W ostatnich tygodniach media głównego nurtu zelektryzowała wiadomość, iż pewien osobnik z Krakowa planował zamach na najzacniejsze głowy w państwie. Otóż, chciałbym te plotki oficjalnie zdementować. Niejaki „Trotyl” nie żyje!
Niniejszym protesuję przeciwko insynuacjom, jakoby "Trotyl" planował zamach na obecnego rezydenta Pałacu Namiestnikowskiego oraz na osoby przebywające tymczasowo w pracy na ulicy Wiejskiej w Warszawie.
"Trotyla" znałem osobiście. Nawet bardzo dobrze. Z zawodu faktycznie był pirotechnikiem. W swoim bujnym życiu wysadził kilka pociągów i składów amunicji, produkował także "steny" w Suchedniowskich zakładach zbrojeniowych, a następnie przemycał je do lasu nieodpowiedzialnym faszystom z AK i NSZ. Zresztą sam był członkiem tychże nacjonalistycznych band, do czego nieodpowiedzialnie (jak to faszysta) przyznał mi się, gdy miałem jakieś 5 lat…
Ponadto, wyprodukowane przez siebie granaty wkładał do wózka mojego małoletniego wówczas ojca w celu wywiezienia tychże niebezpiecznych materiałów do lasu w kamuflażu becikowym. Tym samym naraził on życie i zdrowie mojego rodzica, a także wspomnianego lasu.
Uprzejmie proszę "GW", "TVN", "TVP" oraz inne zacne media mejnstrimowe o sprostowanie podanych wcześniej nieprawdziwych informacji nt. "Trotyla", jakoby tenże rzekomo współpracował z innymi osobami oraz że dał się rozpracować przez tych troglodytów z ABC, ABW, czy innego pozalekcyjnego kółka zainteresowań dla niespełnionych mężczyzn.
Pozdrawiam
A.
A teraz poważnie:
PS. Mój wujek, ś.p. Wacław Szumielewicz, ps. "Trotyl", był pirotechnikiem oddziału AK majora Piwnika (ps. "Ponury"). Po wojnie wielokrotnie więziony i torturowany przez szanownych tatusiów paru obecnie "szanowanych" osób. Gdyby żył, z pewnością już dawno by załatwił wiele tego typu spraw. Tylko że zrobiłby to profesjonalnie… A służby mogłyby go cmoknąć w trąbkę… Bo "Trotyl" był przedwojenny…
2 komentarz