a następnie kontynuować sądownie i przez wiadome media swe haniebne dzieło. Skutkiem jest (na razie) m.in. w  onet.pl  tekst pt. "Napadł na dziennikarkę. Pielgrzymowi grozi 5 lat". Zacytujmy fragmenty:

"Dwa zarzuty usłyszał uczestnik pielgrzymki, który uderzył w twarz dziennikarkę Telewizji Polsat oraz uszkodził kamerę należącą do tej stacji telewizyjnej – poinformowała Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. (…) Zarzut dotyczy naruszenia art. 43 Ustawy Prawo Prasowe. (…) Drugi z postawionych zarzutów dotyczy zniszczenia kamery należącej do Telewizji Polsat, której wartość oszacowano na 27 tys. zł".

Po pierwsze, dziennikarze Polsatu nie otrzymali akredytacji, więc ich obecność na Jasnej Górze jako przedstawicieli stacji telewizyjnej była po prostu nieuzasadniona. Sprawa ta, choć podstawowa, jest przemilczana przez mainstream.

Po drugie, z relacji świadków wynika, że ekipa Polsatu zachowywała się prowokacyjnie. "Bardzo głośno rozmawiali i komentowali wszystko, co działo się przy głównym ołtarzu – mówi jedna z uczestniczek pielgrzymki. – Słyszałam, jak pielgrzymi wielokrotnie prosili ich, by się uspokoili".

Po trzecie, opisy świadków zdarzenia potwierdzają wersję faktycznie poszkodowanego Andrzeja K. z Katowic. "Widać było, że wcześniej operator silnie pchnął lub kopnął pielgrzyma z flagą, bo ten poleciał z impetem do przodu" – mówi naoczny świadek.

Inna osoba przedstawia tuż po wydarzeniu dziennikarkę Ewę Żarską, która była ponoć uderzona w twarz, jako osobę "zadowoloną, odprężoną, a nawet roześmianą". Nie tak zachowuje się człowiek poszkodowany. I jeszcze jedna sprawa: Szkoda materialna przedstawiona Andrzejowi K. przez operatora w pierwszym dniu wynosiła około 100 zł. Częstochowska prokuratura otrzymała kosztorys na 1000 zł.  W  onet.pl  szkoda urosła do 27 tys. zł.

To nie są jedyne strony tej nikczemnej prowokacji. W sprawę zaangażowały się ciała medialne oraz polityczne, i to chciałbym przedstawić jutro. Zacytuję na koniec ciąganego teraz po sądach pielgrzyma Andrzeja K.:

"Najgorsze jest to, że dziś tak zwanych standardów demokratycznych czy moralności mają nas uczyć ludzie o zaśmieconych życiorysach".