Tak się składa, że ostatnimi czasy dużo myślę o humanistach.
Tak się składa, że ostatnimi czasy dużo myślę o humanistach. I wczoraj właśnie przesłano mi informację z „Rzeczpospolitej” dotyczącą kradzieży starodruków z Głównej Biblioteki Lekarskiej. To jest ta biblioteka gdzie spoczywały, bo już ich tam nie ma rękopisy Marii Curie Skłodowskiej. Zginęło około 20 tysięcy starodruków i rękopisów. Nie wiadomo gdzie są, ale – jak pociesza policja – śledztwo jest w toku.
Co to ma wspólnego z humanistami? To mianowicie, że w takich miejscach pracują przeważnie humaniści i to oni zwykle owe zbiory wynoszą z budynku pod kurtką, a następnie opylają je kolekcjonerom. Nie wiem jak było tym razem, ale pamiętamy takie historie z Wrocławia choćby. Zbiorów w Polsce, nie tylko zbiorów bibliotecznych, jest sporo, nie wiem kto to kontroluje i w jaki sposób, ale mam taki postulat, by jakaś odpowiedzialna komórka spróbowała sprawdzić jak stan faktyczny ma się do katalogu w każdym polskim zbiorze staroci. Celowo tak piszę, bo nie lubię muzeów. Idea muzeum jest mi wstrętna, na studiach byłem wprost chory, kiedy musiałem do jakiegoś muzeum wchodzić, a studiowałem historię sztuki, więc chorowałem często. Muzeum jest po prostu zbiorem przedmiotów bez właściciela, prawdopodobnie ukradzionych, które określa się mianem własności państwowej. Czyli własność ta istnieje tylko do tego momentu, do którego istnieje państwo, które się do niej przyznaje. Wobec słabości tego państwa, wobec braku zainteresowania wszystkich właściwie w około tym państwem i zgromadzonymi przez nie przedmiotami odebranymi prywatnym właścicielom, pojawia się pokusa kradzieży.
No bo jeśli coś jest niczyje, jeśli coś należy do państwa, która się rozłazi w szwach, jeśli nikt się tym nie interesuje, bo państwo nie podtrzymuje własnego mitu i nie tworzy legendy w oparciu o źródła historyczne to po kiego te papiery mają tam zalegać? Nie ma żadnej sensownej przyczyny by opłacany z budżetu nędzarz, który chce raz w życiu wyjechać z dziewczyną na Majorkę nie sprzedał jakiegoś rękopisu i nie spełnił swojego, skrywanego od dawna marzenia. Nie ma, prawda? I humaniści – nie wszyscy oczywiście, ale niektórzy – takie myśli hołubią.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
Ja oczywiście kpię teraz, bo mam świadomość, że wobec głębokości rynku kolekcjonerskiego, wobec jego fetyszyzacji, wobec sił niejawnych które tam działają, trudno wyobrazić sobie chudego bibliotekarza, który kradnie i sprzedaje rękopis Skłodowskiej, po to by zaimponować najładniejszej dziewczynie w mieście. To jest wizja rodem z polskiej komedii sensacyjnej, a wszyscy wiemy jak urokliwe są te komedie. To z pewnością jest jakiś system. System dobrze zorganizowany, dobrze poinformowany i odporny na działania policji. Przecież to się nie zaczęło wczoraj. Nie wiem jaka jest skala zjawiska, ale trzeba by po to właśnie skontrolować stan faktyczny i porównać go z katalogami.
Podejrzewam, że prócz finansowych mogą istnieć jeszcze jakieś inne powody dekompletowania polskich zbiorów starodruków i rękopisów. Ja nie wiem dokładnie jakie, ale mam różne przeczucia. Ot, choćby takie pierwsze z brzegu: w roku 1978, 27 maja w czasie prac konserwatorskich na lubelskiej starówce odkryto drugą kondygnację piwnic pod domem Sebastiana Fabiana Klonowica, znanego humanisty i człowieka renesansu. W jednej z piwnic stała żelazna skrzynia. W niej zaś znajdowały się paczki rękopisów, ułożone starannie pakiety pergaminów zapisane tekstami łacińskimi. Na jednej z paczek znajdował się skrót A.A.A. Po zapoznaniu się z treścią rozszyfrowano go jako ACIDALIUS AD ACERNUM
Był to zbiór listów pisanych przez niemieckiego poetę Walentego Havekenthala, używającego pseudonimu acidalisus do Sebastiana Fabiana Klonowica, który z kolei używał pseudonimu acernus – klonowic, czyli syn Klona (takie nazwisko nosił ojciec Klonowica) . Listy te były dedykacjami do kolejno przesyłanych Klonowicowi dialogów wzorowanych na dialogach Platona. Dialogi były pisane najpierw we Wrocławiu, a potem w Nysie w latach 1594-1595. Centralną postacią tych dialogów był jednak nie Sokrates, a Giordano Bruno. Pamiętamy kim był Giordano Bruno i jakie zasługi dla myśli nowożytnej położył? Pamiętamy prawda? To jest ten sam Giordano Bruno, który prowadził dysputę teologiczną w Oksfordzie w czasie pobytu tam Olbrachta Łaskiego, dyspucie tej przysłuchiwał się także John Dee. Była to jednak z dwóch dysput zorganizowanych w Oksfordzie w czasie panowania królowej Elżbiety. Pierwsza miała uczcić samą Elżbietę, druga zaś Olbrachta Łaskiego. Na tę okoliczność właśnie wezwany został do Oksfordu messer Bruno.
Te wszystkie rzeczy nie mają oczywiście żadnego związku ze sobą poza takim, że ja akurat o tym ostatnio pisałem. Ot, luźne skojarzenia. A co to ma wspólnego z kradzieżą rękopisów z Głównej Biblioteki Lekarskiej? – Spyta ktoś. Nic. Zupełnie nic. Ja tylko, ze zwykłej ludzkiej ciekawości, chciałbym się dowiedzieć co się dziś dzieje z zawartością żelaznej skrzyni znalezionej pod domem Klonowica, gdzie są te dialogi – zostały wydrukowane, można je kupić na allegro, nazywa się to „Lampa trzydziestu spotkań” – za autora zaś podaje się Andrzej Nowicki, autor takich prac między innymi jak – „Papieże przeciwko Polsce” wydanej w Warszawie w roku 1949. Fakt iż wszystko można sobie kupić w sieci za 2,50 nie uspokaja mnie jednak wcale. Jeśli są na sali jacyś humaniści, bardzo proszę, by zabrali głos w sprawie. Gdzie jest ten zbiór? Czy jest kompletny? A jeśli nie jest to co zginęło i kiedy. Może jakieś fotokopie się znajdą? Byłoby miło. Czy możemy się tego dowiedzieć? Bardzo nas to interesuje. Mnie i ludzi czytających ten blog.
Na koniec jeszcze wypada przybliżyć wszystkim postać człowieka, który podpisał swoim nazwiskiem dialogi Accideliusa. Nazywa się ów pan Andrzej Nowicki. Oto co mówi o nim wikipedia:
Andrzej Rusław Nowicki
Ur. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista,
religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu
"filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej
z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i
Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego.
Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z
wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego
Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują
ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142,
reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje:
filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński.
Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety.
Jego syn Światosław Florian Nowicki jest filozofem i astrologiem, jak
również byłym mężem Wandy Nowickiej (tej wicemarszałek od Palikota)
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy