Komentarze dnia
Like

Popłuczyny po Wielkim Tygodniu

25/04/2017
808 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Popłuczyny po Wielkim Tygodniu

Jak zwykle po świątecznej nirwanie przychodzi bolesny powrót do rzeczywistości. I tak jest tym razem, z tą różnicą, że dały znać o sobie skutki myślenia pozytywnego, do którego jesteśmy ze wszystkich stron intensywnie zachęcani. Na czym polega myślenie pozytywne – o tym można by rozprawiać i długi i krótko. Najkrócej można powiedzieć, że myślenie pozytywne wyrasta z przekonania, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

0


 Ta zasada widoczna jest nie tylko w tak krytykowanym relatywizmie, ale nawet w modlitwach odmawianych w Wielką Sobotę, a konkretnie – w starożytnym „Orędziu Paschalnym”, we fragmencie: „O szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel”. Nie bez powodu odwołuję się do liturgii Wielkiej Soboty, bo wprawdzie mamy u nas całe stada płomiennych szermierzy konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa – ale zgodnie z głoszoną jeszcze w latach 60-tych przez prof. Brzezińskiego teorią konwergencji – na taki rozdział jest już chyba za późno. Teoria konwergencji głosiła między innymi, że tkwiący w śmiertelnym klinczu antagoniści stopniowo się do siebie upodabniają. Dlatego Związek Sowiecki wkroczył na nieubłaganą drogę kapitalistyczną, podczas gdy w USA żydokomuna toczy wojnę o kontynuację socjalistycznych przemian, zagrożonych przez złowrogiego Donalda Trumpa. Podobnie w naszym nieszczęśliwym kraju; Kościół hierarchiczny w wielu momentach upodabnia się do Partii, a znowu partyjniacy, a nawet bezpieczniacy, biorąc przykład z generała Jaruzelskiego, który na łożu śmierci na wszelki wypadek podpisał katolicką Volkslistę, pełnymi garściami czerpią wzorce z kościelnej obrzędowości. Tak było i za komuny, kiedy w KC PZPR działała komórka do spraw forsowania obrzędowości świeckiej, no a 19 kwietnia, w wigilię urodzin wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, mogliśmy się o tym przekonać patrząc na triumfalny wjazd Donalda Tuska do Warszawy, w związku z przesłuchaniem, jakiemu miała poddać go niezależna prokuratura w ramach tarzania w smole i pierzu, stanowiącym, jak wiadomo, jeden z politycznych priorytetów prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Wprawdzie Donald Tusk korzysta w Unii Europejskiej z bezwarunkowego immunitetu, więc nie musiał do Warszawy przejeżdżać, ale skoro Nasza Złota Pani zdecydowała, żeby przyjechał, to stare kiejkuty musiały dostać rozkaz, by przekształcić to we wjazd triumfalny. Najwyraźniej był on wzorowany na triumfalnym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy. Nie tylko zgromadziły się tłumy, wśród których dała się zauważyć osoba aferzysty Mateusza Kijowskiego i muzykanta z KOD, który również tym razem przygrywał zgromadzonym do demokratycznych drgawek, a oskarżany jest o handel kobietami do burdeli, no i oczywiście – posła Stefana Niesiołowskiego, który najwyraźniej wpada w coraz to gorsze towarzystwo. Tłumy wiwatowały na cześć Donalda Tuska i gdyby mogły, to obwołałyby go prezydentem subito. Wiele osobistości bowiem bardzo się już za Donaldem Tuskiem stęskniło, na przykład – pani Krystyna Janda, której trudno się dziwić, zważywszy, jakie alimenty straciła. Ale oczywiście obok tych podobieństw były też i różnice. Pan Jezus jechał ulicami Jerozolimy na oślicy, podczas gdy Donald Tusk drogę od Dworca Centralnego do niezależnej prokuratury przemierzył pieszo. Niektórzy przypisywali to niedociągnięcie trudnościom ze znalezieniem na poczekaniu jakiejś oślicy, ale złośliwcy, których w Warszawie nie brakuje, wskazywali na obecność w tłumie pani Ewy Kopacz i posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Gdyby tak Donald Tusk spróbował dosiąść której z nich, to niewątpliwie Warszawa nieprędko by zapomniała takiego widowiska. Ale stare kiejkuty też się uczą, więc miejmy nadzieję, że następnym razem wszystkie szczegóły będą już lepiej dopracowane.

Przesłuchanie w niezależnej prokuraturze trwało 8 godzin, a dotyczyło porozumienia o współpracy, jakie Służba Kontrwywiadu Wojskowego pod kierownictwem pana generała Janusza Noska podpisała z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa zaraz po katastrofie smoleńskiej. Warto przypomnieć, że szef SKW, na wniosek ministra Siemoniaka został odwołany ze stanowiska przez premiera Tuska w październiku 2013 roku, jak mówiono w kołach wojskowych – „chwytem za nosek”. Po przesłuchaniu, które oczywiście było ściśle tajne, Donald Tusk oświadczył, że miało charakter „wybitnie polityczny”. Ponieważ jesteśmy skazani na domysły, to ja się domyślam, że na niewygodne pytania Donald Tusk,wzorem niezawisłych sędziów i niezależnych prokuratorów zeznających przed sejmowa komisją badającą aferę Amber Gold, odpowiadał: „nie wiem, nie pamiętam”. Na przykład: „panie Tusk, czy był pan premierem rządu? – Nie wiem, nie pamiętam”. Zresztą to może być najprawdziwsza prawda, bo w jakim niby celu stare kiejkuty miałyby informować premiera Tuska o siuchtach z rosyjską FSB? Premieru Tusku wystarczało, że jak już podpisał bez czytania, co mu tam podsunięto (tak było przecież z traktatem lizbońskim, do czego sam się przyznał!), to wsiadał sobie w samolot i leciał do Gdańska „haratać w gałę”, podczas gdy sprawami naprawdę ważnymi zajmowały się osoby starsze i mądrzejsze.

Pośrednio domysły te potwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli z sierpnia 2014 roku, z którego wynika, że w naszym nieszczęśliwym kraju „nikt” nie kontroluje tajnych służb. Oczywiście słowo: „nikt” oznacza tylko, że tajnych służb nie kontrolował żaden konstytucyjny organ państwa, bo przecież Nasza Złota Pani za pośrednictwem starych kiejkutów chyba coś tam kontrolowała? Nic tedy dziwnego, że Donald Tusk nie tylko dla Naszej Złotej Pani, nie tylko dla pani Jandy, ale i dla starych kiejkutów byłby idealnym kandydatem na prezydenta. Temu pragnieniu dał wyraz pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny Włodzimierz Cimoszewicz, w swoim czasie szczęśliwy posiadacz operacyjnego pseudonimu „Carex”, dopatrując się w wezwaniu Donalda Tuska na przesłuchanie czegoś w rodzaju świętokradztwa, którego prokuratorzy nigdy by się nie dopuścili, gdyby nie sterroryzował ich złowrogi Zbigniew Ziobro. Włodzimierz Cimoszewicz już jakiś czas temu zapowiadał wycofanie się z życia publicznego w białowieskie knieje, ale kiedy trąbka wzywa, to nie ma rady; trzeba jechać do TOK FM i nawijać. Dyscyplina przede wszystkim!

Nie tylko zresztą dyscyplina. Żeby na Donalda Tuska nie padło podejrzenie, iż w przeddzień rocznicy urodzin Adolfa Hitlera swoim triumfalnym wjazdem do Warszawy pragnie „przykryć” przypadająca akurat tego dnia rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, przypiął sobie do klapy papierowego żółtego żonkila, nawiązującego kształtem do Gwiazdy Dawida. Takiego samego żonkila miał tego dnia w klapie również pan prezydent Andrzej Duda, co pokazuje, że obok obszarów spornych istnieje również ogromny obszar, w którym żadnych sporów być nie może.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    23 kwietnia 2017

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758