Podczas kampanii wyborczej w Pierwszym Stalinowskim Okręgu Wyborczym miasta Moskwy wystąpił kandydat Józef Stalin, mówiąc między innymi, że nigdy i nigdzie nie było takiej demokracji, jak nasza, znaczy – sowiecka.
Nic więc dziwnego, że tą demokracją uszczęśliwiłby cały świat, gdyby mógł. Na szczęście nie mógł, więc uszczęśliwił nią tylko niektóre kraje, między innymi nasz nieszczęśliwy. Naturalnie nie czynił tego osobiście, to byłoby fizycznie niemożliwe – ale nastręczyło mu się bardzo wielu pomocników w osobach rozmaitych szczerych demokratów tworzących bijące serce partii, czyli bezpiekę: Bermanów, Fejginów, Grynszpanów-Kikielów, Humerów, Kwasków i tym podobnych. Ci z wrogami demokracji postępowali bez ceregieli; wdeptywali ich w ziemię, gnoili w więzieniach, spychali na margines, słowem – wyrywali Polskę z ich reakcyjnych szponów razem z paznokciami.
Toteż nic dziwnego, że dzisiaj pan red. Seweryn Blumsztajn reaguje świętym oburzeniem na zuchwałe próby kradzieży już nie tylko Święta Niepodległości przez jakichś tubylczych samozwańców, ale przede wszystkim Polski.
– A Polska nie jest do kradzieży, Polska się cała nam należy! – powiedziałby dziś Towarzysz Szmaciak.
Powiedziałby, ale oczywiście nie powie, ponieważ Towarzysz Szmaciak zniknął wraz z nastaniem transformacji ustrojowej. To znaczy oczywiście nie zniknął, skądże by znowu! On się tylko na okoliczność transformacji ustrojowej przepoczwarzył w europejsa. “Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę…”.
Bo skoro Towarzysz Szmaciak nie zniknął, a tylko na potrzeby transformacji ustrojowej się przepoczwarzył, to znaczy, że nie zniknęły też bezpieczniackie dynastie, których początki nikną w mrokach obydwu okupacji, a okres dobrego fartu trwa nieprzerwanie od roku 1944, kiedy to Józef Stalin powierzył im tresowanie naszego mniej wartościowego narodu tubylczego do komunizmu i demokracji.
Dopiero uświadomiwszy sobie tę ciągłość, możemy zrozumieć przyczyny, dla których pan prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, nie może nadziwić się “służalczości” prokuratury wobec tajnych służb. No jakże tu się dziwić, kiedy przecież i za komuny, i teraz prokuratura i niezawisłe sądy stoją na straży “zdobyczy”! Za to przecież zostali prokuratorami!
Toteż nie dziwią nas informacje o ofensywie przeciwko “mowie nienawiści”, za pomocą której europejsy zamierzają dyscyplinować nasz mniej wartościowy naród tubylczy. Najwyraźniej mądrość etapu podsuwa kolejnemu pokoleniu staliniątek nowe preteksty. To znaczy – zasadniczo takie same, bo przecież tak samo jak w latach 40. ubiegłego wieku, tak i dzisiaj zasadniczym celem jest obrona demokracji. Różnica polega na tym, że o ile wtedy demokracji zagrażała reakcja, której nosicielem były “zaplute karły”, o tyle teraz zagraża jej “mowa nienawiści”.
No dobrze, ale “mowa nienawiści” nie unosi się w powietrzu sama z siebie. “Mowę nienawiści” produkują nienawistnicy. A skoro tak, to nie ma innej rady, jak tylko rozprawić się z nienawistnikami pod sztandarem – jakże by inaczej? – “obrony demokracji”! A obrona demokracji, wiadomo, wymaga, by nienawistników “ograniczać”, “wypierać”, a jak trzeba, to i “likwidować”. To nie są żarty, zwłaszcza gdy się zważy, że ci nienawistnicy odgrażają się, iż “chcą” zabrać bezpieczniackim dynastiom “zdobycze”. Toteż kabewiaki się uwijają, by dostarczyć coraz to nowe preteksty do kolejnej pacyfikacji.
Z frontu walki z mową nienawiści (http://niepoprawni.pl/blog/6500/mowa-nienawisci-czesc-1-protest)
Stanisław Michalkiewicz
http://naszdziennik.pl