Teraz, po ostatnim gwizdku na Stadionie Narodowym, liczą się dwie rzeczy. Historyczne, pierwsze zwycięstwo nad rywalem, który na dodatek przyjechał do Warszawy w glorii mistrza świata i gigantyczny zastrzyk piłkarskiej, wolicjonalnej energii, którą otrzymała nasza drużyna narodowa, a czego nie wolno zmarnować. Za chwilę następny mecz, ze Szkocją, i wygrana w tym spotkaniu mogłaby naprawdę ugruntować morale, tzw. team spirit, ekipy Adama Nawałki. W sportach drużynowych takie wartości są nie do przecenienia. Bo tutaj pewność siebie musi zbudować równocześnie kilkunastu ludzi, nie tylko piłkarze, ale także osoby pracujące bezpośrednio na rzecz narodowej reprezentacji Polski w piłce nożnej. Takie zwycięstwo może ustawić nową, mocniejszą hierarchię na linii trener – zawodnicy. Nie wolno nam zapominać, że wielu naszych gwiazdorów, na co dzień, w klubach, styka się z takimi potęgami, na ławkach trenerskich, jak Arsene Wenger, Juergen Klopp czy Josep Guardiola. Adam Nawałka wśród takich trenerskich tuzów, to na razie prawdziwy szarak. Dlatego zachowanie Sebastiana Mili, który po zdobyciu drugiej bramki, w geście euforycznej radości podbiegł do Adama Nawałki i rzucił mu się w objęcia należy zdecydowanie docenić. Doświadczony zawodnik wykonał tym jednym gestem kawał dobrej roboty dla drużyny!
Nie da się ukryć, że mamy interesujące pokolenie piłkarskie. Szczęsny, Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski (który wczoraj nie grał z powodu kontuzji), Krychowiak, Glik, Milik. Ci chłopcy już grają, i to od kilku lat, w renomowanych europejskich klubach (Arsenal, Bayern, Borussia, Ajax etc. ). Ławka rezerwowych też nie należy do najsłabszych (vide wczorajsze wejście na plac gry Sebastiana Mili). Dotychczas do szczęścia brakowało nam drużyny. Czy urodziła się wczoraj? Trudno powiedzieć, bo nasze orły nie zagrały wczoraj niestety dobrego meczu. Nie ukrywajmy, mieliśmy na Narodowym w meczu z mistrzami świata furę szczęścia. Bramki padły po koszmarnych błędach bramkarza Neuera i obrony niemieckiej, a napastnicy przeciwnika Bellarabi, Goetze, Schuerrle, Podolski, Mueller niemiłosiernie sknocili kilkanaście znakomitych okazji do strzelenia gola, a raz uratowała nas poprzeczka. Niemcy utrzymywali się przy piłce aż przez 68% czasu gry! Ktoś powie: nie ułatwiali im zadania ani Szczęsny, ani Glik, ale fakt pozostaje faktem, że drugi raz, nawet w meczu z dużo mniej wymagającym przeciwnikiem, na przykład z Gruzją, to piłkarskie szczęście może jednak być po stronie przeciwnika. Powiem więcej, takie cuda zdarzają się raz na wiele, wiele lat. Sytuacji sam na sam ze Szczęsnym było wczoraj co najmniej kilka. Chciałbym być na odprawie pomeczowej w szatni Niemców i posłuchać, co na ten temat miał lub będzie miał do powiedzenia Joachim Loew. To nie będzie miła pogawędka!
Jednak wynik poszedł w świat. Kto meczu nie widział, ten sobie pomyśli: fiu, fiu, ale się porobiło, Polska bije Niemców a Słowacja Hiszpanów. Polska w rankingu FIFA była przed meczem z Niemcami, uwaga, na 70. miejscu, a Niemcy, ma się rozumieć na 1. Dla nich ten wynik to klęska, żeby nie powiedzieć lekka kompromitacja. Piszczek i Lewandowski powinni wkroczyć w przyszłym tygodniu do szatni klubowych Borussii i Bayernu owinięci w biało-czerwone flagi i podać kolegom buty do wyczyszczenia.
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.