Przesłuchanie w niezależnej prokuraturze trwało 8 godzin, a dotyczyło porozumienia o współpracy, jakie Służba Kontrwywiadu Wojskowego pod kierownictwem pana generała Janusza Noska podpisała z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa zaraz po katastrofie smoleńskiej. Warto przypomnieć, że szef SKW, na wniosek ministra Siemoniaka został odwołany ze stanowiska przez premiera Tuska w październiku 2013 roku, jak mówiono w kołach wojskowych – „chwytem za nosek”. Po przesłuchaniu, które oczywiście było ściśle tajne, Donald Tusk oświadczył, że miało charakter „wybitnie polityczny”. Ponieważ jesteśmy skazani na domysły, to ja się domyślam, że na niewygodne pytania Donald Tusk,wzorem niezawisłych sędziów i niezależnych prokuratorów zeznających przed sejmowa komisją badającą aferę Amber Gold, odpowiadał: „nie wiem, nie pamiętam”. Na przykład: „panie Tusk, czy był pan premierem rządu? – Nie wiem, nie pamiętam”. Zresztą to może być najprawdziwsza prawda, bo w jakim niby celu stare kiejkuty miałyby informować premiera Tuska o siuchtach z rosyjską FSB? Premieru Tusku wystarczało, że jak już podpisał bez czytania, co mu tam podsunięto (tak było przecież z traktatem lizbońskim, do czego sam się przyznał!), to wsiadał sobie w samolot i leciał do Gdańska „haratać w gałę”, podczas gdy sprawami naprawdę ważnymi zajmowały się osoby starsze i mądrzejsze.
Pośrednio domysły te potwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli z sierpnia 2014 roku, z którego wynika, że w naszym nieszczęśliwym kraju „nikt” nie kontroluje tajnych służb. Oczywiście słowo: „nikt” oznacza tylko, że tajnych służb nie kontrolował żaden konstytucyjny organ państwa, bo przecież Nasza Złota Pani za pośrednictwem starych kiejkutów chyba coś tam kontrolowała? Nic tedy dziwnego, że Donald Tusk nie tylko dla Naszej Złotej Pani, nie tylko dla pani Jandy, ale i dla starych kiejkutów byłby idealnym kandydatem na prezydenta. Temu pragnieniu dał wyraz pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny Włodzimierz Cimoszewicz, w swoim czasie szczęśliwy posiadacz operacyjnego pseudonimu „Carex”, dopatrując się w wezwaniu Donalda Tuska na przesłuchanie czegoś w rodzaju świętokradztwa, którego prokuratorzy nigdy by się nie dopuścili, gdyby nie sterroryzował ich złowrogi Zbigniew Ziobro. Włodzimierz Cimoszewicz już jakiś czas temu zapowiadał wycofanie się z życia publicznego w białowieskie knieje, ale kiedy trąbka wzywa, to nie ma rady; trzeba jechać do TOK FM i nawijać. Dyscyplina przede wszystkim!
Nie tylko zresztą dyscyplina. Żeby na Donalda Tuska nie padło podejrzenie, iż w przeddzień rocznicy urodzin Adolfa Hitlera swoim triumfalnym wjazdem do Warszawy pragnie „przykryć” przypadająca akurat tego dnia rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, przypiął sobie do klapy papierowego żółtego żonkila, nawiązującego kształtem do Gwiazdy Dawida. Takiego samego żonkila miał tego dnia w klapie również pan prezydent Andrzej Duda, co pokazuje, że obok obszarów spornych istnieje również ogromny obszar, w którym żadnych sporów być nie może.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 23 kwietnia 2017