Bez kategorii
Like

Prywatyzacja zniszczyła Polskę – opis mechanizmów

11/02/2011
572 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

 Prywatyzacja bardziej zniszczyła Polskę niż wielu okupantów w przeszłości. Polacy nie są właścicielami istotnej części gospodarki, w tym przemysłu. Wypracowane zyski nie są wykazywane w Polsce, lecz poza jej granicami. W związku z tym sztucznie wywołana bieda wygnała i wciąż wygania miliony młodych Polaków poza granice Polski. Emigranci pracują na zachodnie systemy emerytalne, zakładają tam rodziny, a więc w niedługim czasie powstała luka pokoleniowa doprowadzi do załamania polskiego systemu zabezpieczeń społecznych. Tusk i PO już teraż na te konto zabierają Polakom ich przyszłe emerytury, a w systemie, miast realnego pieniądza będą "deponowane" uśmiechy Tuska, czyli obietnice Polityków. Rządząca obecnie koalicja PO-PSL jest kwintesencją 20 lat III RP, bo większość obecnych polityków PO należała w przeszłości do KLD (np. Tusk), UD, […]

0


 Prywatyzacja bardziej zniszczyła Polskę niż wielu okupantów w przeszłości. Polacy nie są właścicielami istotnej części gospodarki, w tym przemysłu. Wypracowane zyski nie są wykazywane w Polsce, lecz poza jej granicami. W związku z tym sztucznie wywołana bieda wygnała i wciąż wygania miliony młodych Polaków poza granice Polski. Emigranci pracują na zachodnie systemy emerytalne, zakładają tam rodziny, a więc w niedługim czasie powstała luka pokoleniowa doprowadzi do załamania polskiego systemu zabezpieczeń społecznych. Tusk i PO już teraż na te konto zabierają Polakom ich przyszłe emerytury, a w systemie, miast realnego pieniądza będą "deponowane" uśmiechy Tuska, czyli obietnice Polityków. Rządząca obecnie koalicja PO-PSL jest kwintesencją 20 lat III RP, bo większość obecnych polityków PO należała w przeszłości do KLD (np. Tusk), UD, UW, ZCHN (np. Niesiołowski), KPN, AWS (z samym Buzkiem włącznie), paru pomniejszych ugrupowań, a w okresach, gdy nie rządzili wymienieni politycy, współrządziło koalicyjne PSL.

Czy spór o skutki prywatyzacji jest jałowy?Od dwudziestu lat trwa w Polsce dyskusja nad wpływem prywatyzacji na sytuacją gospodarczą Polski, jak i każdego z nas z osobna. Osoby, którym się powiodło, wychwalają rządzących z zachwytem, natomiast mało zarabiający lub bez zarobków przeklinają rządzących i ich prywatyzacje. Sytuacja tych drugich jest oczywista i nie będę tego komentował. Pozostaje, więc pytanie, czy ci zadowoleni mają rzeczywiście powody do zadowolenia? Systematyczne, wysokie zarobki utwierdzają w przekonaniu, że tak. Zastanówmy się, czy tak będzie zawsze i czy w przyszłości nie trzeba będzie za to zapłacić? Rosną zarobki dobrze zarabiających, ale rośnie też dziura w budżecie państwa, w budżetach samorządów, w służbie zdrowia itd. Najgorsza z tego wszystkiego jest demograficzna apokalipsa szybkimi krokami zbliżająca się do Polski (http://interia360.pl/polska/artykul/demograficzna-apokalipsa-zbliza-sie-do-polski,39540).

Przeciętna, statystyczna polska rodzina ma zaledwie 1,2 dziecka, a te dzieci w dużej liczbie i tak uciekną na Zachód, by tam godziwie zarabiać i godziwie żyć. Nie ma ludzi, nie ma gospodarki, a jak nie ma gospodarki, to pieniądz jest wart tyle, ile wart jest papier, na którym go wydrukowano. Stara, często zapominana prawda. Zapytajmy, więc dobrze zarabiających, ile warte będą ich bogactwa za 20 lat? W tym momencie ktoś spyta, a co takiego wspólnego mają zarobki z prywatyzacją i demografią? Dylemat można rozstrzygnąć poprzez analizę wpływu prywatyzacji na gospodarkę w skali makro. Wystarczy opisać mechanizmy tego wpływu. Doktrynalny, ideologiczny bełkot jest tu bezużyteczny.

Na początek zaczniemy od dodatkowych wpływów walutowych uzyskanych z prywatyzacji. Ważne zastrzeżenie, że polska prywatyzacja w większości była i jest skierowana do inwestorów zagranicznych, co rodzi określone konsekwencje dla gospodarki. Państwo sprzedaje majątek i ileś PLN "wpada"albo do budżetu, albo wprost na rynek walutowy. Te PLN pochodzą z prywatyzacji realizowanej w walutach (na rynkach finansowych następuje zamiana walut na PLN). Czy to dobrze, czy to źle? Wiele osób odpowie, że jak źle, to dajcie te pieniądze dla mnie. Autor niniejszego opracowania również mógłby podzielić tę opinię, ale to, co dobre dla przysłowiowego Kowalskiego, nie zawsze przekłada się w ten sam sposób na skalę makro.

To, co jest dobre w mikroekonomii, niekoniecznie jest dobre w makroekonomii i o tym chcę napisać. Rynek walutowy działa bardzo prosto w oparciu o prawa popytu i podaży. Oczywiście, można tym rynkiem manipulować za pomocą spekulacyjnych mechanizmów typu "cury trade". Mechanizm ten polega na tym, w uproszczeniu, że duża instytucja finansowa lokuje na wybranym rynku własne lub pożyczone waluty w relatywnie dużej kwocie po początkowym kursie 100%. Duży napływ waluty wzmacnia lokalną walutę, nasz PLN, np. do 85% jej pierwotnego kursu, przy którym to kursie następuje zamiana lokalnych walorów (PLN) na walutę, tzw. realizacja zysków. Na tej operacji zysk brutto wynosi 15%, a do tego dochodzą zyski z instrumentów, w których te waluty zostały ulokowane.

Dodajmy jeszcze, że instytucja finansowa może, np. pożyczyć waluty w Japonii po 0,25%/rok (takie było niegdyś oprocentowanie kredytów w tym kraju), a po pewnym czasie oddać dług, zatrzymując zysk. Podobne gry cury trade zaczęto w 2007r. już w momencie, gdy było pewne, że PO wygra wybory, a realizacja zysków miała miejsce w sierpniu 2008r. przy kursie EUR/PLN poniżej 80% ich pierwotnej wartości z listopada 2007r. (aprecjacja PLN). Waluty po zamianie na PLN były ulokowane w obligacje skarbowe, akcje, a banki obsługiwanym podmiotom sprzedały jeszcze opcje walutowe. Tak, więc zachodnie instytucje finansowe zarobiły znacząco więcej, niż te 20% zainwestowanej kwoty i to w niecały rok.

Związek między cury trade a wpływami z prywatyzacji jest bardzo ścisły. Po pierwsze, wpływy z prywatyzacji zmniejszają ryzyko kursów walutowych do zera, a więc gra toczy się jedynie o wielkość zysku. Po drugie, w krótkim okresie popyt na waluty jest stabilny (constans) i przy cenie P0 oraz ilości Q0 mamy równowagę pomiędzy podażą a popytem. Dodatkowy, związany z prywatyzacją napływ walut, przy stałym w danym momencie popycie może być ulokowany na rynku, ale przy niższej cenie (kursie) waluty. Instytucje korzystające z mechanizmów cury trade wiedzą wcześniej o oczekiwanych wpływach z prywatyzacji, odpowiednio wcześnie zamieniają waluty na złotówki i lokują w różne instrumenty finansowe. W momencie pojawienia się wpływów z prywatyzacji mogą zrealizować zyski.

Instytucje finansowe w 2010r., w oczekiwaniu na spodziewane, duże wpływy z prywatyzacji podwoiły w ciągu roku ilość walut ulokowanych w polski dług, bo doskonale wiedzą, że przy nagłym, dużym napływie walut zrealizują duży zysk i to praktycznie bez ryzyka. W tym momencie tracą eksporterzy, bo przy niższym kursie walutowym zazwyczaj osiągają niższe przychody, a więc płacą niższe podatki od zysków, ograniczają koszty, co najczęściej wiąże się ze zwalnianiem pracowników oraz/lub z zamrażaniem płac. Równie zła jest sytuacja przedsiębiorców produkujących na rynek krajowy, ponieważ towary z importu są bardziej konkurencyjne dla ich produktów, a więc konsekwencje dla budżetu i pracowników są identyczne, jak w przypadku eksporterów. Poniższy rysunek przedstawia wzrost podaży waluty z Q0 do Q1 oraz wywołany tym spadek kursu waluty (FX) z P0 do P1. Rysunek przedstawia przykład wręcz książkowy, ale tak działają rynki finansowe przy wycenie lokalnej waluty w sytuacji, gdy wpłyną nań dodatkowe ilości walut z prywatyzacji.

 

Rynki finansowe kolejną grę typu cury trade rozpoczęły już w 2009r., bo uzyskały wiarygodną obietnicę rządu, że w 2010r. będą bardzo duże wpływy z prywatyzacji. Zachodnie instytucje finansowe podwoiły w ciągu roku swój portfel polskich papierów dłużnych (http://gielda.wp.pl/POD,3,a,1,b,1,c,11,index.html?P[numer]=12717432&P[obr&ticaid=1b0f1). Któregoś pięknego dnia nastąpi realizacja zysków, a posiadacze hipotecznych kredytów walutowych już dziś winni się bać. Zależność jest bardzo prosta, bo im większe wpływy z prywatyzacji, tym większa dziura w budżecie państwa.

Prywatyzacje oddziałują na gospodarkę i pojedynczego obywatela w jeszcze jeden sposób. Prywatyzowane przedsiębiorstwo nie jest pojedynczą wyspą odizolowaną od reszty gospodarki.Takie przedsiębiorstwo posiada cały łańcuch dostawców, poddostawców i kooperantów. Zagraniczny nabywca także ma swoich dostawców, poddostawców i kooperantów. W znakomitej większości nabywca korzysta ze swoich, dotychczasowych dostawców, a więc wycina większość, lub całość dostawców i kooperantów nabywanego podmiotu. Po prywatyzacji okazuje się, że ileś firm albo redukuje zatrudnienie, albo zaprzestaje działalności.

Prawa ekonomii są nieubłagane, a utrata jednego miejsca pracy powoduje utratę dodatkowych, kolejnych pięciu miejsc pracy w branżach niepowiązanych. Pracownik nie zarabia, a więc nie idzie do sklepu na zakupy, w konsekwencji część towarów i produkujących je pracowników jest zbędna, a w rezultacie kolejni pracownicy nie mają pieniędzy … itd. itd. Budżet traci w tym momencie piramidę CIT-ów, PIT-ów, VAT-ów, akcyz, składek emerytalnych, zdrowotnych, chorobowych oraz wielu innych haraczy para podatkowych. Do tego budżet musi wypłacać, co miesiąc, zasiłki dla bezrobotnych, zasiłki socjalne, a potem zainwestować gigantyczne pieniądze, by tworzyć nowe miejsca pracy. Skutek prywatyzacji, w wielu przypadkach, jest identyczny, jak w przypadku bankructwa.

Zastanawiacie się może, dlaczego autor opracowania nie pisze o zyskach wyprowadzanych za granicę przez zagranicznych właścicieli firm, gdzie płacone są podatki od zysków wypracowanych w Polsce? Uznaję prawo właściciela do osiągania i dysponowania swym zyskiem. To nie właściciel decydował o sprzedaży nabywanego przezeń przedsiębiorstwa. Co więcej, właściciel zakłada, że sprzedający zna konsekwencje swych decyzji. Oczywiście, utrata części wpływów podatkowych jest stratą dla Polski, ale takie są konsekwencje prywatyzacji dla podmiotów zagranicznych. Żadne skomlenia doktrynerów tego faktu nie zmienią. Pani prof. Staniskisz powiedziała kiedyś w telewizji, że państwo polskie ma wyższe wpływy budżetowe z tytułu hazardu, niż ze wszystkich firm zagranicznych razem wziętych. Jeśli to prawda, to Polska wypełnia już wszelkie kryteria dla tzw. republiki bananowej. Czy to jest powód do dumy?

Na koniec, w ramach podsumowania. Prywatyzacja, to zysk jednych (inwestorzy zagraniczni) oraz strata dla drugich, czyli budżet ze służbą zdrowia, z ZUS i FUS, funduszami emerytalnymi. Prywatyzacja "wyprodukowała" mnóstwo osób, którym się nie powiodło, które mało, albo wcale nie zarabiają. Ktoś może pomyśleć, że rząd wyprzedaje resztki majątku, a więc jest to już prawie finał prywatyzacji i w związku z tym nie będzie kolejnych, złych informacji. Tu się drogi czytelniku mylisz. Pomyśl jeszcze, co można "sprzedać"? Sprzedać można, np. mieszkania Polaków! Powszechna bieda sprawiła, że statystyczna polska rodzina ma zaledwie 1,2 dziecka, z których większość i tak wyjedzie za granicę, by godziwie zarabiać i godziwie żyć. To pokolenie dzieci dołączy tym samym, do co najmniej pięciu mln. Polaków, którzy już wyjechali za granicę. Oznacza to także, że dla pokolenia obecnie pracujących nie będzie w przyszłości emerytur, a jeśli będą, to będą głodowe. Zachodnie banki i instytucje finansowe chętnie wypłacą te emerytury, ale w zamian za przejęcie mieszkania po śmierci klienta. Min. Finansów już przedstawił projekt ustawy o tzw. odwróconej hipotece (http://emerytury.wp.pl/kat,7531,title,Emeryt-dostanie-rente-a-bank-przejmie-lokal,wid,12210646,wiadomosc.html).

Rząd pracuje także nad wydłużeniem wieku aktywności zawodowej dla kobiet i mężczyzn do 67 lat, a pierwsza, duża fala wymierania roczników ma miejsce w okolicy 68 roku życia (dane GUS). Ostatecznie, wypłata kilku lub kilkunastu emerytur przez bank, a mieszkanie przejdzie na własność płacącego emeryturę banku, lub innego funduszu kapitałowego. Dla pokolenia naszych dzieci i wnuków zostaną po nas jedynie długi do spłaty i nic więcej. Jeszcze jedno, pozostanie banda niekompetentnych polityków do utrzymania, policja i wojsko. Z państwa, w skrócie, przyszłym pokoleniom zostanie szyld, a Polacy będą narodem bez jakiejkolwiek własności, nawet bez lokum, bo te będzie wzięte na kredyt hipoteczny na całe życie od zagranicznego właściciela, a gdy nadejdzie wiek emerytalny, bank da emeryturę, czemu nie, ale znowu zabierze mieszkanie i kolejnemu pokoleniu … itd. itd. Min. Finansów opracował już odpowiedni projekt odpowiedniej ustawy o tzw. odwróconej hipotece, czyż nie? Odpowiedź wyżej. Czekam na opinie.

Piotr Solis

PJN

0

piastolsztyn

Bóg, Honor, Ojczyzna. Interesuja mnie tematy gospodarcze, spoleczne oraz religijne.

31 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758