W piątek Polska została wybrana niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, co jest niewątpliwym sukcesem polskiej dyplomacji. Prezydent podkreśla niezwykle korzystny dla Polski wynik głosowania, gratulacje, laudacje…
Niejako przy okazji potwierdziła się stara prawda, że porażka zawsze jest sierotą, za to sukces ma wielu ojców. Bo jak inaczej odczytać wypominania PO, że to przecież oni w 2009 r. zgłosili Polskę do RB ONZ? Tak, uczciwie trzeba przyznać – zgłosili. Wybory odbywają się co 2 lata, sukces przyszedł po ośmiu i zmianie ekipy rządzącej.
Zostawmy to jednak, bo to w sumie dywagacje o niczym. Faktem jest, że teraz głos Polski będzie poważniej traktowany w świecie. I wszystkim, którzy się do tego przyczynili, nawet w minimalnym stopniu, należą się wyrazy uznania. Zasadnicze pytanie – jak Polska wykorzysta swoje przysłowiowe „5 minut”? Czy przy okazji rozwiązywania poważnych problemów międzynarodowych będzie potrafiła kierować się również własnym interesem? Bo że interes państwa nie zawsze jest tożsamy z interesem międzynarodowym udowodnił ostatnio prezydent Donald Trump, wycofując USA z Porozumienia Paryskiego.
4 czerwca, w rocznicę wyborów „kontraktowych” i obalenia rządu Jana Olszewskiego pytanie „co dalej?” jest jak najbardziej na miejscu.