Nasz Jacuś od szkolnej kasy oszczędnościowej chciał zasiąść wśród równych i uczestniczyć w spotkaniach ministrów finansów eurogrupy.
I rzeczywiście – raz uczestniczył, o ile uczestnictwem można nazwać możliwość przysłuchiwania się bez prawa głosu. Tak zresztą było tylko do momentu, kiedy ministrowie omawiali sprawy ogólno unijne. Kiedy przeszli już do problemów samej strefy, a konkretnie Grecji Rostowski został wyproszony (chyba tak to trzeba nazwać) ze spotkania.
Mimo tej – wystarczająco kompromitującej sytuacji – Jacek Vincent nadal informował opinię publiczną, że będzie w spotkaniach uczestniczył (czyli siedział w kąciku i się przysłuchiwał). Tak było jeszcze w weekend. Dziś już jednak wiemy, że nie będzie uczestniczył. Czy Vincencik został kulturalnie wyproszony z grona zamożniejszych kolegów?
NIC BARDZIEJ MYLNEGO!!! Vincent sam zrezygnował! Pokazał sarmacki honor! Otóż dziś czytamy, że:
"Zdecydowałem, że nie będę brał udziału w eurogrupie, póki nie będzie pełnej jednomyślności w eurogrupie co do udziału prezydencji ECOFIN-u (Rady ministrów finansów UE, w której Polska w tym półroczu sprawuje przewodnictwo) z bardzo prostej przyczyny: pomysł premiera Junckera miał zapewniać lepszą współpracę, większą jedność w UE. Nie ma sensu uczestniczyć, jeżeli taki udział miałby powodować nowe podziały"
Premier Juncker to premier Luksemburga, który żekomo zaprosił Vincenta na spotkanie. Ci "niechętni" to między innymi Francja. Patrzcie ludzie jakiego mamy dumnego ministra! NIe będzie się wpychał tam gdzie Francuzi nie chcą!
Czyż nie dumniejsza jeszcze nasza prezydencja?
A tak na poważnie rodzi się pytanie po co w ogóle Vincent się tam pchał? Nie zdawał sobie sprawy, że nie ma uprawnień, kompetencji a nawet poparcia na unijnych salonach co do takiego pomysłu?
Nie czuł, że przysłuchiwanie się w kąciku to łagodnie mówiąc kompromitacja? Nie zdawał sobie sprawy, że nieco za malutkim jest jeszcze chłopcem by rozdawać karty w klubie, który przynajmniej narazie jest dla nas zamknięty?
Ta żenująca sytuacja, w której tak naprawdę Francuzi (i pewnie kilka innych "zaprzyjaźnionych" krajów – być może nawet Niemcy) wyganiają (!) polskiego ministra z zebrania, to jedna z największych kompromitacji na samym początku unijnej prezydencji.
Rostowski chciał podskoczyć wyżej niż może. I został boleśnie usadzony na pupie. Od teraz zapewne ekipa piłakrzy boleśnie zdała sobie sprawę, że prezydencja to nic więcej niż tylko konferansjerka i to zaledwie niektórych unijnych spotkań. Nikt zielonej karty nam nie da.
Czujne służby prasowe i parasol medialny nad Wisłą działa. Wyrzucenie Rostowskiego z salonu przedstawiono jako jego odmowę, niesmak dla wszystkich myślących jednak pozostał.
Nasz minister finansów został wyproszony ze spotkań unijnych ministrów. Został wyproszony na własne życzenie.