Czy naprawdę może dojść do wojny domowej w Wielkiej Brytanii? Wydaje mi się, że to tylko kwestia czasu. Pokazywany w telewizji obraz tolerancji rasowej, politycznej czy seksualnej daleko odbiega od prawdziwego. Bomba z opóźnionym zapłonem.
Mieszkają tu zarówno Afrykańczycy, Pakistanie, Hindusi, Kurdowie, Irańczycy a także spora ilość Polaków. Wcale jednak nie oznacza to, że wszyscy mieszkają sobie razem w wielkim ładzie i pokoju. Prawda wygląda zupełnie inaczej. Zdarza się, że Anglicy , mówią wprost Polakom nawet na ulicy, że mają za przeproszeniem spier… do siebie. W przypadku Pakistańczyków jest zupełnie inaczej. Często w rozmowie na temat muzułmanów Anglicy ściszają głos. Rozmawiałem w pociągu ze strażakiem, fakt pijanym ale na tyle trzeźwo myślącym, że ściszał głos kiedy rozmawialiśmy na temat Pakistańczyków. Był strasznie zdenerwowany ekspansją tej narodowości w jego miejscowości. Pamiętam kilka przykładów, że Anglicy wyprowadzają się ze swoich rodzinnych miasteczek dlatego, że faktycznie stali się mniejszością. Prawda jest taka, że boją się Pakistańczyków, a rząd Wielkiej Brytanii nie robi nic. W tym całym zamieszaniu urzędy mają problemy w obliczeniu liczby emigrantów.
Spotkałem kiedyś Irańczyka imieniem Azim, podczas jednej z rozmów zapytał czy jestem chrześcijaninem; odpowiedziałem, że tak. Wtedy on ściszonym głosem powiedział , że także jest chrześcijaninem, a kątem oka obserwował kilku Pakistańczyków, którzy siedzieli obok w sali. Tak samo Kurdowie nie szczególnie pochlebnie wypowiadają się o rządzącym obecnie w Iranie Mahmudzie Ahmadineżad, zupełnie odmienne natomiast zdanie mają Pakistańczycy, co prowadzi do sprzeczek i niejednokrotnie do rękoczynów.
Polskie media fałszywie opisują przepiękną tolerancję rasową, seksualną czy wyznaniową w UK. Temat jest uciszany a sami Anglicy mówią o Pakistańczykach tak: „… pracują jako dostawca pizzy, robią kebaby, są taksówkarzami…” . Ostatnie zamieszki w Londynie pokazały doskonale skale tego problemu, a na moja głowę to dopiero preludium.
Myślę, że w czasach niestabilnej kondycji Unii Europejskiej, wojna domowa na wyspach jest całkiem prawdopodobna. Obym się mylił.
Refleksja. Byśmy nie stali się nigdy gośćmi w własnym kraju.