Nikomu nie jest potrzebny polityk w gminie. Potrzebny jest gospodarz. Bo to, czy jest on gejem, rozwodnikiem, czy też ma pięcioro dzieci z ciągle tą samą żoną nie ma i nie powinno mieć znaczenia. Ten, kto uruchomi przedszkole, rozwiąże problem psich kup, czy też założy w gminie wodociąg ma o wiele większe znaczenie nawet od największego krasomówcy.
1.
Maciej Kobyliński po raz pierwszy był prezydentem Słupska po koniec PRL-u, od 2 października 1986 do 27 maja 1990. Do rozwiązania należał do PZPR, później był związany z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Od 1990 prowadził własną działalność gospodarczą. Od 20 listopada 1996 do 31 marca 1998 zajmował stanowisko wojewody słupskiego. Od 1998 do 2002 był radnym sejmiku pomorskiego I kadencji. 10 listopada 2002 zwyciężył w bezpośrednich wyborach samorządowych i w ten sposób ponownie został prezydentem Słupska. W następnych wyborach w 2006 roku skutecznie ubiegał się o reelekcję jako kandydat własnego komitetu wyborczego, wygrywając już w pierwszej turze i pokonując m.in. Zbigniewa Konwińskiego z Platformy Obywatelskiej. Na kolejną kadencję został wybrany w wyborach w 2010, pokonując w drugiej turze niewielką przewagą niezależną Krystynę Danilecką-Wojewódzką. Podczas ostatniego referendum w sprawie jego odwołania zapowiadał, że już nie wystartuje w wyborach w 2014 roku. Prosił tylko, aby pozwolić mu z godnością zakończyć kadencję.
http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140813/SLUPSK/140819883
2.
Bo też zarzuty wobec Kobylińskiego były poważne. Pomińmy już sposób, w jaki zwracał się do innych, pomińmy niegospodarność (Aquapark).
„2 kwietnia 2013 roku Jacek złożył w urzędzie miasta doniesienie o łamaniu przepisów. W owym piśmie chodziło o lokal biznesmena Andrzeja O. na ul. 3 maja w Słupsku, który mimo braku zakończenia budowy i braku dopuszczenia do użytkowania O. wynajmował lokal jednemu z banków. Drugie doniesienie dotyczyło bezprawnego powieszenia na budynku komunalnym bilbordu reklamowego przez firmę ubezpieczeniową, której oddziałem w Słupsku kieruje syn prezydenta Słupska.
Aleksander Jacek ujawnił, że po złożeniu tych dokumentów najwyżsi przedstawiciele słupskiego magistratu telefonicznie kontaktowali się z Andrzejem O. Od 3 kwietnia w ciągu kilkunastu dni prezydent Słupska Maciej Kobyliński oraz jego zastępca Andrzej Kaczmarczyk mieli rozmawiać z Andrzejem O. łącznie kilkadziesiąt razy. Tutaj wkracza Czesław M., który tak opisał A. Jackowi spotkanie Andrzeja O i Macieja Kobylińskiego z początku kwietnia 2013 roku: – Z Maciejem Kobylińskim spotkałem się przed podpaleniem, w restauracji Nostalgia w Poganicach. Zawiózł mnie tam Andrzej O. swoim samochodem. Byliśmy przy stoliku tylko we trzech. Ja wiedziałem że to jest prezydent Miasta. Trochę luźno gadaliśmy. Oni tj. Andrzej O. i Kobyliński mówili jak im Aleksander Jacek przeszkadza i jaka z niego menda. Padł taki żart, że trzeba by mu obciąć pazurki razem z palcami. Ja powiedziałem, że wiem o co chodzi, ale zrobię to za umorzenie długu mojej matce za sklep na Wojska Polskiego w wysokości 20 tysięcy złotych. Kobyliński przytaknął głową, bo wiedział, że i tak nie zapłaci z własnej kieszeni. … Po wykonaniu zadania miałem wysłać do Andrzeja O. sms z umówioną treścią.
Z bilingów, które pokazał dziennikarzom Aleksander Jacek wynika, że ostatni raz Andrzej O. kontaktował się z prezydentem Maciejem Kobyliński w przeddzień spalenia samochodów. To była ponad trzyminutowa rozmowa. Tuż po niej Andrzej O. miał dzwonić do podpalacza Czesława M. Rozmawiali niespełna pół minuty. 9 kwietnia w dniu podpalenia samochodów Andrzej O. rozmawia osiem razy z podpalaczem samochodów. Czesław M. po podpaleniu samochodów jak twierdzi zgodnie z umową wysyła dwa smsy z umówioną treścią do Andrzeja O. Wiadomości mają być wysłane o 21.10 i 21.11. Następnego dnia o 11.35 Andrzej O. dzwoni do wiceprezydenta Słupska Andrzeja Kaczmarczyka i rozmawiają ponad dwie minuty.
W grudniu 2013 roku mimo negatywnej opinii komisji Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej wiceprezydent Słupska Andrzej Kaczmarczyk dług umorzył.
Sprawa ma także drugie dno – czyli działanie słupskiej prokuratury – nazywanej już teraz wydziałem ds. umorzeń. Policja zabezpiecza ślady i po trzech dniach dzięki nim ustala sprawców podpalenia – Jurija M. i Czesława M. – Prokuratura w Słupsku po ośmiu miesiącach umarza sprawę. Po roku od podpalenia aresztuje Jurija M., który zostaje aresztowany, później do podpalenia przyznaje się brat Jurija – Czesław M. Chce złożyć zeznania na Prokuraturze ta nie przyjmuje tych zeznań. Czesław M. razem z Aleksandrem Jackiem i Anną Bogucką-Skowrońską jadą do Lęborka gdzie na Policji – Czesław M. składa zeznania.
(…)
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Słupsku. Zarzut podżegania do podpalenia postawiła biznesmenowi Andrzejowi O., a podpalenia Czesławowi M. Pełnomocnik Aleksandra Jacka mecenas Anna Bogucka-Skowrońska napisała wniosek do Ministra Sprawiedliwości oraz Prokuratora Generalnego o odebranie śledztwa prokuraturze rejonowej w Słupsku oraz objęcie jej specjalnym nadzorem.
http://gryf24.pl/2014/05/15/jacek-oskarza-prezydenta-wspolzlecenie-podpalenia-samochodow-video-zdjecia/
3.
Słupsk to miasto niepokorne. 10 stycznia 1998 roku policjant Dariusz Woźniak podczas interwencji zabija 13-letniego chłopca, Przemka Czaję.
Na przeciąg kilku dni Słupsk staje się areną walk ulicznych. Na ulicach stają barykady, lecą butelki z benzyną.
Powodem jest m.in. początkowe stanowisko miejscowej prokuratury, która wbrew faktom śmierć Przemka próbuje traktować jako nieszczęśliwy wypadek – zderzenie z latarnią podczas ucieczki, co nie jest prawdą.
Bilans – 72 policjantów mniej lub bardziej rannych, prawie 300 osób zatrzymanych. W końcu dzięki aktywności społeczeństwa Dariusz Woźniak został skazany.
Kolejne zdarzenie, które już nie miało takiej oprawy.
W maju 2013 roku na karę 3.000,- zł grzywny oraz zwrot kosztów sądowych został skazany funkcjonariusz policji, który spowodował wypadek na jednym ze słupskich skrzyżowań. Oczywiście nie miało to wpływu na jego dalszą służbę, choć w wypadku zginęły dwie osoby – taksówkarz i pasażer.
http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/906116,kara-grzywny-dla-funkcjonariusza-ze-slupska-ktory-spowodowal-smiertelny-wypadek,id,t.html
4.
Były prezydent nie startował w Słupsku.
Druga tura wyborów to pojedynek pomiędzy zadeklarowanym gejem, Robertem Biedroniem, a miejscowym posłem PO od dwóch kadencji Zbigniewem Konwińskim.
Kariera pana posła jest dosyć ciekawa. Ten absolwent historii WSP w Słupsku już jako 25-latek zostaje dyrektorem miejscowego oddziału RUCH SA. Kolejny szczebel w karierze to 3 lata w „Dzienniku Bałtyckim” (2002-2005), potem przewodniczący Rady Nadzorczej Pomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, dyrektor słupskiego WORD.
Jednocześnie w latach 1998-2002 zasiada w radzie miasta. Po drodze zmienia przynależność partyjną – zaczyna od KPN, ale trafia tam dopiero wtedy, gdy jest to już partia parlamentarna, potem AWS, w końcu PO.
Czy to jest właśnie powód, dla którego przerżnął wybory?
Bo jest postrzegany jest jako ten, który pracuje wyłącznie nad własną karierą, wykorzystując do tego coraz to inne ugrupowanie polityczne?
Przypominam wyniki II tury:
5.
Wbrew opiniom, jakie próbuje nam wtłoczyć do głów gazeta wyborcza i inni aktywiści LGBTitd. jako naród jesteśmy tolerancyjni. Oczywiście trafiają się jednostki, czy nawet pewne grupy. Ale tak jest na całym świecie.
Gdyby w Polsce np. antysemici byliby tak liczni i aktywni jak we Francji, to pewnie już dawno każdy Polak byłby honorowym obywatelem Iranu. 😉
Polacy są przede wszystkim tradycyjni, a to m.in. oznacza, że wara innym od ich alkowy. Pewne zachowania po prostu nie są publiczne.
Dlatego wszelkie „marsze miłości” budzą niechęć.
Bo rób sobie w sypialni co chcesz, i z kim chcesz, ale, na Boga, nie każ mi tego podziwiać!
Gej w stringach obłapiający się publicznie z podobnie ubranym budzi we mnie (i nie tylko) niesmak.
Z tych samych powodów zresztą ludzie zwracali kiedyś uwagę zbyt ostentacyjnie całującym się w miejscach publicznych parom hetero.
6.
Robert Biedroń swoim przedwyborczym zachowaniem wykazał, że to rozumie. A przede wszystkim odciął się od jakichkolwiek powiązań z partią. Poprosił Janusza Palikota, by ten nie pojawiał się w Słupsku, gdyż może tylko zaszkodzić w kampanii.
– Nigdy w czasie rozmów, tutaj na ulicy, nie zdarzyło mi się, żeby ktoś pytał o moją orientację. Ludzi interesowały sprawy bezrobocia, funduszy unijnych, a nie moja orientacja – mówi.
W wywiadzie dla wp.pl pytany o to, czego po jego wyborze powinni spodziewać się mieszkańcy dodaje:
– Na pewno zmian, które sprawią, że te wszystkie złe rzeczy, które gnębiły to miasto i chyba niszczyły energię jego mieszkańców i nie dawały nadziei na przyszłość, się zmienią. Chcę odpolitycznić, odpartyjnić, skończyć z układami, które paraliżowały to miasto, z tym permanentnym konfliktem politycznym, który miał tutaj miejsce – on powinien przejść do historii. Marzę o tym, że będziemy ponad podziałami partyjnymi i politycznymi pracowali na rzecz lepszego miasta.
7.
Robert Biedroń ma rację. Nikomu nie jest potrzebny polityk w gminie.
Potrzebny jest gospodarz.
Bo to, czy jest on gejem, rozwodnikiem, czy też ma pięcioro dzieci z ciągle tą samą żoną nie ma i nie powinno mieć znaczenia. Ten, kto uruchomi przedszkole, rozwiąże problem psich kup, czy też założy w gminie wodociąg ma o wiele większe znaczenie nawet od największego krasomówcy.
Biedroń więc trafił w dziesiątkę.
Ponadto jest spoza Słupska.
Wszystko to w oczach wielu wyborców (57,08%) daje gwarancję, że faktycznie będzie gospodarzem nie wchodzącym w miejscowe układy i układziki.
Jest poza tym coś jeszcze, co każe ludziom wierzyć akurat jemu.
Oto środowisko, z którego się wywodzi, ma teraz szansę, by pokazać innym, że i wśród nich są ludzie, którzy potrafią coś więcej, niż kontestowanie „tradycyjnych” wartości i organizowanie mniej lub bardziej hałaśliwych manifestacji „miłości”.
8.
Ludzie jednak zapominają, a może nie chcą pamiętać, że na „normalność” nie da się pozyskać granta.
Na stronie http://lgbt.biz.pl/pl/ (LGBT Business Forum) czytamy wyraźnie, o co chodzi:
…. firmy zyskują na tym, że promują różnorodność wśród swojego personelu, a także na pozycjonowaniu swojej oferty do konsumentów LGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych). Polski rynek LGBT szacuje się na blisko 2,4 milionów klientów z siłą nabywczą ocenianą na ponad 20 miliardów euro.
A w poradniku „tęczowy marketing” stawiana jest już kropka nad i:
Osoby homoseksualne to duża i wciąż jeszcze mocno niedoceniana grupa docelowa, mająca ogromne możliwości zakupowe. Geje uchodzą na całym świecie za trendsetterów wyznaczających swoimi konsumenckimi wyborami kierunek, w którym następnie podąża heteroseksualna większość. Lesbijki natomiast to grupa społeczna o jednym z największych współczynników wierności marce.
A więc tak naprawdę to nie ruch społeczny, ale przedsiębiorstwo LGBT?
Nie mamy do czynienia z walką o prawa, ale… z agresywnym marketingiem?
Tak jak Świadkowie Jehowy, którzy w imię Boga stali się klientami i akwizytorami największej firmy wydawniczej świata?
9.
Mimo to trzymam kciuki, panie Biedroń!
1.12 2014