Budżet Zadaniowy
Obecny rok wyborczy musi stać się przyczynkiem do wielu rozważań dotyczących rozwoju gospodarki, oraz sprzyjać debatom na temat konieczności przeorientowania polskiej polityki finansowej. Niestety ale mimo jego wagi nie jest on podtrzymywany przez media, koncentrujące się prawie wyłącznie na tragedii która wydarzyła się rok temu i przemykające zaledwie nad charakterem przemian dokonujących się na świecie jak i w UE. Społeczeństwo utyskując na polskie elity które przy najbliższej okazji porzucają dobro publiczne w imię swoich egoistycznych kalkulacji, stopniowo staje się pozbawione możliwości podjęcia racjonalnego wyboru, a eksperci ekonomiczni motywacji do wypracowania optymalnych rozwiązań gospodarczych. W obliczu zagrożenia załamaniem finansów publicznych nie wolno powtórzyć błędów unikania odpowiedzi i wybierania przez rywalizujące grupy programu gospodarczego przeciwnika politycznego w celu przyciągnięcia wyborców innych opcji, gdyż tego typu działanie nie tylko dezinformuje i demoralizuje wyborców ale i osłabiają poczucie zagrożenia. Zarysowujący się 120 miliardowy deficyt sektora finansów publicznych spowodowany ignorowaniem zachodzących procesów gospodarczych jest zaledwie zapowiedzią nadchodzącego „tsunami demograficznemu” jak to określiłKyng Lahz CNN, która zmiecie nie tylko finanse Japonii ale i Polski i jej gospodarkę i społeczeństwo w ciągu najbliższych lat, o ile już dzisiaj się mu zdecydowanie nie przeciwstawimy. Polski nie stać na stratę czasu w sytuacji kiedy brakuje nam 2,5 mln dzieci do prostej zastępowalności pokoleń i kiedy nawet Gazeta Wyborcza cytując prof. Kotowskąstwierdza, że za parę lat mini wyż się zestarzeje i Polki mające powyżej 35 lat nieodwracalnie nie będą mogły mieć dzieci. The Economist z 19 lutego na str. 30 trafnie narysował jak tsunami zalewa twierdzę EU milionami młodych imigrantów z Bliskiego Wschodu. Żadna gospodarka nie przetrwa tragedii braku podatników, a pozbawione młodzieży społeczeństwa nie będą miały żadnych osiągnięć innowacyjnych na równi ze sportowymi. Dlatego diagnozując sytuację kryzysu finansów publicznych w Polsce nie możemy pomijać największego zagrożenia dla rozwoju gospodarczego, jakim jest starzenie się społeczeństwa. I ignorować, że z tego powodu nie tylko w przyszłości zagrożona jest wypłata emerytur i świadczeń zdrowotnych, ale według szacunkówKomitetu Polityki Ekonomicznej UE już za 30 lat nasze PKB będzie się ślimaczyło na poziomie 0,3% rocznie, odpychając biznes od wszelkich większych projektów inwestycyjnych. Gdyż politykę która sprawia, że jesteśmy na 208 miejscu na świecie w działaniach prorodzinnych i nie widzimy jej finansowych konsekwencji nie można nazwać inaczej jak tylko cmentarną. Dlatego każdy program dla Polski, musi opierać się na trzech filarach: polityce prorodzinnej, tworzeniu miejsc pracy w Polsce, a nie wypychaniu pracowników za granicę, oraz na optymalizacji wydatków budżetowych.
O ile koniecznym staje się doprowadzenie do zwielokrotnienia ulg podatkowych dla rodzin wielodzietnych, jak i przedsiębiorstw tworzących miejsca pracy w naszym kraju, o tyle ze względu na kończąca się debatę w UE nt. harmonizacji finansów publicznych, która nie dociera do opinii publicznej, powinniśmy zacząć od konieczności zmiany sposobu uchwalania budżetu w Polsce. Budżet musi mieć charakter zadaniowy i być konstruowany przy wykorzystaniu algorytmów uwzględniających na ile dane wydatki są prorozwojowe i poszerzają bazę podatkową w przyszłości, a na ile mają charakter wegetatywny z których należy zrezygnować by nie powiększać problemów budżetowych w przyszłości. Inaczej grozi nam to, że zostaniemy zmuszeni do mechanicznego cięcia wydatków, także tych przynoszących znaczące dochody budżetowe w przyszłości. Należy oprzeć się na modelu optymalizującym wydatki budżetowe, który by informował jakie wydatki mogą zostać sfinansowane z kredytu, ponieważ w przyszłości nakłady w całości zostaną zwrócone w postaci wyższych dochodów podatkowych państwa. W całym procesie istotna jest diagnoza problemów jak i branie przykładów z polityk państw które z sukcesem regulują procesy gospodarcze. Jednocześnie warto podkreślić, że jeśli diagnoza zostanie źle postawiona, to i wprowadzany plan naprawczy również będzie błędny. A jeśli zagrożenia nie zostaną zauważone to wystąpią z niszczącą siłą w przyszłości.
Dlatego warto na tym etapie rozważań należy pokusić się o analizę sytuacji która obecnie występuje w naukach ekonomicznych, a która dotyczy panujących paradygmatów teorii wzrostu. Wszyscy rozpisują się o bardzo ciężkiej sytuacji finansów publicznych w okresie pokryzysowym. Przy tej okazji warto zastanowić się, czy w poprzednich dziesięcioleciach podejmowano właściwe decyzje dotyczące finansów publicznych oraz czy paradygmat dotyczący zrównoważenia deficytów budżetowych forsowany w nowych rozwiązaniach unijnych jest właściwy, oraz w jaki sposób oddziałuje on na kondycję gospodarki. Trzeba zadać sobie także pytanie, w jaki sposób jego zastosowanie wpływa na potencjał rozwojowy Polski w szczególności.
Obserwując sytuację i doświadczenia Polski, mamy podstawy sądzić, że analizowane rozwiązania dotyczące teorii gospodarczych mogą być nie do końca właściwe i że powinny ulec modyfikacji. Empirycznie to widzimy na przykładzie oddziaływania na finanse publiczne procesów starzenia się społeczeństw i jego przełożenia na proces przyspieszonego narastania zobowiązań pozabudżetowych. Podobnie błędy w przyjętej rachunkowości europejskiej dotyczącej liczenia deficytu i długu sektora finansów publicznych, w połączeniu z niewłaściwą implementacją mogą oddziaływać na potencjał rozwojowy krajów pragnących dogonić w rozwoju gospodarki zaawansowane. Przykładowo patrząc na olbrzymi około dwubilionowy dług ZUS-u względem tylko części osób objętych reformą emerytalną zauważamy, że jest on całkiem odmiennie liczony niż dług budżetu państwa. Podczas gdy tylko jego roczna kapitalizacjawynosi ponad 100 mld zł. Tej kwoty nie wlicza się do wydatków państwa. Podczas gdy 30 mld zł odsetek od długu budżetowego stanowi część jego zaksięgowanych wydatków i uważamy za rzecz naturalną, że odsetki od długu należy corocznie spłacać, nie pozwalając na ich przyrastanie. Koszty obsługi długu są elementem wydatkowym finansów publicznych. Analogicznie 24 mld zł, które wg ustawy budżetowej trafi w tym roku do OFE, powiększa dług państwa, jednocześnie redukując zobowiązania pozabudżetowe, których nawet się nie liczy. Odmiennie 40 mld pozostałej części składki emerytalnej która trafia do ZUS jest jedynie zapisywane na jego kontach, bez jakiegokolwiek odesłania bilansowego. Wyrażamy obawy wiążące się z przekroczeniem zapisów konstytucyjnych dotyczących poziomu długu względem rynku kapitałowego, a jednocześnie nie zauważamy znacznie większego kilkusetprocentowego długu ZUS-u i NFZ-u, które mimo analogicznego znaczenia finansowego nie są nawet ewidencjonowane. Przechodzimy obojętnie nad faktem, że odmiennie traktujemy dług budżetu państwa, a inaczej zobowiązania emerytalno-zdrowotne. O ile staramy się ograniczać zadłużenie bilansowe w relacji do aktualnego poziomu PKB, nie patrząc na możliwość jego spłaty przez dochody budżetowe w momencie zapadalności, w zobowiązaniach pozabudżetowych a priori zakładamy że przyszłe dochody składkowe będą wystarczające aby sfinansować narosłe zobowiązania.
Oznacza to że o ile godzimy się na to aby zobowiązania pozabudżetowe były formą klasycznej piramidy finansowej, to w wydatkach budżetowych mieszamy wszystkiego typu jego formy, interesując się tylko tym aby w sumie nie przekraczać osiąganych dochodów. Akceptujemy zachowanie publicznej gospodarki finansowej której analogia w finansach przedsiębiorstw by polegała na bilansowaniu przepływów gotówkowych, gdzie po stronie dochodów byłyby zarówno gotówkowe wpływy ze sprzedaży, jak i dochody ze zbycia majątku, podczas gdy po stronie wydatków byłyby zarówno gotówkowe koszty jak i wydatki inwestycyjne, a w rachunku wyników nie byłoby kosztów amortyzacji. Działalność tak ocenianych firm skończyłaby się dobrze znanym określeniem „gospodarki rabunkowej”. A przecież w ten właśnie sposób oceniamy działania w zakresie finansów publicznych Polski. Absurdalnie uważamy że „masowa wyprzedaż majątku w procesie prywatyzacji to niezbędne kroki dla zachowania finansowej stabilności, a cięcia w wydatkach rozwojowych to bolesne, a konieczne reformy”.
Dlatego w procesie tworzenia budżetu istnieje konieczność odmiennego spojrzenia na paradygmat finansów publicznych oraz na kwestię jego deficytu. Należałoby przyjrzeć się temu, na co wydatki są przeznaczane. Nie jest właściwe przekonanie, że jedynie obciążają one wynik budżetu państwa, gdy w segmentach dotyczących ZUS-u i NFZ-u patrzy się na nie jako na instytucje z założenia zdolne w przyszłości do pokrywania wydatków z przyszłych składek związanych z przyrostem ilości pracowników, jak i ich wynagrodzenia. Gdyby spojrzeć w ten sam, ale wyliczalny sposób na inne wydatki budżetowe, to mielibyśmy bardziej obiektywną ocenę w jakiej skali generują one możliwość pokrywania w przyszłości istniejących nakładów. W dążeniu do zrównoważenia budżetu należałoby przyjrzeć się odmiennie wydatkom o charakterze wegetatywnym, od tych o charakterze rozwojowym. A przecież gdy inwestycje infrastrukturalne, czy też inwestycję w wiedzę ludzi są trafione, to przyczyniają się do zwiększenia bazy podatkowej i sfinansowania wydatków na nie poczynione łącznie z kosztami kapitałowymi. Inwestycje infrastrukturalne powiększają możliwość obniżenia kosztów funkcjonowania gospodarki, mogą przyciągnąć inne inwestycje jak i też wygenerować miejsca pracy. Również inwestycje w wiedzę ludzi w postaci wykształcenia i szkoleń są tymi, które trafnie realizowane prowadzą do większej wydajności pracy. Co powoduje wyższą wartość dodaną gospodarki, a po opodatkowaniu wyższe dochody budżetu. Podnoszenie efektywności administracji, aczkolwiek kosztowne to efektywnie przeprowadzone może okazać się opłacalne jeśli przyciągnie inwestycje oraz zwiększy bazę podatkową. A nieracjonalne oszczędzanie na administracji może prowadzić do powstania sytuacji patologicznych odstraszających od zaangażowań gospodarczych. Gdy spojrzymy na służbę zdrowia, to widzimy, że ten segment mimo pozorów nie jest jednoznacznie wegetatywny. Służba zdrowia jest kosztem, ale może się okazać, że nakłady na nią mogą przedłużać okres aktywności zawodowej, a więc i płacenia podatków, jak i też usług, które nie są ewidencjonowane, a które przynoszą zwiększenie dobrobytu społeczeństwa.
Dlatego wydaje się, że potrzebne jest zupełnie nowe spojrzenie, oraz nieco inny paradygmat dotyczący racjonalizacji wydatków służb publicznych, dążący w takim kierunku, który efektywnie powiększałby bazę podatkową. Powinna dokonać się stała optymalizacja wydatków publicznych, a nie ich prosta redukcja. Należałoby rozszerzyć i pogłębić rachunek optymalizacyjny na wzór tego który stosujemy w finansach przedsiębiorstw, gdzie dokonywane inwestycje nie są kosztami przedsiębiorstw, ale są inwestycjami, które przedsiębiorstwa starają się tak przeprowadzić, aby przyszłe zyski pokryły ich koszty i umożliwiły ich spłacenie w procesie wyznaczania NPV.
Na tym tle analizując działania budżetów państw które mimo znaczących deficytów miały wydatki ustawione prorozwojowo, możliwe że były one racjonalne przy jednoczesnym braku wiedzy o stopniu ich trafności. Możliwe, że ostatnie zmiany, wprowadzenie nowych paradygmatów, które penalizują każdy deficyt budżetowy niezależnie od tego skąd on pochodzi i jak jest tworzony, są błędne i prowadzą do sytuacji zapaści finansów publicznych. Brak koniecznych nakładów doprowadzi do zmniejszenia bazy podatkowej i spowoduje, że narosłe olbrzymie zobowiązania pozabudżetowe, jak i cały system finansów publicznych utworzy piramidą finansową która się zawali na nadchodzące pokolenie. Gdyż obecnie narastają bardzo szybko zobowiązania, które nie tylko nie rejestrowane i optymalizowane, ale za którymi nie idzie poszerzenie bazy podatkowej.
Po wojnie, możliwe że nawet nie zdając sobie z tego sprawy, społeczeństwa Europy Zachodniej dostarczając środków i patrząc mniej rygorystycznie na budżet, wydatkowały na rodziny. Zostawiały im środki, dzięki czemu mogły się rozwijać, a nakłady na dzieci nie traktowano jako jedynie elementu kosztowego, a „generowano” nowych dobrze wykształconych podatników, którzy w przyszłości finansowali zaciągnięte zobowiązania na rzecz starszej generacji. Dzięki wydatkom na inwestycje obniżano koszty funkcjonowania gospodarki, jak i też przyciągano nowych inwestorów. Zwiększone nakłady na szkolnictwo przyczyniały się do wzrostu wydajności pracy, a w przyszłości generowały podatki, które rosły znacznie szybciej niż występujące w tym czasie wymagalne zobowiązania. Wydatki na zdrowie przedłużały aktywność i długość życia. Możliwe, że tymi wszystkimi działaniami rządził przypadek. Natomiast dzisiejsze działania w Polsce opodatkowujące rodziny wielodzietne, oszczędności na ich wykształceniu spowodują, że społeczeństwo się starzeje i nie będzie tych, którzy mogliby w przyszłości spłacić narosłe zobowiązania. Ponadto oszczędności na inwestycjach odstraszą inwestorów, nawet jeśli finanse publiczne będą miały pozory zdrowia. Brak odpowiednich nakładów na szkolnictwo negatywnie odbije się na wydajności i innowacyjności pracy, co przyczyni się do tego, że baza podatkowa zmaleje nie tylko w ujęciu ilościowym, ale i jakościowym. Oszczędności na zdrowiu mogą doprowadzić do tego, że okres aktywnego działania będzie krótszy.
Gdy patrzymy na Polskę, widzimy duże niebezpieczeństwo, że to właśnie u nas zogniskują się błędy w rachunkowości europejskiej. Ślepe dążenie do obniżki deficytu bez sprawdzania, w jakim stopniu zaspokajamy wymagania konieczne do rozwoju gospodarki opartej na wiedzy, doprowadzi do tego, że Polska będzie nie tylko starzejącym się społeczeństwem, szybko tracącym bazę podatkową, ale też będzie słabiej rozwijającym się krajem, odtrącającym tę część gospodarki, która jest oparta na wykorzystaniu wysokich kwalifikacji. Brak odpowiednich nakładów i nieefektywna administracja doprowadzi do tego, że młode pokolenie będzie wypychane do tych państw, w których istnieją liczne i efektywne organizacje gospodarcze, tam, gdzie są generowane miejsca pracy. Przyczyni się to w konsekwencji do pogorszenia sytuacji panującej w finansach publicznych naszego kraju. Dlatego w debacie dotyczącej paradygmatów gospodarczych nowe spojrzenie na kwestie finansów publicznych oraz na wydatki publiczne powinno stać się priorytetem, a stanowisko nieracjonalnego fiskalizmu należałoby zarzucić i to niezależnie od tego jakie autorytety go propagują.Dlatego na dziś najważniejsze jest zbudowanie konsensusu wokół kluczowych trzech filarów polityki gospodarczej i skupienie się na zmniejszeniu niszczycielskiego efektu „tsunami demograficznego”, gdyż jeżeli tego nie zrobimy to nasze wnuki i prawnuki określą dzisiejsze elity jako zdecydowanie gorsze od tych z czasów saskich.