Schetyny, Tuska, Sikorskiego.
Polska nigdy nie powinna głosić, że nigdy nie podejmie rozmów z Niemcami o wojenne odszkodowania. Haniebnego błędu, i to w swej pierwszej publicznej deklaracji jako minister spraw zagranicznych, dopuścił się Grzegorz Schetyna. Ogłosił stanowczo: Ta kwestia jest zamknięta. Takich rozmów nie będzie. Uznał też, że sprawa to efekt prowokacji, nie wyjaśniając, kto oraz kogo i do czego prowokował. Twarde „nie” Schetyny zderzyło się ze stawianymi w tym samym czasie greckimi żądaniami reparacji, i uznaniem przez Trybunał Konstytucyjny w Rzymie, że Włosi mogą przed własnymi sądami dochodzić odszkodowań za niemieckie zbrodnie wojenne (A propos włoskiego werdyktu – niemiecki „FAZ” poniżył Polskę, pisząc: „Polacy choć doznali więcej krzywd niż Włosi, nie mają takich żądań”). Dlaczego tak łatwo skapitulował? Nie miał po swojej stronie prawników, którzy nie byli kapusiami SB, i Trybunału Konstytucyjnego z Rzeplińskim na czele? Był wierny tradycji białej flagi z czasów Donalda Tuska, który spełniał każde żądanie Nienców? Nie wiedział, iż Merkel ceni i szanuje partnerów, którzy walczą o własne interesy, a i nie tych, którzy wiecznie ustępują?
W ostatnich latach kilkuset Polaków stanowiących elitę urzędniczą i polityczną kraju poznało – i za pomocą sieci niemieckich fundacji – wciąż poznaje smak niemieckich pieniędzy. Są wśród nich byli i obecni ministrowie, posłowie, dyplomaci, dziennikarze. Skuteczność tej niemieckiej „inwestycji” w Polsce poznajemy każdego dnia. A to podpisujemy umowy, w których Polska „zobowiązuje się”, a Niemcy jedynie „dołożą starań”, a to obficie finansujemy mniejszość niemiecką, a Niemcy nie mogą naszej u siebie odnaleźć, a to wydajemy 300 milionów na muzeum, które gloryfikuje niemieckość Śląska, a to ABW nie dostrzega autonomistów śląskich i Niemców masowo przejmujących nieruchomości i grunty. Czy urosłe do rozmiarów wręcz astronomicznych wpływy niemieckie w Polsce można tłumaczyć zwykłym sąsiedztwem? Pół tony złota – tyle kosztowała Rosję zgoda króla i Sejmu na pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej. Nie wiemy, kto i ile wziął za zgodę na zjednoczenie obu państw niemieckich i na powrót administracji niemieckiej na Ziemie Odzyskane. Nie są to wbrew pozorom pytania bezzasadne. Gdy media doniosły, że Gazprom wypłaca b. kanclerzowi Niemiec milionową pensję, liczne głosy oburzenia odsądziły go od czci i wiary, słusznie dopatrując się w tym zwykłej politycznej korupcji. Natomiast równie skuteczny proceder realizowany w Polsce przez państwo niemieckie otaczany jest zmową milczenia.
Na oficjalnej stronie Ambasady Niemiec w Warszawie czytamy: byli stypendyści Niemieckiej Centrali Wymiany Akademickiej (DAAD) obejmują w swoich krajach ojczystych często kluczowe stanowiska w polityce, w dziedzinie nauki, gospodarki oraz kultury. Dla Niemiec są w związku z tym ważnymi partnerami. Aby zapewnić prężny rozwój tych kontaktów, DAAD wspiera swoich stypendystów dalej – także po zakończeniu przez nich studiów. Również Marek Prawda przybył do Niemiec jako młody naukowiec […]. Alumni DAAD tacy jak Marek Prawda są propagatorami tego rodzaju działań, odgrywając w swych krajach ojczystych ważną rolę, będąc dzięki temu idealnymi partnerami do współpracy dla Niemiec. Sam Marek Prawda tak to skomentował: wszyscy pamiętamy, jak bardzo pobyt w Niemczech ukształtował nasze życie. Warto w tym kontekście i miejscu przypomnieć jego słowa dla prasy niemieckiej, gdy został ambasadorem w Berlinie: wreszcie Polska przestała być problemem dla Niemiec.
Prawda rzekł prawdę i pewnie dlatego po zakończeniu misji w Berlinie dostał posadę ambasadora przy Radzie UE i pewnie dlatego, aby „wreszcie Polska przestała być problemem dla UE”. Niemcy postępują z Polską brutalnie. Mają też specyficzne poczucie humoru – Marek Prawda, wyedukowany w czasach Ericha Honeckera na uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku skończył 31 marca urzędowanie jako ambasador Rzeczypospolitej przy Unii Europejskiej i już następnego dnia, na Prima Aprilis, objął stanowisko ambasadora… Unii Europejskiej przy Rzeczypospolitej. Formalnie mianował go luksemburski Niemiec Juncker, ale nie oszukujmy się, rozkaz wydała Merkel. Kiedy wybuchł „skandal”, gorąco bronili go: Tusk z Grasiem, który od lat robi za ciecia w willi pewnego tajemniczego Niemca (i w tym kontekście trzeba oświadczyć, że wszelkie pogłoski o finansowaniu Tuska i jego partii przez Bundesnachrichtendienst to oczywista bzdura) oraz Sikorski, dla którego kontakty z wywiadami to chleb powszedni. Wystarczy poczytać jego tweety: Prawdy to wzór apolitycznego polskiego dyplomaty (…) polska dyplomacja pozbywa się zawodowców.
Nie wyjaśnił jednak, o jaki dokładnie zawód chodzi. A swoją drogą zapytać trzeba, co Sikorski z tego ma? Merkel pozbawiła go marzeń o szefowaniu NATO, jakby powiedział Sienkiewicz, pozostawiła go z „… kamieni kupą”, i dziś liczyć tylko może na protekcję żony. Prawda ma ponad dwudziestoletnie doświadczenie w dyplomacji. Zdążył już być ambasadorem w Berlinie i Szwecji oraz wysokiej rangi dyplomatą w MSZ zarządzanym przez PiS: W 2005 r. był dyrektorem sekretariatu Stefana Mellera, a od 2006 r. ambasadorem w Berlinie. Ulokowanie Prawdy w Warszawie, jak żywo przypomina propozycję ludowego komisarza sprawa zagranicznych Rosji Sowieckiej Georgija Cziczerina, złożoną w październiku 1918 r. Radzie Regencyjnej – skierowanie do Warszawy Juliana Marchlewskiego, jako przedstawiciela dyplomatycznego Kremla. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że w dyplomacji wymagana jest zgoda na przyjęcie określonej osoby w charakterze szefa obcej misji dyplomatycznej. Państwo przyjmujące ma swobodę udzielenia bądź odmowy udzielenia takiej zgody. Co więcej – w przypadku odmowy, nie musi tego uzasadniać.
UE przechodzi burzliwy okres. Rząd Beaty Szydło ściera się z Brukselą, w tym o uchodźców przydzielonych nam przez Merkel, a monitorowany jest przez Prawdę! A kto monitoruje Merkel? Ambasadorem „wszystkich Polaków” w Berlinie jest Jerzy Margański. W 1989 r. wyczekiwała w Bonn, wcześniej wyselekcjonowana przez Geremka i Bartoszewskiego, ekipa „niemcoznawców”, emigrantów i stypendystów rządu niemieckiego. Jednym z nich był Margański, który od niemal 10 lat tam studiował i pokątnie, wraz z żoną, dorabiał. W dyplomacji III RP pełnił przeróżne funkcje w Niemczech, był ambasadorem w Szwajcarii i Austrii oraz dyrektorem sekretariatu Geremka i Bartoszewskiego. Stosunki z Niemcami wymagają zdecydowanej, wręcz brutalnej gry o polskie interesy. Czy z wyzwaniem tym Margański radzi sobie? Czy pomagają mu uwikłania z okresu, gdy w RFN był emigrantem i gastarbeiterem? Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Anna Fotyga przypomniała, że jego kandydaturę na ambasadora w Berlinie rozpatrywał już Lech Kaczyński, ale zrezygnowano z niej, gdyż „osoba mająca tak znakomite relacje, ułożone na pewnym poziomie, również pod względem statusu, nie tylko dyplomatyczne, ale i osobiste w kraju urzędowania, nie była najlepszym kandydatem do prowadzenia tak zdecydowanej, czasami brutalnej polityki. Pod adresem Margańskiego dodała też: „Myślę, że Pańskie doświadczenie w tamtym miejscu było już pewną przeszkodą”. Mimo tego, ona i inni posłowie PiS kandydaturę poparli.
Gdy 17 listopada 2015 r. Schetyna został jednogłośnie wybrany na szefa komisji spraw zagranicznych Sejmu, nie krył zadowolenia: z ministrem Waszczykowskim udało się zbudować porozumienie i dobrą wspólną pracę (…) nigdy nie walczyliśmy ze sobą. Niech to będzie instytucja odpowiedzialna za polską politykę zagranicznąi. Wiele jest spraw i wyzwań, które powinniśmy wspólnie rozwiązywać. Wspólny język rzeczywiście znaleźli, szybko przeszli na „ty”, a Waszczykowski zaczął pojawiać się w jego sejmowej „pieczarze”. Przyniosło to dziwne kompromisy. Schetyna, mimo sprzeciwu Kopacz, wysunął kandydaturę b. asystentki Waszczykowskiego na ambasadora w Teheranie. W zamian Waszczykowski zobowiązał sie do zrobienia pułkownika SB i b. dyrektora więzienia dla „politycznych” ambasadorem w Mińsku. W Sejmie Waszczykowski utrzymywał kontakty głównie z posłami PO. I czy nie z tego powodu do dziś w MSZ rządzi mafia tej ostatniej? Głupota czy sabotaż? – polityk, który wzywa obce państwo do obalenia rządu pełni w Sejmie z poręki PiS bardzo ważną funkcję. Czy po berlińskich wyczynach nie powinien być odwołany i publicznie upokorzony? Potrzebny jest tu solidarny sprzeciw – na czele komisji nie powinien stać ktoś, kto nie potrafi godnie zachowywać się za granicą.
Zabiegając o względy Merkel, Schetyna popełnił polityczny grzech śmiertelny, po raz kolejny udowodnił, że nie jest politykiem polskim, że interesy swoje i swojej partii stawia ponad dobro kraju, w którym dorastał i dorobił się majątku. Rozmowę z Merkel uznał za nobilitację, ale to pozory, bo nikt, zwłaszcza silny, nie szanuje uległych petentów. Zabieganie o obce wsparcie, oddawanie się pod obcy protektorat, to polityczny folklor, kompromitacja. Domagając się ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski, postulował de facto sprowadzenie Polski do roli prowincji Berlina i namaszczenie siebie jej namiestnikiem. W normalnym kraju byłby zdrajcą. Ale kraju normalnego jeszcze nie mamy, dopiero nam go urządza Schetyna z Kijowskim i Petru. Nie ma jednak złego, co by na dobre nie wyszło – pozwolił nam sobie poużywać takimi epitetami jak donosiciel, sprzedawczyk, zdrajca, kolaborant, a nawet szmalcownik.
Dotrzymując umowy z Panem spełniłem prośbę ambasadora Mulla i poparłem ustawę Rady Najwyższej Ukrainy uznającą za bojowników o wolność członków OUN-UPA, mimo iż brali bezpośredni udział w ludobójstwie etnicznych Polaków podczas II wojny. Moja inicjatywa wywołała niebywałe oburzenie zarówno obywateli, jak i polityków w Polsce, w tym PO, której jestem członkiem. Otrzymałem pogróżki śmierci i wezwania do podania się do dymisji. Proszę o zrewanżowanie się gestem dobrej woli i użycie wszelkich wpływów Departamentu Stanu dla zmniejszenia presji na mnie i na mój zespół – Schetyna, wówczas minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej raportował sekretarzowi stanu USA, przyznał, że dobrowolnie i na ochotnika poparł antypolską ustawę i świadomie zdradził Polaków i pamięć pomordowanych.
Nie mniej obrzydliwa jest prośba o pomoc w politycznej karierze i ochronę przed Polakami. Sikorski odszedł w niesławie, opisując politykę, którą sam wytyczał, jako murzyńskość i robienie laski Amerykanom. Schetyna o sobie powiedzieć może: murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Na koniec smutna konstatacja: Jak niska musi być ranga i jak bardzo upodlony kraj, który zagranica „obsługuje” Schetyną. Problemem rządu nie jest opozycja, nie jest nim też Trybunał Konstytucyjny, ale jurgieltnicy działający bezkarnie za granicą. Problemem jeszcze większym jest niekompetencja obozu władzy, brak pomysłu, jak to zmienić. Bo nie są nim bufonowate komentarze Waszczykowskiego, przez opozycję przyjmowane jako zapowiedź kapitulacji. Nie są nim też próby zawieranie kompromisu ze Schetyną, z człowiekiem którego trzeba przykładnie ukarać.
Krzysztof Baliński
(Tekst ukazał się 15 kwietnia w „Warszawskiej Gazecie”)
Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: ZAWÓD WYKONYWANY – FOLKSDOJCZ | W y s z p e r a n e