Andrzej Owsiński Spadek po Gierku Wspomnienie o Gierku ożyło z racji filmu, ale też ukazało się kilka publikacji nawiązujących do „epoki” Gierka, nie wiem czy powodem tego był sentyment, czy też próba nawiązania do obecnej sytuacji z ciosem inflacji, postrzeganej jako skutek nadmiernego „rozdawnictwa” z zakończeniem podobnym do losów gierkowszczyzny. „Do Rzeczy” zamieściło notatkę o Gierku (chyba rocznicową), dość lakoniczną, ale mimo to zawierającą zbyt wiele niedomówień i zwykłych kłamstw, powtarzanych zresztą nagminnie w poszukiwaniu jego pozytywnego obrazu, przynajmniej na tle innych pierwszych sekretarzy KC. Z jego młodości, a szczególnie pobytu za granicą Polski, wspomniano jedynie pracę górnika, zapominając o bodajże najważniejszym zajęciu – dzierżawcy pensjonatu. Powstaje pytanie: skąd u młodego górnika środki i możliwości prowadzenia własnego biznesu i to […]
Andrzej Owsiński
Spadek po Gierku
Wspomnienie o Gierku ożyło z racji filmu, ale też ukazało się kilka publikacji nawiązujących do „epoki” Gierka, nie wiem czy powodem tego był sentyment, czy też próba nawiązania do obecnej sytuacji z ciosem inflacji, postrzeganej jako skutek nadmiernego „rozdawnictwa” z zakończeniem podobnym do losów gierkowszczyzny.
„Do Rzeczy” zamieściło notatkę o Gierku (chyba rocznicową), dość lakoniczną, ale mimo to zawierającą zbyt wiele niedomówień i zwykłych kłamstw, powtarzanych zresztą nagminnie w poszukiwaniu jego pozytywnego obrazu, przynajmniej na tle innych pierwszych sekretarzy KC.
Z jego młodości, a szczególnie pobytu za granicą Polski, wspomniano jedynie pracę górnika, zapominając o bodajże najważniejszym zajęciu – dzierżawcy pensjonatu.
Powstaje pytanie: skąd u młodego górnika środki i możliwości prowadzenia własnego biznesu i to w tak specyficznej formie? Nasuwa się podejrzenie, że to po prostu był awans w roli partyjnego „funka” połączonej z zadaniami wywiadowczymi. Prowadzenie pensjonatu znakomicie do tego się nadawało.
Również jego przeniesienie do Polski wyglądało na zorganizowaną akcję. Z „imigracyjnych” komunistów, preferowani byli ci ze wschodu, z zachodu rzadko któremu z kilkutysięcznej masy udało się zrobić karierę, po prostu wzorem sowieckiej mentalności uważano, że każdy, kto przebywał na zachodzie jest „zarażony” i nie budzi zaufania partii.
Do aparatu partyjnego nie wchodziło się z przypadku, na to trzeba było odpowiedniej rekomendacji, a raczej skierowania ze strony wyższych władz. Humorystycznie nieco brzmi „zdobywanie popularności”, dla aparatczyków było to niemożliwe, chyba że było się na wzór Kirowa głupim samobójcą. Aparat partyjny musiał być ściśle izolowany i posłusznie wykonywać polecenia przełożonych, obowiązywało to wszystkich, do I sekretarza KC włącznie. Jeżeli komuś pozwolono na osobiste zaprezentowanie się z pozytywnej strony to wyłącznie na polecenie zwierzchnictwa.
Wiem, że taką kampanię przeprowadzono w stosunku do Gierka jeszcze przed upadkiem Gomułki. Jej objawem była, między innymi, jego wizyta w Szczecinie, gdzie miejscowym gauleiterem, czyli I sekretarzem wojewódzkim, był bodajże jego szwagier, niejaki Walasek. Jak mi opowiadano w czasie spotkania szerokiego „aktywu” gospodarczego, plótł niestworzone głupstwa o swojej działalności, jak na przykład: „Bo wicie towarzysze, my na Śląsku pracujemy kolektywnie i akcyjnie, jak jest problem mieszkaniowy to my mobilizujemy 100 tys. ludzi i problem mamy rozwiązany”. Te „metody” pracy przeniósł później na całą Polskę.
Najwyraźniej był szykowany na następstwo po Gomułce, z którego niezadowoleni byli „towarzysze radzieccy”, a o ostatecznym wyroku zadecydował jego największy triumf polityczny, jakim było uznanie przez Brandta granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Bolszewicy uważali że jest to ich domena i PRL powinna wyłącznie polegać na sowieckich gwarancjach, a jeżeli miały być przedmiotem porozumień międzynarodowych, to tylko na zlecenie Kremla, jak np „Oder Neisse Grenze – Friedes Grenze” z NRD.
Z drugiej strony, uznanie traktatowe Brandta było sprytnie pomyślane, otóż PRL tym traktatem zaoferowała Niemcom prawo do wypowiadania się w sprawie polskiej zachodniej granicy. Takiego prawa nie otrzymały one w Poczdamie, gdzie wszelkie decyzje aliantów wobec Niemiec (niestety zapomniano tam dokonania formalnego rozwiązania III Rzeszy, co się obecnie odbija czkawką) musiały być wykonane bez jakiejkolwiek możliwości wypowiadania się z ich strony. Wobec tego wystarczyło jednostronne oświadczenie niemieckich władz skierowane do Niemców, bez ustosunkowania się ze strony polskiej.
Oczywiście, upadek Gomułki musiał być odpowiednio zaaranżowany, najlepiej na podłożu „niezadowolenia społecznego”, pracowicie przygotowanego przez sekretarza KC, niejakiego Borysa Jaszczuka, który zresztą zmienił sobie imię na bardziej polsko brzmiące – Bolesław. Był to ewidentnie emisariusz specjalnego zaufania ze strony Kremla, Gomułka sam zresztą nieświadomie wziął w tym udział, o czym mogłem osobiście się przekonać.
Reakcja społeczna na podwyżkę cen była jednak silniejsza niż tego się spodziewano, z paleniem komitetów partyjnych włącznie. Toteż odwet Gomułki był makabryczny i zbrodniczy w postaci strzelania do niewinnych ludzi, podążających do pracy na partyjne wezwanie. Była to chyba jeszcze większa zbrodnia grudniowa niż w 11 lat później w kopalni Wujek, chociaż z racji okoliczności i upływu czasu mniej o niej się mówi.
Obsadzenie Gierka na miejscu całkowicie upadłego Gomułki, też odbyło się w odpowiedniej scenerii, po pierwsze, nagłaśniano informację, że towarzysze radzieccy woleli na tym miejscu Kruczka, ale mimo to udało się przeforsować nie budzącego ich zaufania „człowieka z zachodu”. Po drugie, jego wejście zainscenizowano spotkaniami ze stoczniowcami i apelem o wspólne działanie.
Początek jego władania był bardzo obiecujący. Dla ludzi pojawiło się nieco towarów nieosiągalnych poprzednio, wprawdzie ceny rosły, ale sam fakt możliwości zakupu już był ewenementem. Zostało ogłoszone zapotrzebowanie na fachowców. Sam padłem tego ofiarą albowiem nowy minister żeglugi, Szopa, zresztą rzeczywisty fachowiec, zaproponował mi powrót do administracji z naukowego wygnania na jakim byłem przez 10 lat po rozpędzeniu „bezpartyjnej grupy specjalistów” ministra Darskiego. Wykorzystałem ten okres do zrobienia doktoratu i habilitacji i wykonywania na zlecenie ciekawych prac studyjnych.
Pierwsze działania zapowiadały pozytywne zmiany w gospodarce , ruszyły inwestycje, zwiększyła się produkcja i ożywił handel wraz za wzrostem zaopatrzenia rynku. Jak się wkrótce okazało, był to tylko skutek uboczny podstawowego zadania, jakie spełniał Gierek pod nadzorem człowieka wyższego stopnia zaufania ze strony Kremla – premiera Jaroszewicza. Łatwość nawiązywania dobrych stosunków z zachodem umożliwiła Gierkowi zaciąganie coraz większych pożyczek dewizowych, zamienianych na ruble transferowe, którymi Sowiety płaciły za rosnący import z Polski. W ten sposób eksport z Polski do Sowietów wzrósł za Gierka z dwudziestu paru do prawie czterdziestu procent całego polskiego obrotu zagranicznego.
Jednym z głównych przedmiotów tego rodzaju transakcji był eksport statków do Sowietów. Polskie stocznie, zarówno gdyńska, jak i przejęte po Niemcach, zostały doszczętnie wyrabowane przez bolszewików przed „oddaniem” ich Polsce. Ostatni obiekt, największy dok pływający na Bałtyku o wyporności 40 tys. ton, urwał się holownikom i utknął na mieliźnie na redzie Gdańska, strasząc przez pół roku 1948. Kiedy rozpoczęła się żmudna i kosztowna odbudowa wyposażenia stoczni, Sowieciarze wpadli na pomysł lokowania swoich zamówień na statki w Polsce, było to główną przyczyną rozbudowy polskich stoczni.
Interes był znakomity, zamiast bezpośredniego rabunku, dokonywanego nagminnie, powołało się RWPG (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej), a w niej obowiązującą walutę rozliczeniową: „rubel transferowy”, liczony najpierw po 70 kopiejek za dolara, a później nawet po 60. Jak w „Folwarku zwierzęcym” Orwella, wszyscy w tej „Radzie” byli równi, tylko niektórzy „równiejsi”, do tej grupy należały NRD i Czechosłowacja.
Oczywiście Związek Radziecki nie podlegał ograniczeniom czy nakazom RWPG, dysponował za to środkiem wymiennym nie mającym żadnej relacji rzeczowej do jakiejkolwiek waluty. W późniejszym okresie istnienia tej formy eksploatacji swego imperium wprowadzono zasadę „cen światowych”, zamrażanych na 5 lat. Wysokość tych cen była ustalana arbitralnie w Moskwie, a obowiązujące uchwały zapadały „jednogłośnie” i zawsze był to głos sowiecki.
Niekiedy dochodziło do dość zabawnych scen, gdyby nie ponury ich wyraz. Mianowicie podjęta została uchwała o ograniczeniu produkcji sprężarek wielkiej mocy wyłącznie do NRD i Czechosłowacji, oczywiście poza Sowietami, których, jak zwykle żadne ograniczenia nie dotyczyły. Był to cios wymierzony głównie w Polskę, potrzebującej ich najwięcej dla budowanych i wyposażanych statków, szczególnie rybackich. Na zakup w Sowietach nie można było liczyć ze względu na długie terminy dostaw, nie mówiąc o parametrach i jakości. Czesi i „enerdowcy” mieli dopiero zorganizować produkcję. Ze względu na brak sprzeciwu ze strony polskich przedstawicieli, jedynym wyjściem był import z zachodu, ale na to brakowało dewiz.
Ktoś wpadł na pomysł, że przecież Rumunia zapowiedziała, że nie podporządkuje się tej decyzji i będzie produkować sprężarki dużej mocy. Stosunki z Rumunią były o tyle dobre, że Polska miała spore niewykorzystane nadwyżki, problem polegał na tym, że nie wiadomo było jak się ustosunkują do takiej transakcji Sowiety. Stąd nikt z partyjnych szefów Żeglugi nie chciał się podjąć jej załatwiania, a mając na względzie moją wiedzę i ułatwiającą stosunki z Rumunami znajomość francuskiego, zwrócono się do mnie z propozycją wyjazdu do Rumunii i dokonania zakupu rumuńskich sprężarek, o ile będą odpowiadały naszym potrzebom.
Zwróciłem uwagę, że nie mogę wyjechać, gdyż niemal przed chwilą odmówiono mi paszportu turystycznego do Rumunii, co zresztą zakrawało na wyjątkową złośliwość, gdyż tam obowiązywał reżym znacznie sroższy niż w Polsce. Załatwiono mi jednak paszport jednorazowy i wyłącznie na teren Rumunii z zaleceniem, żebym sprawę omówił na wstępie z radcą handlowym.
Radca nie bardzo się orientował w sprawie, poprosił więc jakiegoś urzędnika o wyjaśnienie. Ustalono, że zapewne zakład produkujący sprężarki podlega ministerstwu przemysłu maszynowego. Na pytanie radcy: kogo my tam mamy? uzyskał odpowiedź, że Bułata. Uprzedziłem radcę, że niezależnie od tej sprawy mam umówione spotkanie z szefem rumuńskiego rybołówstwa. Był nim niejaki Vasilescu, wysoki chłop, który z miejsca przeszedł na francuski ku niezadowoleniu towarzyszącego mi urzędnika radcostwa handlowego spełniającego rolę „tłumacza”.
Przy okazji załatwił mi spotkanie z „kolegą” ministrem przemysłu maszynowego, a także zaprosił na pięknie zorganizowany wyjazd specjalnym statkiem po delcie Dunaju i morzu Czarnym.
Minister poinformował, że w Cluju produkują na licencji Borsiga sprężarki dużej mocy i mogą je dostarczyć Polsce. Na miejscu okazało się, że są to po prostu oryginalne niemieckie maszyny, produkowane pod nadzorem ich specjalistów i sprzedawane pod niemiecką firmą. A ten „kontakt” radcy handlowego – Bułat, był zwykłym recepcjonistą.
Gierek nie wyłamywał się z reżymu RWPG, co kosztowało Polskę olbrzymie pieniądze i ostatecznie doprowadziło do stanu bankructwa. Skala przedsięwzięcia wskazywała na zaplanowaną akcję, z jednej strony Breżniew mógł w jakimś stopniu wywiązać się ze zobowiązań modernizacji sowieckiej gospodarki, a z drugiej określone koła na zachodzie liczyły na uzależnienie jej od zachodniej technologii, a w ślad za tym spowodowanie zależności ekonomicznej.
Rola Gierka polegała na spełnianiu funkcji „pasa transmisyjnego”, w istniejących okolicznościach mogła to być okazja do sporego zarobku, niestety przyjęcie bez próby oporu, a chociażby negocjacji, sowieckich wymagań doprowadziło do katastrofy. Jako zaletę traktuje się „industrializację” dokonaną na warunkach kredytowych, w dużej mierze „pod klucz”, z nadzieją na spłatę zadłużenia produktami powstałych zakładów.
Polsce owych czasów, podobnie jak i dziś, potrzebne było unowocześnienie technologii wytwórczej, niestety główny ciężar został położony na zakup gotowych zakładów pod klucz, lub licencji z minimalnym polskim wkładem. Nie przyczyniło się to do modernizacji istniejącego przemysłu, a namnożyło kłopotów organizacyjnych i ekonomicznych. Mogłem to sprawdzić w kontaktach z władzami nowych województw, wprowadzonych reformą administracyjną Gierka.
Nowo powołane władze wojewódzkie domagały się lokalizacji na ich terenie zakładów przemysłowych nie oglądając się na warunki i sens ich zaistnienia. Chodziło o rzecz najważniejszą, o „nomenklaturę”, dającą możliwość poczucia władzy i rozdawnictwo synekur dla protegowanych.
Otrzymałem zadanie nawiązania kontaktów z nowymi województwami położonymi najbliżej Warszawy. Były to, między innymi, powiatowe miasta, a właściwie miasteczka, sąsiadujące ze sobą, które nagle stały się siedzibami władz wojewódzkich: Ciechanów, Ostrołęka, Łomża, aż do Suwałk. Każdy wojewoda domagał się budowy na jego terenie zakładu przemysłowego, argumentując nadwyżką rąk do pracy.
W jednym przypadku udało się nowopowstałemu województwu w Płocku namówić Centralę Rybną w Warszawie do budowy zakładu przetwórczego w celu dostarczenia pracy nadwyżce zatrudnienia kobiet wynoszącej 600 osób. Kiedy jednak zakład został zbudowany, okazało się, że całą nadwyżkę pochłonął „Kotex” zakupiony „pod klucz” i oparty na również importowanym surowcu, wobec tego trzeba było do zakładu rybnego sprowadzać ludzi z odległości kilkudziesięciu kilometrów.
Z ponad dwóch tysięcy nowych zakładów zbudowanych za czasów Gierka większość stanowiły podobne do płockiego „Kotexu”. Za pożyczone pieniądze kupowano wyposażenie i surowce, ale niestety nie dawało się tego spłacić eksportem produktu.
W suwalskim, z kolei, zainstalowano zakład mięsny kupiony w Kanadzie (?) do którego musiano zaangażować chłoporobotników, zainteresowanych wyłącznie w możliwości zaopatrzenia się w mięso. Niestety, każde stanowisko było zaopatrzone w wagę i niczego nie dało się uszczknąć. Ludzie jednak są pomysłowi, to też do wag wsuwano druty i eliminowano je. Pomijam sens istnienia takich zakładów w sytuacji braku mięsa i możliwości ręcznego rozparcelowania tego, co było, chociażby w sklepie.
Takich przykładów można mnożyć bez końca, ostatecznie w połączeniu ze znacznie gorszymi skutkami zamieniania dolarów w ruble, doprowadziło to do bankructwa Gierka. Po prostu był już niepotrzebny, kredyty się skończyły i Kreml postanowił pozbyć się go za pomocą wypróbowanej drogi „niezadowolenia społecznego”.
Tym razem doprowadzono jednak do powstania takiej siły politycznej w postaci „Solidarności”, że trzeba było sięgnąć po otwarte wypowiedzenie wojny narodowi polskiemu.
Na osobiste dobro Gierka można jednak zapisać rezygnację z użycia siły dla utrzymania swojej władzy co czynili jego poprzednicy. Zrobili to za niego jego następcy z Jaruzelskim na czele.
Natomiast w tych dziedzinach w których przypisuje się Gierkowi sukcesy, pozostało zbyt wiele zaległości, z których do dziś nie możemy wyjść. Po pierwsze, budownictwo mieszkaniowe zostało wprawdzie znacznie zwiększone, ale wielkość mieszkań, jakość wykonania, a także użyte materiały budzą duże zastrzeżenia i męczą nas jeszcze ciągle. Z tą ilością, dotychczas niedoścignioną, dochodzącą nawet do 287 tys. rocznie, też nie jest najlepiej, gdyż ich łączna powierzchnia jest sporo mniejsza od budowanych obecnie 200 tys. Na całe szczęście nie korzystamy obecnie z gierkowskich wzorców budownictwa z wielką płytą i fabrykami domów na czele.
Imitowanie motoryzacji za pomocą „malucha” nie stworzyło podstaw rozwojowych w tej dziedzinie i obecnie jesteśmy jedynym krajem tej wielkości w Europie, który nie posiada własnej produkcji samochodów. Niezłe rezultaty zostały osiągnięte w produkcji AGD, natomiast na wyższym poziomie przemysłu elektronicznego nawet nie nadrobiono strat poniesionych za Gomułki poprzestając głównie na zakupach licencji.
Elektrownie budowane na węgiel brunatny przyczyniły się bardzo do częściowego pokrycia niedoborów w zaopatrzeniu w energię elektryczną, nie zbudowano jednak rozpoczętej elektrowni atomowej co powodowało stałe kłopoty i hasło „32 stopień zasilania, zapalamy świeczki”. A z węglem brunatnym, podobnie jak i z kamiennym, mamy dziś nieustające szykany ze strony UE.
Brak wiedzy i naiwność powodowały, że Gierek wielokrotnie dawał się nabierać na różne, niekiedy bardzo kosztowne, szalbierstwa. Nie mówiąc już o polskiej bombie atomowej, z mojego podwórka mogę przytoczyć przykład „żywego” białka czyli próbie robienia z ryb kiełbasy.
W sumie, koszt niewątpliwych ulepszeń, jakie zaistniały za dekady Gierka był stanowczo zbyt wysoki w stosunku do osiągniętych rezultatów. Nie oznaczało to jednak potrzeby ryczałtowej likwidacji wszystkiego, co się wtedy zbudowało, można było podjąć się zadania lepszego zorganizowania gospodarki i przystosowania do zmienionych warunków. Zamiast tego dokonano totalnej likwidacji i ten fakt stanowi główną przyczynę, dla której ciągle istnieją sentymenty do jego „epoki”.
Powody obecnych kłopotów są inne aniżeli wówczas, lecz skutki mogą być podobne, jedno jest pewne: nie da się bezkarnie przez dłuższy czas ponosić większych kosztów aniżeli przychody. Stan, w którym obecnie się znajdujemy, jest efektem nie tylko działań współczesnych, ale sięga głęboko wstecz do czasów Gierka, a nawet i dalej.
Co się tyczy filmu, to oczywiście nie oglądałem go i nie zamierzam, dziwię się natomiast, że w ogóle podjęto się tej produkcji. Prowodyrzy peerelowscy, wszyscy bez wyjątku byli albo agentami, albo marionetkami Moskwy. Najmniejsza próba wyłamania się groziła w najlepszym przypadku, wzorem opisanego wyżej Gomułki –przejściem na emeryturę i całkowitym zapomnieniem. Zresztą jego postać jest znacznie bardziej charakterystyczna niż bardzo ograniczonego Gierka.
Jest jednak dużo gorzej niż tylko ocena filmu, okres PRL dostarczył wiele faktów i postaci godnych zapisania w historii, w tym też kwalifikujących się do stworzenia naprawdę wielkiego filmu.
Niestety współczesnych polskich filmowców najwyraźniej nie stać na wzniesienie się w wyższe regiony. Gdyby chociaż spróbowali opisać ówczesną grę światową, do której Gierek został zaangażowany, wprawdzie na dość niskim szczeblu, ale nawet nie spróbował odegrać nieco istotniejszej roli. Skończyłoby się to koniecznością wcześniejszego odejścia, ale przynajmniej z jakąś twarzą, a nie w hańbie bankructwa.