Dawno temu w lipcu 2001 roku, w dzienniku „Rzeczpospolita” na pierwszej stronie ukazał się wielki tytuł „Kasjer z MON” oraz moje zdjęcie (w mundurze wojskowym), a także zdjęcie mojego ówczesnego współpracownika ze wskazaniem, że to jest ten kasjer. Wskazano również, że działał on w moim interesie i zbierał łapówki dla mnie, a ja wybudowałem z tych pieniędzy dom i kupiłem samochód. Następnie straciłem stanowisko w Ministerstwie Obrony Narodowej, mój majątek badał urząd skarbowy i rozpoczęły się postępowania.
Po 9 latach zostałem uniewinniony…
Kluczową rolę w przygotowaniu tej afery i głównym pomocnikiem sprawców moich kłopotów był zespół oficerów WSI kierowany przez zastępcę szefa tej służby ds. kontrwywiadu. Sprawa była b. tajna skoro o powołaniu i działalności zespołu mieli prawo wiedzieć tylko szef WSI i nadzorujący służby minister obrony. Ten zespół działał bowiem jako zakonspirowany także przed WSI. Efekty tych działań ujawniły się w wspomnianym wyżej artykule dwójki dziennikarzy.
Charakterystyczne, że ci „wybitni dziennikarze śledczy” stracili wenę twórczą i dociekliwość śledczą wraz z rozwiązaniem WSI. Odtąd nie mamy w ich wykonaniu żadnych spektakularnych dziennikarskich śledztw, a „gwiazda” dziennikarstwa śledczego, przed którą – jak pisał satyryk „Gazety Wyborczej” Michał Ogórek – drżą ministrowie, porzuciła profesję żurnalową i schroniła się na etat w NiK-u.
Dlaczego wspominam nieboszczkę WSI? Otóż po rzezi niewiniątek WSI-owych wykonanej przez Antoniego Macierewicza niewiniątka założyły stowarzyszenie SOWA, a na stronie tegoż można przeczytać wynurzenia byłego szefa WSI (Ten tekst tutaj) http://szeremietiew.blox.pl/2011/05/Jestem-zamieszany-w-kradziez-roweru.html Natomiast wspomniany wyżej zastępca szefa kontrwywiadu WSI jest dzisiaj „biznesowym partnerem” obecnego właściciela dziennika „Rzeczypospolita”. A więc proces, o którym mówię, jest swoistym procesem z truchłem WSI.