Bez kategorii
Like

Pył.

20/04/2011
493 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Notka- opowiadanie zapoczątkowuje kolejny, wspomnieniowy cykl „Cienisty Park”. O „opowieściach z drogi” nie zapomniałem, pojawią się kolejne:)

0


    czasem o naszym życiu i śmierci decydują siły niewyobrażalne

Dzie unom wyniesło! Starsza kobieta w kwiecistym, stylonowym fartuchu nie kryła irytacji.

Jeszcze raz szarpnęła bezwładne ciało córki i jęknęła głucho, zrezygnowana.

Ta obróciła na nią  wodniste oczy i próbowała coś powiedzieć, z ust dobył się tylko wpół zrozumiały bełkot.

Od fatalnego upadku ze schodów była sparaliżowana,  doktory z miasta nic nie mogły na to poradzić.

Luutka! Jeszcze raz krzyknęła w kierunku otwartego ganku.

Usłyszała skrzypienie schodów i pojawiła się szczupła, wysoka brunetka w okularach.

Zaś żeś palila?! Kruca, jak chłop jaki ciungniesz kobito te Sporty, daj se wreście spokój. Ino choroby z tego bedom.

A tera pomóż, bo znowu trza jom łobrócić cobym jom lepi obmyła.

Brunetka wytarła mokre od prania ręce w spodnie i powoli razem z babką odwróciły chorą.

No, dodrze żeś siem łodnalozła, bo bym se nie doła rady samo.

Ale kobito śmierdzisz, byś wstyd miała, do dzieciaków tako śmierdzonco idzies, do mojego wnuka tyż, chłop może tytuniem zaciongoć, ale baba, Panie Jezu co za czasy !

Zostawiła gderającą staruszkę i wróciła na spore poddasze, które zajmowała razem z mężem i dwójką malutkich jeszcze dzieci.

Pranie czekało.

Nie czuła potrzeby rozmowy, w ogóle czuła się tu obco, ale gdzie była u siebie?

Kątem oka spojrzała na masywne nożyce krawieckie leżące przy oknie.

Zadrżała na wspomnienie z domu rodzinnego.

Znów była małą, zaszczutą dziewczynką. Ojciec, z nabiegłymi krwią oczyma gonił ją po ciasnym podwórku, trzymając w ręku nożyce.

Ty kurewko, suko poniemiecka, żydowska szmato!

Wszystko przez ciebie, bękarcie jobaty.

Zatrzymał się, łapiąc z trudem powietrze. W piersiach czuł narastający ucisk, przechodzący w koszmarny, nie dający się opanować ból.

Upadł na kolana.

Po, pooomóż mii.

Dziewczynka zatrzymała się, nie wiedząc, czy pijany ojciec udaje, chcąc ją zwabić, czy też naprawdę ma atak dusznicy.

Wyciągnął rękę, gestem prośby, lecz nadal trzymał nieszczęsne nożyce krawieckie.

Córka odwróciła się, wybiegła przez uchyloną furtkę na uliczkę.

Byle dalej byle od tych ludzi, od matki nie interesującej się losem dzieci, od ojca, obwiniającego ją o niestworzone rzeczy.

Byle dalej. Przebiegła przez ciasne uliczki między drewnianymi domami.Po paru chwilach była już

za miasteczkiem.

Tam, w osadzie, mieszkała samotnie kochana ciotka, siostra matki.

Tylko ona ją rozumiała, do niej zawsze uciekała od rzeczy przykrych, strasznych i tych, których nie potrafiła sama zrozumieć.

Biegła przed siebie, na przełaj, byle szybciej znaleźć się w bezpiecznym schronieniu.

Już widziała domek ciotki, która wyszła jej na spotkanie, skąd zawsze wiedziała, że właśnie biegnie?

Niektórzy, przesądni mieszkańcy okolicy mówili- zielarka, inni dosadnie-wiedźma!

Samotna kobieta, mieszkająca w domku otoczonym kwietnym ogródkiem, budziła nieuzasadnione podejrzenia.

O co?

Dla niej była kochaną ciocią z Barci, właśnie machała jej ręką i wołała.

Lucynka!

Dzieci!!!

Zabieraj dzieci z ogródka, natychmiast!!!.

Kobieta ocknęła się z chwilowego odrętwienia.

W głowie dźwięczało jej ostrzeżenie, nieracjonalne, lecz bardzo silne.

Zbiegła po drewnianych schodkach, przemknęła przez ganek, wpadła do niewielkiego, przydomowego ogródka.

Mizerny był, mimo podlewania, lipcowe słońce wypaliło kwiaty, dzieci, czteroletni chłopiec i dwa lata młodsza dziewczynka, bawiły się w prowizorycznej piaskownicy.

Kobieta chwyciła malca za rękę, jednocześnie, desperackim ruchem biorąc dziewczynkę pod pachę.

Wybiegła do ganku i w tej chwili dom zadrżał od nagłego uderzenia.

Stara Warszawa, pełniąca rolę karetki pogotowia, nie wyrobiła na zakręcie i z impetem uderzyła w ogródek domu stojącego przy drodze.

Kierowca, po chwili wygramolił się z kabiny, za nim felczer i sanitariusz.

Kurde, zmietliśmy gospodarzom ogródek, Janek, cały jesteś?

W tej chwili sanitariusz poczuł, że rana na głowie zaczyna krwawić, zalewając mu oczy.

Odruchowo przetarł je ręką.

Popatrzył, krew wymieszała się z wszędobylskim pyłem, unoszacym się w powietrzu, ręka wyglądała naprawdę paskudnie.

Zostaw to, jeszcze zakażenia dostaniesz!

No co się tak patrzycie?!

Medyk krzyknął w kierunku starszej kobiety w kwiecistym fartuchu i młodej brunetki z dzieckiem pod pachą, zastygłych w niemym przerażeniu.

Wyglądały naprawdę głupio.

Ruszcie się, tu człowiek pomocy potrzebuje!

Kobiety jakby nie słysząc i nie widząc nic dokoła, patrzyły na siebie.

Między nimi powstała nagle nić zrozumienia, staruszka w ułamku sekundy pojęła, co się stało.

Niejedno widziała i przeżyła, takie rzeczy zdarzały się na wojnie i wczesniej.

Jej wzrok utkwił w dwójce dzieci, prawnuczce, teraz już stojącej obok matki i jej braciszku, ciekawie wychylającym się z ganku.

Co może nieść przyszłość tych malców, że warci byli takiego ocalenia?

Tak to zdarzenie znam z relacji własnej, nieżyjącej już Matki, i ze snów , w których wciąż wraca do mnie upalny , lipcowy dzień.

Z którego najlepiej pamiętam unoszący się wszędzie pył.

 

dla tych , których straciliśmy na jakiś czas

0

brian

Tomasz Kolodziej,zaprzysiegly kociarz, dzialacz zwiazkowy, pisowiec, zoologiczny antykomunista, co nie znaczy ze nie pogadamy

89 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758