Mój pierwszy dzień w więzieniu. A właściwie noc.
Do więzienia w C. zostałem odwieziony wieczorem po całym dniu negocjacji. Prywatnym Mercedesem celników. Gdy tam dotarliśmy więzienie szykowało się już do snu. Mój niemiecki był gorszy niż zły jednak co nieco rozumiałem. Moi dotychczasowi opiekunowie rozmawiali z (chyba) dyrektorem więzienia w C. Prosili go by się mną zaopiekował bo jestem pierwszy raz w takim miejscu. Do tego żaden ze mnie przestępca. Po tej krótkiej rozmowie pożegnali się z nim oraz ze mną i odjechali. Pomimo tego, że byli to dla mnie obcy ludzie, a do tego staliśmy po różnych stronach "barykady", poczułem się w tym momencie jak osierocony. Dyrektor przypatrywał mi się długo i uważnie, zastanawiając się co ze mną zrobić. W końcu zapytał czy wolałbym być w celi sam czy wolę towarzystwo. Ponieważ był to mój debiut w roli kryminalisty wolałem być sam; nie wiedziałbym kompletnie jak się zachowywać wobec towarzyszy niedoli, z większym stażem. Zostałem odprowadzony przez strażnika do celi. Był to pokój 3x3m. z kilkoma piętrowymi łóżkami. Nic szczególnego. Najbardziej zainteresował mnie sedes umieszczony na samym środku pomieszczenia. Lśniący czystą, nierdzewną stalą. Nie był niczym odgrodzony od reszty "apartamentu". Odetchnąłem z ulgą, że wybrałem samotność. W innym wypadku to chyba wolałbym się załatwić w spodnie niż skorzystać z tego WC w obecności innych. Siedziałem właśnie na brzegu łóżka i oglądałem swoją nową posiadłość gdy rozległo się głośne pukanie. W nocnej ciszy naprawdę głośne. Podskoczyłem na tak niespodziewany hałas. Byłem zaskoczony, ze w ogóle ktoś w więzieniu puka. Podszedłem do drzwi. Otworzyły się, a za nimi stał strażnik, kucharz oraz wózek z kolacją. Strażnik pokazał gestem bym sobie wziął z wózka jedzenie. Nieśmiało wziąłem parę plasterków szynki i parę kromek chleba. Ledwo się powstrzymałem żeby nie wziąć więcej. Taki byłem głodny. Już chciałem wracać do celi gdy strażnik mnie zatrzymał i zaczął mi wciskać do rąk resztę zawartości wózka. Był tego z kilogram szynki, kilka różnych rodzajów chleba oraz wiele litrowych kartonów mleka i soków. Resztę, którą nie byłem w stanie zabrać z sobą, położono mi na łóżku. Chociaż objadłem się jak świnia to i tak skonsumowałem tylko niewielką część tego co dostałem. Syty szybko zasnąłem. Obudził mnie ok. 5 rano hałas otwieranych drzwi. Była to nowa dostawa żywności. Teraz byłem wyprowiantowany co najmniej na parę tygodni. Ale to był dopiero początek. Wciąż nadchodziły nowe dostawy. Nie wiem, może wyglądałem na tak wybiedzonego, że Niemcy postanowili mnie trochę podtuczyć. W każdym bądź razie nie wiedziałem co zrobić z tym niespodziewanym nadmiarem obfitości. Miałem tyle soków, owoców, słodyczy,mleka itp, że mógłbym śmiało otworzyć własny sklep spożywczy. W porze obiadowej dostałem dodatkowo zestaw talerzy i sztućców. Z czego talerz do zupy był wielkości małej wanny. Tak się zaczął mój pobyt w niemieckim więzieniu. I to dzisiaj na tyle. Dobranoc. Cdn…