Kazimierz Górski powiadał, że tak się gra jak przeciwnik pozwala.
Za komuny, jak wszyscy wiemy – nawet Adam Michnik o tym mówi – w Polsce było źle: rząd był totalitarny – władza absolutna – nie było opozycji. Teraz też nie jest dobrze, chociaż opozycja jest, i podobno patrzy rządowi na ręce. A według opinii wielu Polaków rząd mamy fatalny i skorumpowany. Czy jest to wyłączna wina PO i PSL?
Kazimierz Górski powiadał, że tak się gra jak przeciwnik pozwala. Doprawdy, nie można obecnie przypisywaċ winy za wszystko zło tylko i wyłącznie rządowi. Opozycja – chce czy nie chce – jest współodpowiedzialna za stan kraju.
Szczególnie opozycja, która w parlamencie notorycznie głosuje tak samo jak rząd, przez cztery lata siedzi w defensywie i kruszy kopie jedynie w sytuacji gdy w katastrofie samolotowej ginie brat szefa opozycji. Nota bene robi to niezwykle nieudolnie, pozwalając zawęziċ problem do walki o drewniany krzyż. Dla wielu Polaków wiara jest istotna, ale stworzone ad hoc religijne atrybuty mają małą nośnośċ, i walka o nie będzie dzieliċ, a nie galwanizowaċ społeczeństwo.
Przekonał się o tym Jarosław Kaczyński, który zamiast pierwszy wystąpiċ z pomysłem przeniesienia drewnianego krzyża do kościoła, pozwolił wyprzedziċ się przeciwnikom. W efekcie, szerokie poparcie i współczucie po śmierci Lecha Kaczyńskiego szybko przerodziło się do zniechęcenia wobec pseudoreligijnej farsy wokół krzyża.
Wybory parlamentarne to nie tylko ocena działań rządu. To również ocena opozycji. Pomimo fatalnego rządu PO wyborców nie przekonały hasła PiSu: „Uważamy, że Polacy zasługują na więcej” ani obietnice „Nowych Węgier”. Hasła trąciły starymi kotletami. W uszach wyborców nadal dzwoniły nuty niespełnionych „Japonii”, „Irlandii” i „By żyło się lepiej”.
Zapowiedzi aktywności i zmian na lepsze nie brzmiały przekonywująco w ustach polityków biernie dotychczas trwających w opozycji. Ponadto były logicznie niespójne z zapowiedziami zbliżającego się kryzysu i potrzebie zaciskania pasa głoszonymi przez PiS na przykładzie Węgier.
Demagogia była zbyt oczywista. Retoryka oderwana od rzeczywistości. Tak jakby Jarosław Kaczyński był nieświadomy, że dla Polaków najważniejsza jest PRACA. I że rodacy od polityków oczekują jasno przedstawionych sposobów zagwarantowania im tej pracy, a nie utopijnych marzeń prezesa o zasługiwaniu na więcej w wyimaginowanym kraiku solidaryzmu.
Nic dziwnego, że wielu byłych zwolenników PiS nie głosowało wcale, lub głosowali na PiS z braku alternatywy, i w nadziei przełomu i zmian w partii po wyborach.
Tak to w życiu jest, że szef za wszystko odpowiada. Na przykład za Franka, który zapił, do roboty nie przyszedł, i szef musiał za niego oczami przed klientem świeciċ. Ale nie zawsze. Jarosław Kaczyński poprowadził swoją partię do szóstej wyborczej porażki, i ani myśli się przed zwolennikami PiSu tłumaczyċ z kolejnego puszczenia ich w trąbę.
Bo po prawdzie to nie ma takiej potrzeby. Ludziom uwiedzionym charyzmą „wiem, ale nie powiem”, myśli o rozliczeniu szefa ich partii są nie tylko odległe. Są im obce. Wstrętne. Wręcz wszteteczne. Przegrane wybory traktują jak nieunikniony dopust boży, w którym siły Dobra odstąpiły ich wybrańca, pozwalając wygraċ siłom Ciemności Nieprzychylnych Mediów. Zapominają przy tym, że lilka lat temu, ten sam PiS wygrał, pomimo że zasięg i wpływowośċ michnikowszczyzny były wtedy znacznie większe niż dzisiaj.
Według osób miłujących prezesa PiS, ludziom którzy nie głosowali na PiS nie przysługuje prawo do krytyki Kaczyńskiego i jego partii. Najwyraźniej nie pamiętają, że chociaż nigdy nie głosowali na PO to sami na Tusku nie zostawiają suchej nitki.
Jakakolwiek krytyka, czy nawet kwestionowanie zasadności postępowania Kaczyńskiego i partii przez niego kierowanej, spotyka się z oskarżeniem o zdradę, współpracę z KGB lub, najłagodniej mówiąc, brak piątej klepki. Wielu zwolenników Kaczyńskiego odwołuje się do wartości konserwatywnych. Zaiste ich reakcje wobec krytyki, są dowodem jak blisko temu środowisku do zapuszkowanych w konserwie szprotów, a Kaczyńskiemu do statusu Świętej Krowy.