Wracają czasy mowy ezopowej. Nie wolno prezydenta nazywać durniem, ale nikt nie zabronił nazywania durnia prezydentem.O kimś, kto ma parcie na salony mówimy że ma „pociąg do Kalisza”.Znów mowa nasza staje się bogatsza o metafory, eufemizmy,peryfrazy.
Życie to eufemizm
Kiedy żona „to” ( no, to tam!)
co dłuższe niż polskie dukty
eufemizmem chce omotać
powie: „Pięknyś mój malutki!”
Tak też my o czterech latach
nie powiemy: „bliskie zeru”
lecz: „umysł w nich dostał mata
od udaru w Słońcu Peru”.
Choć dosadne określenia
znamy, wolimy z humorem
dziadka, co matury nie ma
zrobić polskim profesorem.
To z wielkiej o niego troski,
choć ni profesor, ni polski,
ci dla których jest on wzorem,
zwą jego ambasadorem.
A nasz rząd, co od lat czterech
obiecuje „cuda wianki”?
Nie nazwiemy „Późny Gierek”
lecz: „To chłopcy od szmacianki”.
Byś dłużej pracował człeku
zwłaszcza nasze- chce rząd- Panie:
„Emerytalnego wieku-
mówiąc- to tylko zrównanie”.
Kiedy widzę, że ktoś dureń
chcąc uchronić go przed wstydem,
czy też, że inny to burek,
zwę ich „premier” lub „prezydent”.
Gdy wychodzę od lekarza
w stanie, że tylko zakopać
mówię: „Wracam od grabarza”?
Nie: „Uszedłem z ręki Kopacz”.
Wybrałem się z podróż marzeń.
Uff!!!- Na długo mi wystarczy.
I co, że winny grabarzem?
Nie, zdrobnię: „winny Grabarczyk”.
A, że intencja ma czysta
poślę kwiaty dla ministra.
Tak zdrobnieniem, eufemizmem,
peryfrazą, metaforą,
życia w kochanej Ojczyźnie
zdobimy codzienność chorą.
Kiedy już do Nieba zwieję
z głupoty ziemskiej pandemii
„Nie martw się”- Bóg się zaśmieje-
”Życie, to też był eufemizm!”.