KULTURA
Like

Pomocy, jestem dyskryminowana!

08/07/2013
1404 Wyświetlenia
15 Komentarze
12 minut czytania
Pomocy, jestem dyskryminowana!

Także dzisiaj my kobiety jesteśmy poniżane i manipulowane. Czas by zacząć się bronić. Sama jestem dyskryminowana. Jako kobieta. W takim tolerancyjnym społeczeństwie. Chodzi o moje plany na przyszłość: Nie mogę zostać tym, kim chcę. Mam pewne życzenie co do mojego zawodu, który budzi oburzenie wśród starszych współobywateli, ci wiecznie wczorajsi ludzie mnie wyśmiewają. Myślałam zawsze, że wszystkie tabu zostały już przełamane – najwidoczniej nie jesteśmy jeszcze w tym miejscu.

0


 

Chcę wznieść samorealizację kobiety na wyższy poziom. Simone de Beauvoir wyczyściła tu przedpole, my możemy dużo więcej – ale to jeszcze nie wszystko! Czas na nowy, feministyczny szturm, gdyż jeszcze nie wszystkie bastiony zostały zdobyte.

Długo czasu mi zajęło aby odkryć swój wymarzony zawód. Ciągle bowiem wmawiano mi, że ja jako kobieta muszę koniecznie zająć się samorealizacją. Zatem zajmowałam się w swoich poszukiwaniach między innymi propozycjami Ministra ds. Kobiet Gabrielą Heinisch-Hosek. Życzy sobie ona więcej kobiet w tradycyjnie lepiej opłacanych, męskich zawodach. Krytykuje, że fryzjerka zarabia dużo mniej od mechanika. Rozumiem jej starania o parytet. Ona chce rozbić męskie domeny. Wszystko dobrze! Ale moim problemem jest, że mechanika samochodowa nie bardzo mi się podoba – nie mogę zarazić się pasją dla motorów, a i fizyka niekoniecznie sprawia u mnie szybsze bicie serca.

Podczas moich poszukiwaniach natknęłam się na kościelne pismo z 2004: „Z podstawowych wartości, które są związane z konkretnym życiem kobiety, należy wymienić jej „umiejętność bycia dla innych”. Pomimo faktu, że pewien prąd feministyczny forsuje myślenie kobiety „dla niej samej”, zachowuje ona głęboką intuicję, że to, co najlepsze w jej życiu, to pokładanie starań o dobro innych, opieka nad nimi i troska o ich wzrost. Wspaniale! Tutaj odkryłam siebie na nowo, moje talenty, moje umiejętności, moją tęsknotę i moje marzenia.

Tak rozwijało się powoli moje marzenie, aby założyć firmę. Chcę się samorealizować. Na początku chcę zacząć jako małe przedsiębiorstwo, złożone z dwóch pracowników. Muszę przyznać, że faktycznie ciężko jest znaleźć odpowiedniego partnera do interesu. Planuję, że moje przedsiębiorstwo będzie się rozwijać i które przerośnie mizerny europejski standard. Życzę sobie rosnącego zastępu pracowników, z którymi chce utrzymywać bardzo zażyłe osobiste relacje. Pracowników, których w ramach osobistego coachingu w tym wszystkim przeszkolę, czego sama się nauczyłam. Zdaję sobie sprawę z tego, że moja samorealizacja wymaga wiele poświęcenia i zaangażowania, że muszę rozwinąć swoją umiejętność wielozadaniowości, ale da mi to na dłuższą metę maksymalny zysk!

Krótko: Jako swój główny etat widzę siebie przy opiece nad moim mężem i moimi dziećmi. Po to studiuje i rozwijam swojego ducha. Rodzina nie ma być dodatkiem do pracy, nie ma być żadnym hobby, ma być moją życiową misją. Nie chcę dzielić swojej uwagi, tylko skupić ją na moich ukochanych. Oni są mi drodzy, oni są moim kapitałem. Moim zyskiem jest szczęście żyjących ludzi: to mojego męża i, da Bóg, moich dzieci i wnuków. Maksymalizacja sensu zamiast gromadzenia bogactw, radość z relacji zamiast stres o czas wolny.

Moje marzenia o przyszłości spotykają się z zaskakująco pozytywnym odzewem ze strony rówieśników, kiedy to generacja dziadków z 68’ reaguje na moją wizję samorealizacji oburzoniem. Tak jak generacja, którą 68’ zwalczała przed 50 laty, tkwi ona skostniale na swoich wiecznie wczorajszych przesądach. Mój ideał zawodowy niestety nie występuje na długiej liście pani Minister. Starsi próbują mi wyjaśnić, co jest najlepsze dla mnie: Samotność. Wygląda na to, że dla ducha czasu nowoczesnej kobiety brakuje generacji 68’ jakiejś duchowej elastyczności. W czasie, gdzie coraz więcej ludzi zostaje odtrąconych do domów starców i żłobków, nasze społeczeństwo potrzebuje kobiet, które są w stanie dać ciepło i człowieczeństwo: Z jej „umiejętnością dla innych”.

Przed paroma tygodniami siedziałam z przyjaciółką i jej dwoma córeczkami. Bawiłam się z nimi w „wyścigi ślimaków”. Po trzeciej rundzie dzieciaki same zaczęły domagać się „jeszcze raz”, na co matka ze wzruszeniem w oczach powiedziała: „i po to się studiowało”.

Tak, moja przyjaciółka studiowała i zdecydowała się na to, aby z akademickim tytułem być wyłącznie dla swojego męża i swoich dzieci. Jej życie składa się obecnie z gotowania, prania, zakupów czy wspomnianych wyścigów ślimaków. I jest szczęśliwa. Czy jej studia były marnotrawstwem czasu? W żadnym wypadku! Jej dzieci zyskują z tego, że na swoich studiach była pilna i zdyscyplinowana. Dzieci będą wychowane przez wykształconą kobietę, która ma czas (i nerwy), aby je wspierać, gdyż nie musi martwić się o zarabianie pieniędzy.

Ma ona to szczęście, że znalazła męża, który potrafi sam utrzymać rodzinę i który docenia pracę kobiety i którą uważa za nie mniej wartościową od swojej. On widzi dokładnie, co ona robi, nawet gdy czyni to w ukryciu i jest szczęśliwy z powodu tego, że ktoś tę służbę czyni oddanie i z radością.

Młode kobiety, jak moja przyjaciółka, która jest moim żywym ideałem, mówią mi jednak, że są społecznie dyskryminowane. Agresywne pytania w stylu „kiedy w końcu pójdziesz znowu do pracy?”, albo „Co, jest Pani tylko pomocą domową?”, są na porządku dziennym, nawet gdy ma się więcej dzieci i przez to pracy więcej niż każdy zatrudniony na etacie. Te pytania pochodzą z ust przeważnie starszych kobiet, przeważnie rozwiedzionych, niemających żadnego dziecka lub mających jedno. Co jest takiego groźnego dla tych „kobiet pracujących”, że my na pełen etat chcemy troszczyć się o to, co nam najdroższe: o nasze rodziny?

Dzisiaj kobieta może wszystko: Letnia spódniczka albo dżinsy. Długie, rozwiane włosy lub fryzura na jeża. Homo, hetero albo bi. Wspinać się po drabinie kariery albo wytrzymywać podwójne obciążenie: rodzina i zawód. Kosmetyczka, pani pilot, pani profesor. Dlaczego patrzy się na mnie z takim niedowierzaniem, gdy mówię: „Ja chcę mieć dużo dzieci i zostać w domu”?

Niedawno pewna stara dama z oburzeniem ganiła mnie: „Tylko pomoc domowa? Tego nie możesz robić! Jesteś kompletnie zależna od twojego męża! Nie masz żadnego zabezpieczenia! Żadnej niezależności!”. Jej przesadność w tonie skłoniła mnie do refleksji: Przecież ja chcę relacji, a nie niezależności; zaufania, a nie samotnego bezpieczeństwa. Tylko w braku wszelkich relacji jest się absolutnie „pewnym i niezależnym” – ale ja nie chcę tak żyć. Egocentryczne „prawa kobiet” kosztem miłości, małżeństwa i rodziny mogę sobie odpuścić.

Naturalnie nie ma się nigdy pewności, że rodzina przetrwa. Jestem świadoma, że małżeństwo zawiera w sobie to ryzyko. Ale czy więzi, które zawiązuje i które mogę w każdej chwili przerwać, są w ogóle coś warte? Mam naprawdę od razu przy słowach „i póki śmierć nas nie rozłączy” myśleć o ewentualnym rozpadzie?

To była właśnie ta generacja dziadków 68’, która w 1973 z powodów ideologicznych zniosła opodatkowanie rodzinne – obciążając wówczas masowo ojców, którzy byli jedynymi zarabiającymi w rodzinie (chodzi o to, że „samotnie zarabiający” ojciec rodziny był w Niemczech przed 1973 zwalniany z części podatku dochodowego – przyp. tłum.) i zmuszając zastępy kobiet do szukania zarobku. Ta przymusowa praca masowo obciążyła małżeństwa i doprowadziła do rekordowej liczby rozwodów. Ta sama generacja 68’ zalegalizowała dwa lata później aborcję: Cóż za cyniczny eufemizm, żeby pod płaszczykiem praw kobiet dawać zielone światło na zabijanie własnych dzieci.

Jest kilka fajnych rzeczy z 1968. Np. Tammy Wynette zaśpiewała „Stand by Your Man”, przy każdym odsłuchaniu wzruszam się do żywego. Przeciwko tej życiowej, głębokiej mądrości ówczesny ruch kobiet wzniecił bunt. Czy typowa dzisiejsza feministka musi być bezdzietna, po aborcji, osamotniona i zgorzkniała po rozwodzie?

Victoria Fender (oryginał za www.kath.net/news/41901)

Tłum. Kamil Kisiel

PS Poniżej link do wspomnianej piosenki i fragment tekstu 🙂

Sometimes it’s hard to be a woman
Giving all your love to just one man
You’ll have bad times, and he’ll have good times
Doin’ things that you don’t understand
But if you love him, you’ll forgive him
Even though he’s hard to understand
And if you love him, oh be proud of him
'Cause after all he’s just a man.
Stand by your man, give him two arms to cling to
And something warm to come to
When nights are cold and lonely.
Stand by your man, and show the world you love him
Keep giving all the love you can.
Stand by your man.
Stand by your man, and show the world you love him
Keep giving all the love you can.
Stand by your man.

 

0

Karzel Reakcji

Civitas humana - dopóki Bóg nie powita nas w niebie, trzeba zajac sie sprawami przyziemnymi. Madrze. I za najmadrzejsze polaczenie uznaje polaczenie wolnej gospodarki z gleboko moralnym spoleczenstwem.

39 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758