Bez kategorii
Like

Temida dyletantką

21/03/2012
464 Wyświetlenia
0 Komentarze
36 minut czytania
no-cover

Jak często w Polsce popełniane są błędy przez sądy i policję?

0


 Panie Prezesie Sądu Okręgowego w Gdańsku!

Niniejszym załączam mój kolejny artykuł oparty na fałszerstwie znanej trójmiejskiej pisarki i na jej pomówieniu (że miałem dwa lewe konta) oraz na indolencji Pańskiego Sądu, który dał upust swej niekompetencji podczas procesu IC692/09, który został zakończony niesławnym wyrokiem ogłoszonym 18 grudnia 2009, o czym Pański Sąd mnie nawet nie raczył poinformować.

Mirosław Naleziński

TVN rozpowszechniła na całą Polskę wulgarne wrzaski pewnego „dostojnego” harcerza – „Jak ci wpie… w pysk, gnoju, to cię zaraz będzie bolało, to ci zęby wypadną, wypie… stąd, już! (…) Wiesz kim jesteś? Śmieciem, ku… mać! – między innymi w ten sposób harcmistrz zwracał się do 16-letniej podopiecznej podczas obozu harcerskiego”. Kiedy poprosiła go o wypłatę, to spotkała się z odmową i pogróżkami – „żadnych pieniędzy nie dostanę, mam się wynosić, groził że nogi mi połamie, że mnie mama nie pozna”.

Harcerka całą sytuację nagrała, zaś harcmistrz został ukarany tylko… naganą.

Jej ojciec twierdzi, że swoim życiu nie słyszał tylu przekleństw w obecności kobiet. Zbulwersowany zachowaniem wychowawcy złożył zawiadomienie do prokuratury, która jednak sprawę… umorzyła.

Miliony telewidzów mogły zobaczyć (a właściwie usłyszeć) wyczyny tego szlachetnego (z nazwy i definicji) harcerza. Nie ulega wątpliwości, że ta osoba nie nadaje się na wychowawcę i opiekuna młodzieży. Trudno jednak orzec, czy telestacja nie popełniła prawnej gafy publikując szereg nagrań bez zgody tego pana harcerza.

A dlaczego mam tego typu wątpliwości? Otóż podobna historia, choć na mniejszą skalę, wydarzyła się na portalu NaszaKlasa. Pewna pisarka swawoliła sobie tam dość energicznie pośród radosnych wpisów studentów oraz absolwentów na wątku o obiecującej nazwie „Najdowcipniejszy z wątków”, który był nie tyle zabawny, co wulgarny.

Sama pisarka wprawdzie nie biła rekordów w dziedzinie wulgariów; więcej – nawet nie pisała tego typu żartów, ale poużywała sobie w kawałach o pedałach, dziwkach i Bogu oraz zaprezentowała seksistowskie żarciki typu „prysznic”

http://nk.pl/#school/60802/forum/145?page=197.

Podczas awantury zakończonej dwoma procesami (rozpętanymi przez nią i jej – jak go nazywała – prawnika), skasowała swoje konto, choć jej profil o numerze 224435 pozostał (można kliknąć na miejsce po anulowanym portrecie), jak również cytaty z jej żartami, choćby na następnej (198.) stronie – „węchowy” żarcik o kutrze, zamieszczony przez niejakiego p. JK, którego nieszczęsna pisarka uznała za mnie. Podczas zeznań w sądzie, pani ta zasłynęła dwoma sprawami – dowodzeniem, jak wspomniałem, że jestem p. JK (przedstawiła nawet dość skomplikowany dowód, zamieszczony przez nią również w internecie, lecz obecnie skasowany, jako – należy mniemać – niewiarygodny), co jest wierutnym kłamstwem niegodnym jej doktoranckiego stanu oraz przekonywaniem sądu, że nigdy nie napisała pikantnego żartu (aż sąd zaniemówił; zresztą tę jej „wiarygodność” każdy może sobie ocenić, choćby i na

http://ploty.com/index.php?option=com_content&view=article&id=744).

Niestety, tego typu kłamstwa w wykonaniu osób należących do inteligencji, potrafią przekonywać, zwłaszcza sędziów, którzy nie chcą dogłębnie dochodzić prawdy, którzy swoją pracę traktują zbyt powierzchownie, którzy mają w nosie dowody przekazane przez drugą stronę, którzy chcą szybko zakończyć daną sprawę, a natłok pozostałych, pozbawia ich staranności, no i zbliżający się koniec roku dodatkowo wzmaga chęć zamknięcia kolejnego okresu rozliczeniowego w swej karierze – przykładem jest sędzia od sprawy cywilnej IC692/09, który do historii przejdzie nie tylko jako nieprzyjazny wobec pozwanego, ale jako partacz – jego błędy zostały opisane w osobnym artykule.

Na portalu NK zarejestrowały się dwie osoby – pod danymi AZ oraz właśnie JK i uniwersytecka doktorantka (wiedziona jakimś szóstym zmysłem, który ją całkowicie zawiódł) publicznie pomówiła mnie, że to ja założyłem sobie dwa lewe konta, czym popełniła przestępstwo. Ponieważ z tymi panami miała jakieś scysje, w pewnym momencie sfałszowała podpis (przerobiła dane jednego z nich na moje dane), czym popełniła kolejne przestępstwo, co zresztą sama później przyznała przed Temidą, bowiem do dzisiaj jest pewna i w każdej chwili jest gotowa zeznawać pod przysięgą, że miałem dodatkowe przynajmniej jedno konto na dane JK (z drugiego zarzutu, że miałem także konto na dane AZ, wycofała się, lecz za to publiczne kłamstwo do tej pory nie przeprosiła i nie poniosła odpowiedzialności). I gdańska Temida nie potrafi zająć się dość prostą sprawą fałszerstwa omawianej pani i pomówienia mnie, ale całą swoją cenną energię traci na sądzenie mnie, czyli osoby poszkodowanej przez tę pisarkę… Jeśli za głupotę Temidy byłyby przyznawane nagrody, to należałoby Sądowi Okręgowemu w Gdańsku przyznać statuetkę Temidy z maliną zamiast miecza.

Pisarka pożartowała sobie tam również z przysięgi studenckiej i nie przyhamowała wulgarnych zapędów młodzieży. Przeciętna doktorantka Uniwersytetu Gdańskiego z pewnością zareagowałaby na obrzydliwy język źle wychowanej młodzieży, ale nie nasza opisywana tu pani, która na portalu nawet oświadczyła, że na rozmaite tematy wolała dyskutować bardziej z młodymi, niż ze mną. Zbiór jej poczynań uznałem za naganny i przestępczy, zaś młodzieży (w jej większej części) za patologiczny, więc opisałem fałszerstwo podpisu i zniesławienia w wykonaniu pisarki (że posiadałem dwa dodatkowe konta) oraz kilka żarcików ilustrujących problem do szeregu instytucji, które powinny niejako z urzędu zajmować się wychowaniem naszej młodzieży – bez odzewu. A potem się dziwimy, że jacyś menele zabili policjanta, bo w szkołach wychowawcy zbyt mało im czasu poświęcali. A jaki wzór mają mieć nauczyciele, skoro absolwenci i doktoranci, w tym odpowiedzialni za kształtowanie młodzieży, także instytucje, nie są zainteresowane walką z wulgaryzmami i pomówieniami. Wspomniany sąd wpisuje się w ten cały niewydolny system – ściga osobę walczącą z patologią, a broni osoby nie tylko nie dającej wzorca (choć powinna!), ale broni osoby, która do tego popełnia przestępstwa w internecie i – aby było całkiem kuriozalnie – osoby, która nie tylko złamała prawo, ale sama jeszcze rozpętała dwa procesy! Groteska!

Zamieściłem także parę artykułów w internecie, przy czym nie ujawniłem żadnych nazwisk, jedynie żenujące cytaty, które mógł przeczytać, skopiować i skomentować każdy czytelnik, który odwiedzał NK (i można to uczynić do dzisiaj, bowiem większość bulwersujących tekstów nadal widnieje na tym portalu).

Pani skierowała monit do admina portalu Salon24, aby skasował moje artykuły opisujące jej wyczyny, co w końcu wykonał, zwłaszcza że powoływała się na swojego prawnika, który jakże wzniośle pisał o godności swej mandantki oraz przywoływała art. 212 kk, a z takim poważnym zarzutem, wspartym autorytetem prawnika, trudno dyskutować adminowi, który nie zna przecież zawiłości prawa prasowego i wspomnianego artykułu kodeksu a ponadto nie ma czasu na dochodzenie kto ma rację, zatem dla świętego spokoju zdjął moje opracowania.

Kiedy zamieściłem owe teksty na innych portalach (przełom stycznia i lutego 2009), pani przysłała przez swojego adwokata „Przedsądowe ostateczne wezwanie” do przeprosin, skasowania tych artykułów z internetu oraz do wpłacenia sporego zadośćuczynienia (20 tys. zł).

Ponieważ nie spełniłem jej żądań, bowiem uznałem, że nie popełniłem przestępstwa, natomiast zgodnie z prawem prasowym miałem prawo do opublikowania artykułu dotyczącego patologii panującej pośród naszoklasowej młodzieży, przeto wytoczyła sprawę cywilną (IC692/09) w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Ponieważ miałem zawał, bajpasy i rehabilitację, przesyłałem wszystkie posiadane dowody oraz zwolnienia lekarskie do sądu. Przez parę miesięcy był spokój i byłem pewien, że wykształcony i zacny gdański sędzia rozpędził towarzystwo (pisarkę i jej adwokata), bo zrozumiał, że nie dość, iż niewiasta sfałszowała, obmawiała i pisała bzdety na portalu (a jako wykładowczyni powinna jednak mieć pozytywny wpływ na młodzież), to jeszcze domagała się dziwnie pojętej (przez siebie) sprawiedliwości.

Gdyby wszystkie omawiane w mediach osoby żądały kasowania tekstów dotyczących ich działalności, to praktycznie rzecz biorąc, wszelkie interwencyjne programy powinny być zdjęte z wizji (łącznie z omawianym na wstępie felietonem o harcmistrzu). Czy nie będzie zbytnią reklamą, jeśli polecę mecenasa pisarki, jako osoby podejmującej się prowadzenia spraw, kiedy to ktoś w internecie coś skrobnie, pomówi i sfałszuje a ktoś inny to krytycznie omówi, zaś odważny i nieustępliwy mecenas jest w stanie wziąć stronę tego pierwszego, ignorując dowody dostarczone mu przez drugiego?

Jakież było moje zdumienie, kiedy na kwiecień 2010 ustalono datę inauguracyjnego spotkania w Sądzie Rejonowym w Gdańsku (sprawa karna VIIIK155/10), na którym otrzymałem status oskarżonego, a ponadto dowiedziałem się od mecenasa pisarki, że 18 grudnia 2009 ogłoszono na mnie wyrok w poprzedniej sprawie!

Okazało się, że mało kumaty sędzia uznał fałszerstwo pisarki za omyłkę (tak to przestępstwo ów znawca prawa określił!), uznał, że jej wypowiedzi nie były niegrzeczne (można znaleźć opisy zaprzeczające tej tezie), nie zajmował się pomówieniem, że miałem (wg niej) dwa dodatkowe konta, natomiast po przeczytaniu artykułu „Jak na portalu zarobić 20 tysięcy złotych?” uznał, że zarzuciłem pisarce… alkoholizm. Gdzie, panie sędzio? W którym miejscu, szanowny dyletancie a nibyznawco naszego języka? Przecież każde dziecko, które potrafi czytać po polsku (i ze zrozumieniem) może zapoznać się z inkryminowanym tekstem  

http://mirnal.nowyekran.pl/post/47319 i nigdzie nie znajdzie opisu pisarki, bowiem wymyśliłem sobie pewną historię o pijącym (anonimowym!) pisarzu, jednak gdański sędzia chciał pewnie przejść do historii jako pierwszy, który skazał obywatela za obrażanie anonima. Starał się bardzo ów znawca prawa i w końcu mu się udało – przeszedł! I co teraz – mam przeprosić nikomu nieznanego pisarza z ciągiem alkoholowym? Panie sędzio, proszę się nie kompromitować!

Ponieważ o wyroku dowiedziałem się dawno po terminie umożliwiającym składanie apelacji, przeto wszelkie odwołania nie odnosiły skutku – ja pisałem, że nie wiedziałem, iż zapadł wyrok, bowiem sąd nie powiadomił mnie ani o terminie planowanego ogłoszenia, ani o jego wydaniu, natomiast szereg odpowiedzi „wyjątkowo inteligentnych” polskich togowców całkiem na poważnie (w glorii idiotycznego prawa) brzmiało w stylu – „ponieważ termin apelacji minął, nie jest możliwa apelacja”. Jaką ci ludzie biorą miesięcznie kasę za udzielanie tego typu odpowiedzi?

Ponieważ sędzia jest niezawisły i nie odpowiada na żadne zadawane pytania i propozycje (np. „proszę wskazać w tekstach, które moje cytaty dotyczą pisarki i są jej zniesławieniem, a natychmiast ją przeproszę”), przeto każdy może domyślić się, gdzie można sobie powiesić wyrok wydany przez niezawisły polski sąd (ongiś sugerowałem spokojne przysedesowe miejsce, czyli do użytku cokolwiek zewnętrznego – spróbuję dać na aukcję internetową, to może choć część kosztów się zwróci).

Sprawa może byłaby śmieszna, gdyby nie fakt, że temidowe warany żądają, abym przeprosił pisarkę i wycofał z internetu wszelkie opisy dotyczące sprawy (na dzień zapadnięcia pierwszego wyroku). Ponieważ nie obraziłem pisarki, zatem nie bardzo wiem, za co niby miałbym ją przeprosić? Zresztą najpierw to ona powinna przeprosić mnie za sfałszowanie podpisu oraz za twierdzenie, że miałem dodatkowe konta. Jeśli jednak togowi mędrcy wskażą mi cytaty, którymi obraziłem tę panią, to natychmiast ją przeproszę, ale oni nie mają zamiaru ani przeczytać moich artykułów napisanych na początku 2009 roku, ani sprawdzić, czy miałem te lewe konta i czy pani jednak sfałszowała podpis – oni wolą cytować paragrafy i dowodzić, że sąd nie popełnił żadnego błędu. I co komu po paragrafach, skoro pani sfałszowała oraz pomówiła i żadna sprawiedliwa ręka Temidy jej za to nie dosięgła?!

Co ciekawe, w drugim (tym razem karnym) procesie, jej mecenas zgłosił 4 moje artykuły, które ich zdaniem były zniesławieniem, jednak Sąd Rejonowy w Gdańsku wydał 9 grudnia 2011 wyrok uniewinniający mnie, opierając się na opinii biegłego, który nie dopatrzył się zniesławienia w świetle prawa, w tym prasowego. Czy zatem portale zamieszczą te teksty, które wcześniej skasowały?

Co jeszcze ciekawsze, oba sądy opierały się na moich tekstach napisanych po otrzymaniu przeze mnie „Przedsądowego ostatecznego wezwania”, a przecież mecenas pisarki popełnił poważny błąd (brak profesjonalizmu!), bowiem nie było żadnych podstaw prawnych do żądania skasowania moich artykułów napisanych w styczniu i lutym 2009. I te teksty powinien biegły ocenić, czy kwalifikowały się do rozpętywania dwóch procesów, lecz na bazie tych właśnie paru tekstów, nie zaś późniejszych. Czy jakikolwiek prawnik (choćby z Pomorskiej Izby Adwokackiej) jest w stanie wytknąć amatorszczyznę młodszemu koledze? Już na tym etapie sąd powinien oddalić wszelkie pisma mecenasa, bowiem jego działania powinien uznać jako bezprawne naruszenie prawa prasowego (po prostu mecenas żądał w sposób bezprawny skasowania artykułów kulturalnie i rzeczowo krytykujących pisarkę).

Natomiast późniejsze moje teksty były ripostą, niejako w ramach obrony koniecznej, kiedy to otrzymałem od mecenasa żądanie uiszczenia poważnej kwoty. Nigdy takich pism nie otrzymywałem i nie wiem, co pisarka uczyniłaby z tymi pieniędzmi, gdyby natychmiast wpłynęło na jej konto 20 tys. zł. Uznałem to za swoisty szantaż, choć można to finalne wezwanie określić bardziej dyplomatycznie – ultimatum. Jednak nie wpłaciłem, bowiem uznałem, że to nazbyt nerwowa para (pisarka i jej adwokat) przesadnie zareagowała na zamieszczenie zwykłych opisowych tekstów, które omawiały wyczyny pisarki na forum społecznościowego portalu – w końcu każdy tam piszący powinien liczyć się z tym, że ktoś krytycznie spojrzy na jego działalność.

Co zdumiewające – pani skasowała swoje konto a potem wyjaśniała, że jej godność została naruszona poprzez omawianie teksów, które jakoby „zostały wyrwane z kontekstu”. I na takie wywijasy dał się nabrać sędzia sądu i to gdańskiego… Przecież wszystko, co się dzieje na tym świecie jest wyrwane z kontekstu, zatem niczego nie można byłoby omawiać! Owszem, gdybym wyjął jakieś zdanie z tekstu i w ten spreparowany sposób byłby zmieniony sens wypowiedzi – ale niczego takiego nie dokonałem, co można przecież sprawdzić.

Jednak jeśli polski wymiar sprawiedliwości jest do szczętu zepsuty procedurami, mając w nosie sens istnienia sprawiedliwego sądownictwa, to może istotnie, zgodnie z wyrokiem, należałoby przeprosić pisarkę w stylu – „przepraszam Szanowną Panią za to, że mnie pomówiła o posiadanie dwóch lewych kont, z których ją rzekomo postponowałem pod danymi całkowicie nieznanych mi osób, z kont, których nie założyłem, ale dla świętego spokoju oraz aby uniknąć grzywien do 100 tys. zł (bo takie propozycje nadsyła mi oszalała na punkcie procedur Temida) gotów jestem niniejszym nieszczerze preprosić”? „Ponadto przepraszam za to, że dopuściła się Pani fałszerstwa na moją szkodę i za to, że sędzia (w sprawie cywilnej) nie potrafił rzetelnie wypełniać swoich zawodowych czynności (nie zrozumiał polskiego tekstu i wymierzył karę za pomówienie przez mnie bliżej nieokreślonego anonima), za co wziął swoją grudniową (2009) niemałą pensję za swój równie niemały bubel prawny”? I takie ogłoszenie mogę zamieścić w internecie oraz w prasie, jeśli tylko zbłąkana Temida zaakceptuje powyższą formę przeprosin.

Każdy słyszał o błędach sądowych, także w Polsce, ale żeby aż taki gniot był wytworem gdańskiego sądu okręgowego, to już spora przesada – w mieście będącym zaczynem walki o wolność słowa, sędzia nie potrafi właściwie ocenić dowodów i nie potrafi zorientować się kto jest blagierem, fałszerzem, pieniaczem i oszczercą? Zakłada z góry, że osoba pozwana jest winna? Bo pierwsza do sądu dobiegła pisarka, zaś pomawiana przez nią osoba nie ma w zwyczaju latania po dostojnych temidowych budynkach?

A gdzie badania tekstów przez biegłego, a gdzie badania wariografem? A dlaczego sąd nie wystąpił do admina NK o udostępnienie wykazu logowań przez niejakiego JK? Admin ma te dane i dziwi się, że żadna szlachetna instytucja nie wystąpiła o nie. Takie szybkie odwalenie swojej roboty to zwykły knot. Jaką pensję ma ów sędzia, który zawalił kilka ważnych spraw podczas procesu? I kiedy przeprosi mnie za stratę czasu, zdrowia i pieniędzy? Kto to wszystko mi teraz zrekompensuje? Może w końcu jakiś fachowiec zajmie się sprawą i starannie przeczyta mojej artykuły, które (wg mnie) nie naruszają polskiego prawa prasowego.

Jeśli ktoś ograbi cię z jabłek w sadzie, a ty dasz mu po łapach za podkradanie, to jeśli sędzia rozpatruje winę tylko sadownika, który został podany do sądu za napaść, to taki prawnik (bez zbadania genezy czynu) jest zwykłym partaczem. Wyrok wydany na podstawie niepełnych danych o wszystkich czynach obu stron jest śmieciem nadającym się do kosza albo może mieć jeszcze mało sympatyczne (a finalnie egzystencjalne) zastosowanie.

19 marca 2012 media doniosły – „Milion złotych odszkodowania za adwokacki błąd. To przestroga dla prawników – pisze gazeta. Jeśli podejmują się spraw ryzykownych, czy o wyższe kwoty, powinni wykupić droższą polisę ubezpieczeniową, niż obowiązkowe minimalne OC. Mecenas Alicja L. została zaangażowana przez spółkę Domstal, w której imieniu miała odzyskać od jednej z hut 2 mln zł długu. Błędy adwokatki, w tym źle wypełniony weksel, sprawiły, że spółka nie odzyskała pieniędzy. Zażądała zatem od prawniczki wyrównania szkody. Część roszczenia – 1 mln zł – została pokryta z adwokackiej polisy OC; reszty – 1,2 mln zł – spółka zażądała bezpośrednio od Alicji L. Spór dotarł aż do Sądu Najwyższego, a ten przyznał rację spółce. – Jeśli sprawa przekraczała kompetencje prawniczki, to nie powinna jej przyjmować – stwierdził sąd w wyroku. Werdykt zaniepokoił prawników. – Oznacza on przyjęcie w praktyce zasady, że adwokat odpowiada za wynik sprawy – stwierdził Zenon Marciniak, wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej”.

Powstaje zatem pytanie – czy mecenas wspomnianej pisarki, p. Karol K., przekroczył swoje uprawnienia i czy świadomie złamał prawo, żądając na przełomie stycznia i lutego 2009, aby skasować z portali kilka artykułów omawiających wyczyny jego klientki? A jeśli tak, to czy powinien finansowo odpowiadać za paroletnie zawracanie głowy i poniesione koszty? W końcu odbyły się dwa bezsensowne procesy, które ta para zainicjowała – żądali 20 tys. zł, a wcześniej internetowy kolega pisarki winszował sobie 50 tys. zł, ale podczas mediacji pozasądowych, bez najęcia adwokata. To ile mógłby żądać harcmistrz, gdyby miał tak dobrego mecenasa, jak ów pan Karol? W końcu został omówiony, skrytykowany i ośmieszony przed całą Polską. Niech pan Karol zasunie mu w poradzie znakomite wypróbowane w bojach tekściki ze swoich pism do mnie – o godności, czci i honorze każdego człowieka jako niezbywalnej wartości! Czy ów mecenas jest przygotowany na wypłatę odszkodowania po wykazaniu, że nie miał prawa nasyłać na mnie ostatecznego wezwania? Zatrudnimy SN w tej sprawie?

20 marca 2012 w radiu wypowiedział się ktoś bardzo ekspresyjnie na temat ludzi twierdzących, że nie było holokaustu – „jeśli jacyś idioci nie są w stanie zrozumieć, że holokaust istniał, to cóż można uczynić?”. Widzę analogię – jeśli jakieś togowe łajzy nie potrafią odróżnić konfabulanta i pieniacza od dziennikarza obywatelskiego walczącego z patologiami, to cóż można w tej sprawie uczynić? W audycji obywateli negujących holokaust parokrotnie nazywano idiotami – czy zwolennicy mecenasa pisarki ruszą i tam z odsieczą? Czy gdański wymiar sprawiedliwości zajmie się takim publicznym zniesławieniem?

Ileż to lat pisarka wespół ze swoim prawnikiem będzie w pieniaczy sposób rozdrapywać po wokandach prostą sprawę? A wystarczyłoby przeprosić za fałszerstwo, za publiczne pomówienie (że miałem dwa lewe konta) oraz za kłamstwo, że NIGDY nie napisała pikantnego żarciku, czym próbowała bezpretensjonalnie zrobić Temidę w trąbę. A dla większej pewności, że nie napiszę już artykułu na temat jej wyczynów i oryginalnego podejścia do swej (czyli jej) godności – niech odda kasę, którą ode mnie pobrały sądy, komornik i jej prawnik!

Dlaczego ojciec dziewczyny, w ramach walki z patologią, przekazał mediom materiały uzyskane jednak na drodze podsłuchu (bez zgody nagrywanego), zaś media je upubliczniły (także bez zgody zainteresowanego) i są pewne, że nie złamały prawa (a mają swoich dobrze opłacanych prawników), natomiast dziennikarz obywatelski, który w ramach walki z patologią omówił materiały dobrowolnie i jawnie wpisane na portalu (bez podstępu, mało tego – uczciwie zapowiadał, że je skopiuje) oraz który padł ofiara fałszerstwa i pomówienia, który przez lata nachodzony jest przez sądy, który zaproponował porozumienie w ramach mediacji (odrzucone przez pisarkę w sopockim oddziale), który miał zawał i rehabilitację (podczas której sędzia ciągnął swój bezsensowny spektakl bez powołania biegłego i bez zwrócenia się do admina, posiadającego wykaz logowań faceta uznanego za mnie), którego wreszcie sąd (w końcu podobno przyjaznego Państwa) nie poinformował o planowanym terminie wydania wyroku oraz o samym wyroku, co uniemożliwiło wniesienie apelacji; dlaczego ów obywatel ma same kłopoty, choć przecież oba wydarzenia (harcerskie i portalowe) mają jeden wspólny mianownik? Czyż to nie hipokryzja, że pierwsza sprawa stawia ojca po dobrej stronie społeczeństwa, zaś w drugiej sprawie dziennikarz jest sądzony, a to oznacza, że jest po złej stronie, który ma zapłacić sto tysięcy złotych, bo żaden odpowiedzialny polski prawnik nie może podważyć głupawego wyroku wydanego przez niezawisłego a niedysponowanego sędziego? Czy to nadal dzieje się w ramach przyjaznego Państwa? Co na to minister sprawiedliwości?

Dlaczego zatem dziennikarz TVN24 może krytykować wulgarnego harcmistrza, zaś dziennikarz portalu Afery Prawa nie może krytykować fałszerki i pomówczyni?

Korzystając z okazji… Ponieważ Amerykanka oskarżona (a uniewinniona) w procesie o zabójstwo w Italii swej koleżanki wydała książkę i to bez zgody osób zainteresowanych, przeto mam pytanie – czy ja również mogę taką książkę wydać? Brak odpowiedzi albo odpowiedź na byle jakim poziomie (czyli uwłaczającej przeciętnej krajowej inteligencji) uznam za przyzwolenie. Na dobry początek roześlę kilka płyt z kopiami doktoranckiej działalności, sądowych pism oraz moich artykułów będących ripostami na (oględnie pisząc) kuriozalne działanie polskiej Temidy.

Pod wieczór 20 marca 2012, nasze media poinformowały, że policja popełniła błąd – włamała się do obywateli, pobiła ich, zniszczyła im mieszkanie. Rzecznik policji przeprosił i obiecał zadośćuczynienie za straty nie tylko materialne, ale i za moralne. Czy Sąd Okręgowy w Gdańsku również przeprosi za swoją pomyłkę sądową? Wygląda na to, że będzie szedł w zaparte, będzie cytował procedury i paragrafy, będzie wił się i kombinował, będzie zatem czynić wszystko, aby sprawy nie załatwić zgodnie z intencjami damy zwanej Temidą – do czego taka postawa doprowadzi? Do dalszej kompromitacji nie tylko gdańskiego sądu, ale także osób odpowiedzialnych za ten stan w samej stolicy. To kolejna wpadka polskiego wymiaru sprawiedliwości!

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758