„[W] poniedziałek będzie katastrofa…”- Giulio Tremonti
04/11/2011
312 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
UE powinna pozwolić na opuszczenie eurostrefy i zamianę wszystkich zobowiązań kraju na walutę lokalną, aby nie powodować trwających dekady okresów recesji i masowych bankructw i chaosu w krajach peryferyjnych
Konkludując na początku: tragedia grecka trwa, a włoska się zaczyna, a Polska zaaferowana kolejnym rozłamem w PiS-ie. Debata w Grecji przypomina sytuację na Słowacji która również nie chciała ponosić kosztów gwarancji bogatszych od siebie członków eurogrupy, a w których koalicja rządowa została zmieniony przy współpracy opozycji, a premier Słowacji wolała tego dokonać i w rezultacie zniszczyć swoją pozycję polityczną w przyszłorocznych marcowych wyborach niż przeciwstawić się Brukseli, co opisałem w artykule ”Słowacja płacze i jest zmuszana…”.Jest również przykładem braku poszanowania zasad demokratycznych przez UE w sytuacji kiedy podjęte decyzje duetu pod nazwą „Merkozy” są przekładane na decyzje całej Unii, a w sytuacji kiedy demokratycznie wybrany rząd zainteresowanego kraju nie chce jego przyjąć to jest zmieniany. Pikanterii dodaje fakt że gdy chodzi o Niemcy to wszelkie procedury państwa prawa muszą być przestrzegane i Kanclerz musi mieć zgodę Komisji Finansów Bundestagu na każdą decyzję. Sytuacja jest o tyle podobna do sytuacji Słowacji że opozycyjna grecka Nowa Demokracja do samego końca zwalcza premiera, tylko po to aby samemu się zgodzić na zawarte uzgodnienia. Znając sytuację z Polski nazwie to wielkim sukcesem negocjacyjnym.
Charakterystycznym jest że nie przyjęcie warunków UE jest od razu uznawane jako wyjście ze strefy euro, który to krok jest przedstawiany jako dalej idącą konsekwencję wyrzucenia z UE w przypadku wycofania się z euro. I w taki oto sposób powoli kraje mniejsze tracą suwerenność, a samo zarządzenie referendum uznawane jest jako krok wrogi względem panującej demokracji. A dylemat jest olbrzymi, gdyż okazuje się że w obecnej sytuacji społeczeństwu odbiera się możliwość bankructwa tzw. „niekontrolowalnego” gdyż zbyt dużo straciliby inwestorzy zagraniczni. Specjalnie łączy się to z członkostwem w strefie euro, gdyż w przypadku jej opuszczenia utraciliby najbardziej ci którzy posiadają aktywa denominowane w euro, a które stałyby się eurodrahmą, jak i emeryci i ci którzy mają pewne zatrudnienie, a którzy obawiają się że inflacja „zjadłaby” wartość ich zagwarantowanych świadczeń. Niestety obawa o stratę na inwestycjach greckich powoduje że obawiając się o ewentualne wystąpienie z euro podbijana jest stawka zastraszania społeczeństwa wyrzuceniem z UE i pozostawieniem na „żer” Turcji co ma skłonić Greków do przyjęcia dyktatu i usprawiedliwić różne lobby krajowe do zgadzania się na kolejne ultimata które Grecja otrzymuje. Niczemu innemu nie służą komunikaty Komisji Europejskiej jak ten czwartkowy przekazany dziennikarzom przez rzecznika prasowego KE Karoliny Kottova: „ “the treaties don’t foresee an exit from the Euro zone” without a country also exiting the EU.” Co Laurence Norman w swojej relacji posumował jako przypomienie tego kontrowersyjnego stanowiska: “The European Union confirms what has always been well understood that according to EU treaties, you can’t leave the euro zone legally without also leaving the EU.” Nic dodać, ani ująć.
A przecież sytuacja premiera Grecji już od pewnego czasu była nie do pozazdroszczenia. W sytuacji rebelii w kraju, spowodowanej już 20%-owym spadkiem warunków życia Greków musiał przyjmować kolejne pakiety „pomocy” których środki wracały do inwestorów zagranicznych. Poddawany krytyce przez tych którzy poprzednio do tej jakżeż rozpaczliwej sytuacji dopuścili i którzy oferowali się poprzeć kolejne decyzje UE, jedynie w przypadku własnych rządów. Na fali niepopularności przewaga parlamentarna topniała i w już w zeszłym tygodniu Papandreou zdawał sobie sprawę, że nowych pakietów oszczędnościowych nie będzie w stanie przeforsować przez Parlament, a ulec anihilacji politycznej też nie planował, dlatego mając trzy wyjścia wybrał najbardziej godną. Uznał że ostatni pakiet w przeciwieństwie do poprzednich nie daje środków dla Grecji, a jedynie dla inwestorów uznał że jest niekorzystny, więc o jego przyszłości muszą zadecydować obywatele. A mógł to zrobić bo nawet przy zablokowanej ostatniej transzy „pomocy” Grecja ma środki na wydatki budżetowe do końca grudnia, zwłaszcza że przezornie opóźnia niektóre płatności. Źródła zagraniczne już w zeszłym tygodniu zaobserwowały, że premier był mało aktywny na szczycie Unii i „wstrzemięźliwy” gdy chodzi o wypowiedzi co do ich warunków. W poniedziałek zdał sobie sprawę że obecnie to już problemem nie jest Grecja ale Włochy o czym pisałem w artykule
”Ultimatum dla Włoch główką Zidane?” Z trzech możliwości jakie miał kontynuowanie dotychczasowej polityki, która w chwili utraty większości w Parlamencie zakończyłaby się zmianą premiera i powołanie rządu koalicyjnego z opozycyjną Pasok-Nowa Demokracja i odejście w niechwale, rozpisanie nowych wyborów oznaczających likwidację wpływów Pasok na co parlamentarzyści by się nie zgodzili i doprowadzili do rebelii, prowadzącej w efekcie do punktu pierwszego. Pozostała opcja referendum doprowadzająca do furii zwłaszcza prezydenta Sarkozego któremu zostało zepsute przedstawienie przedwyborcze w Cannes na spotkaniu G20. Ostatnie nominacje w wojsku to znak słabości premiera, gdyż w Grecji następują zawsze na „odchodne” rządu. Wyjazd „na dywanik” nie należał do bardziej stresujących gdy argumenty ma się przemyślane wcześniej. A które z grubsza polegają na tłumaczeniu Merkozy, że chce on wywiązać się z podjętych zobowiązań tylko nie ma „szabel” w Parlamencie, ale oczywiście jeśli opozycja wesprze pakiet to on nie będzie rozpisywał referendum bo i po co. A opozycja tak jak w Słowacji zagwarantowała że żadnego referendum nie będzie, nie ma obawy o jego przeprowadzenie jedynie po prostu Papandreu musi odejść. Dla UE sytuacja w Grecji jest o tyle bardziej skomplikowana, że w przeciwieństwie do Słowacji jest to kraj kontrolowalny przez wewnętrzne grupy interesów i co gorsza z perspektywy Brukseli na samą myśl o wykłócaniu się z szefem Nowej Demokracji Antonis Samaras’a rządzące elity już wolą George Papandreou. Wszyscy do tej pory pamiętają przepychanki z Samaras’em poczynając od lat dziewięćdziesiątych i wiedzą że musieliby uczynić dalsze znaczące ustępstwa. W chwili gdy poznane były wyniki spotkania w którym premier nie dostał poparcia dla siebie, rozpadła się koalicja rządowa gdyż najbardziej wpływowi ministrowie zaczęli się dogadywać z opozycją co do ich udziału w nowym rządzie, niemniej w każdej chwili ulegnie ona „sklejeniu” w przypadku kiedy rząd przetrwa dzisiejszy kryzys, lub gdy stawka opozycji okaże się zbyt wysoka. A Papandreou uzyskał to co zamierzał, swoich ludzi umieścił na różnych stanowiskach, partii nie zlikwidował, a dla części ulicy stał się tym który się godził na przeprowadzenie referendum, ale mu nie pozwolono. Niemniej w związku przyspieszeniem rozpadu strefy euro, kryzysową sytuacją we Włoszech to co się dzieje w Grecji będzie nabierało mniejszego znaczenia.
Włochy na skutek greckich propozycji referendalnych znaleźli się niespodziewanie dla nich, przedmiotem poważnych utyskiwań na szczycie G20, jak i konkretnych propozycji ograniczających ich suwerenność fiskalną. Otóż jak donosił dzisiaj w Bloombergu James G. Neuger jedną z nielicznych konkretnych propozycji było „wprowadzenie międzynarodowych audytorów w celu monitorowania włoskich wysiłków w cięciach budżetowych”, a Włosi sami poprosili o to MFW, który będzie dokonywał kwartalnych ocen na wzór tych które dokonuje obecnie „trojka” względem Grecji. Gdyż jak podkreślił prezydent Sarkozy problemem nie jest „zawartość lecz jej wdrożenie”, a szefowa MFW uznała działanie Włoch jako „pozbawione wiarygodności”. Na to wszystko nakładają się przecieki o rozbieżnościach między premierem Włoch, a ministrem finansów Giulio Tremonti, którego prywatną wypowiedz do premiera Berlusconiego o tym, że musi się natychmiast podać do dymisji, bo inaczej w poniedziałek będzie tragedia na rynkach cytują wszystkie najpoważniejsze dzienniki świata: „“I am saying that on Monday there will be a disaster on the markets if you, Silvio, stay at your post and do not go. Because the problem for Europe and the markets, correct or not as it may be, is in fact you.”
Obecnie mimo bardzo silnego zaangażowania EBC, które od sierpnia skupiło obligacji włoskich na 70 mld euro, już pod włoskim kierownictwem, które tylko w poniedziałek i we wtorek skupiło długu włoskiego na 3 mld i 5 mld euro. Obecnie sytuacja uległa pogorszeniu i rentowność dziesięcioletnich obligacji włoskich zgodnie z Bloomberg’iem osiągnęła rekordowy poziom 6,4% po deklaracji Berlusconiego o odrzuceniu przez niego pomocy MFW na skalę 50 mld euro i to w sytuacji kiedy Włochy na „rolowanie” swojego rekordowego długu w wysokości 1,9 bln euro potrzebują ok. 400 mld euro rocznie. Powyższe rentowności są granicznymi, balansującymi na granicy katastrofy jaka dotknęła poprzednio Grecję, Portugalię i Irlandię. A to dlatego że uważa się poziom 6,5%-ową rentowność jako niemożliwą do utrzymania w sytuacji kiedy spread między rentownością danego kraju, a koszykiem krajów o ratingu AAA przekracza 450 pb to izby rozliczeniowe wymagają dodatkowego zabezpieczenia, co w praktyce zmusza kraje i tak to się stało z wymienionymi o prośbę o pomoc instytucji międzynarodowych. Spready w porównaniu z niemieckimi bund’ami wynosi już 458 pb, a wynosiła już 462 pb – bundy rekordowo niska rentowność 1,82% (najwyższy tygodniowy spadek rentowności od 1989 r., a więc początku kolekcjonowania tych danych przez Bloomberga) względem referencyjnego koszyka ok. 403 pb. Decyzja o wprowadzeniu zabezpieczeń należy do LCH Clearnet i wprawdzie izba może się z tym działaniem, ociągać niemniej rynek kapitałowy jest na tyle efektywny, że i bez działań izby w handlu obligacjami włoskimi w tym tygodniu były takie sytuacje, że jedynym podmiotem który skupywał dług włoski był EBC, a handel tymi zobowiązaniami dosłownie zamierał.
Tak więc czekając na to co będzie się działo w poniedziałek, polska opinia publiczna będzie „bezproduktywnie” zajmowała się polską sagą, dotyczącą kolejnego odejścia części działaczy PiS-u, zamiast skupić się na rozwiązywaniu realnych problemów, które wcześniej niż później boleśnie w nas uderzą.