Dziś szef Partii Miłości oznajmił, że liczy się z możliwością wcześniejszych wyborów.
Sześć lat mojżeszowych rządów może skończyć się szybciej niż sobie wyobrażamy. Stabilność obecnej koalicji, z chwilą odejścia posła Godsona z PO i groźby kolejnych wykluczeń (Żalek, Gowin) została poważnie naruszona. Koalicjant z PSL zaczyna nerwowo wspominać o policzeniu głosów.
Gwałtowny spadek poparcia społecznego zarówno dla rządu, jak i Platformy, nie jest zaskoczeniem. Nie pomogły zaprzyjaźnione media, hordy platfilskich, sprzedajnych właziwdupców, gotowych dopuścić się każdej niegodziwości w imię obrony cmentarno-cepeenowej zorganizowanej grupy, działającej wspólnie i w porozumieniu. Zbyt długo mamiono nas chorymi wizjami zielonej wyspy, która okazała się jednym wielkim przekrętem, który naraził podstawy funkcjonowania państwa na poważne kłopoty. Tak zwane zawieszenie zapisu Konstytucji w sprawie progu ostrożnościowego jest tego dowodem
Donald Tusk zrozumiał, że czas jego rządów, rodem z cmentarza i cepeenu, dobiega końca i nic tego procesu nie zatrzyma. Nie bez podstawy jest pytanie czy dziś peowski Mojżesz nie zastanawia się jakby tu spaść na cztery łapy. Znaleźć winnego, rzucić kogoś na pożarcie, byleby tylko ochronić własny tyłek. Mam pewność, że podobne kwestie są dziś rozważane w „zaprzyjaźnionych” mediach. Utrata rzędu dusz, zdolnych łykać ich każde kłamstwo, jest przecież faktem. Oliwa ma przecież pewną właściwość.
Donald Tusk mówi otwarcie o możliwości wcześniejszych wyborów. To stwierdzenie, wynikające nie tylko z marności jego rządów, popartych spadającymi słupkami sondażowymi, ale również z niespotykanego poziomu arogancji wobec opozycji (a nawet wobec własnych wyborców), jest ważnym sygnałem – idzie czas zmian. Cierpliwość narodu się wyczerpuje. Kropla zaczyna przepełniać czarę. Kiedy ją przepełni? Oby jak najszybciej.
Wzrastające zniechęcenie społeczeństwa do obecnych rządów, wynikające z uświadomienia sobie gorzkiej prawdy o zielonej wyspie, zapewne wkrótce skończy się votem nieufności. Pytanie brzmi ilu posłów z rządzącej koalicji zapomni o zaciągniętych przez siebie kredytach, konieczności zapłaty wzrastających rachunków i innych przyziemnych zobowiązaniach, które zaciągnęli? Czy będą pamiętać, że ich osobiste interesy są niczym wobec zobowiązań wobec Polski, które zaciągnęli z chwilą wyboru na posła czy senatora? Myślę, że wkrótce się przekonamy.
Możliwość wcześniejszych wyborów jest również poważnym wyzwaniem dla największej partii opozycyjnej. Istnieje bowiem całkiem realna możliwość jej samodzielnych rządów. Sądzę bowiem, że zniknie sejmowy plankton spod znaku sierpa i młota czy wibratora – chorych wytworów III RP. Nie oczekuję szuflad pełnych gotowych projektów ustaw. Zdaję sobie sprawę, że naprawa Rzeczypospolitej to nie klaśnięcie, strzał z bata, cyk wajchą czy jakiś pstryczek-elektryczek. To proces wymagający czasu. Naprawienie cmentarno-cepeenowych szkód nie zadzieje się z dnia na dzień bo rozmiar szkód wyrządzonych przez sześć lat rządów Partii Miłości jest przerażający. Ale niech tam! Mogę jeść chleb z wodą mając świadomość konieczności jak najszybszego skończenia z chorym mitem zwanym III RP, tak dziś bronionym przez PO i jej fanatycznych akolitów. Najwyższy czas skończyć z tym wrzodem, z bezwzględnym wampirem, patologią, złośliwym rakiem, toczącym Polskę od wielu, wielu lat. Już dość! Czara się przepełnia.
PS. Pamiętam jak jedna z bliskich mi osób płakała z radości na wieść o zwycięstwie PO w wyborach 2007. Dziś zapewne po kryjomu łyka łzy, które objawem radości już nie są.